wtorek, 28 grudnia 2021

„KSZTAŁT RUIN” Juan Gabriel Vásquez

 


"...pisarz nie opowiada bowiem o czymś co zna i rozumie, a jeszcze mniej opowiada dlatego, że coś zna zna i rozumie, ale właśnie z tej przyczyny, że uświadamia sobie, iż jego wiedza i zrozumienie był fałszem, fatamorganą, iluzją, i dlatego jego książki nie są, nigdy nie będą niczym więcej niż tylko dopracowanymi dowodami dezorientacji, rozbudowanymi i wielokształtnymi deklaracjami zdumienia."
Tak tłumaczy napisanie tej misternie rozbudowanej, swoistej autofikcji, autor.

Przypadkowe spotkanie pisarza z pewnym lekarzem, a później z jego znajomymi zaowocuje wciągnięciem go w nieprzewidywalną rzeczywistość najważniejszych momentów historii swojego kraju.
Udany zamach na Jorge Gaitana, czołowego liberalnego polityka kolumbijskiego, kandydata na prezydenta, dokonany 9 października 1948 r. przez Roa Sierrę, zlinczowanego przez rozwścieczony tłum, dał początek wielkim zamieszkom (El Bogotazo), w którym śmierć poniosło 3 tysiące osób oraz zmienił oblicze Kolumbii. To ten moment, który kształtuje kolejne pokolenia Kolumbijczyków, wciąż rodząc pytania o "prawdziwych" sprawców i inspiratorów tej zbrodni. 
Tym tropem podąża też pisarz, zaczynając wraz z bohaterami kwestionować oficjalną wersję wydarzeń. Czy można po tylu latach spróbować zbliżyć się do prawdy? Gdy dodatkowo okazuje się, że podobne morderstwo na Rafaelu Uribe Uribe również liberała w 1914 roku, wykazuje dziwnie zbieżne okoliczności. A próbę jego wyjaśnienia, której podjął się młody prawnik Anzola na zawsze zmieniła jego życie. To co pewne i przewidywalne zmienia się w niezrozumiałą krainę mroków, a za historycznym wymiarem wydarzeń stoją indywidualne dramaty.

Myliłby się ten, kto sądzi, że jest to jakaś historia z drugiego końca świata, nie mająca nam nic interesującego do zaoferowania. 
Vásquez tworzy niezwykły miks politycznego thrillera, i literatury faktu z traktatem o pamięci, i dążeniem do prawdy, która choć zdaje się być na wyciągnięcie ręki, ciągle umyka nie dając się do końca odkryć i wyjaśnić.  Nic nie jest jednoznaczne: świadkowie, dokumenty, źródła. 

Dlaczego jedno zdanie  Gabriela Garcii Marqueza zamieszczone w broszurce, waży więcej niż wszystkie zebrane materiały? 
Gdzie kończy się podejrzliwość, a zaczyna chorobliwa obsesja? Gdzie przebiega granica pomiędzy poszukiwaniem prawdy, a usilnym naginaniem faktów do swojej interpretacji i wiarę w teorie spiskowe? Czy można zaangażować się całkowicie bezstronnie i mieć szansę na wygraną w starciu z siłami, które dzierżą losy społeczeństw? Czy da się ponad wszelką wątpliwość potwierdzić takich sił istnienie? I w końcu, czy historia to zlepek całkowicie przypadkowych okoliczności, tworzących chaos świata, czy starannie wyreżyserowany spektakl? Czy przemoc narkotycznych gangów Escobara, która odcisnęła piętno na młodości pisarza i całym kraju, daje się "wytłumaczyć" w kontekście wcześniejszych wydarzeń?

Pytania, pytania, mnóstwo dygresji, szczegółów, interpretacji. Labirynt mrocznych ścieżek, które nie kończą się upragnionym celem. Osobiste doświadczenia pisarza, wydarzenia widziane wciąż z innej perspektywy, tworzą złożony, okrutnie pasjonujący obraz.   

Wydawnictwo Czarna Owca, 2020
Przełożyła: Katarzyna Okrasko
Liczba stron: 559

wtorek, 14 grudnia 2021

„BRATNIA DUSZA” David Diop

 


Wszystko co najgorsze w wieku XX miało początek w tej wojnie, a ta wojna wykluła się z lat wyzysku i podziałów. Mierzenie się z tym dramatem wraca ciągle w echach literackich, nawet po tylu latach.
Diop francuski pisarz pochodzący z Senegalu,  dokłada swój oryginalny, zdecydowany i wyrazisty kamyczek własnej wizji, kierując go w inne rejony.

Oto Alfa Ndiaye wcielony do francuskiej armii z francuskiej kolonii w Senegalu doświadcza koszmaru wojny w okopach. Dodatkowo kolonialne piętno sprawia, że "czekoladowi" z Afryki, oprócz pogardliwego traktowania, rzucani są do samobójczych szarż. Kiedy jego najbliższy przyjaciel z rodzinnej wioski zostaje śmiertelnie ranny, prosząc go w bólu o skrócenie swoich cierpień, Ndiaye podejmuje decyzję, której dręczące skutki doprowadzą go do "myślenia" własnego, uświadomią mu skutki i przyczyny, poprowadzą do zemsty, która realizowana z konsekwencją stanie się najpierw źródłem podziwu współtowarzyszy i dowództwa, by później zamienić się w lęk i strach przed braterstwem śmierci.
Bohater wojenny zamienia się w "pożeracza dusz", towarzysza kostuchy i krwiożerczego dzikusa, nawet w oczach swoich współtowarzyszy.  
"Bogiem a prawdą, takie jest życie, taki jest świat: wszystko ma dwa oblicza."
Bo na polu bitwy, szaleństwo i furia mogą być tylko sterowane, są potrzebne tylko podczas ataku, po gwizdku kapitana są tabu. Wojna szaleńców nie potrzebuje, choć ciągle ich stwarza.
Marionetki ludzkie stają się nieobliczalnymi, a zbyt dzika walka to za dużo. Wystarczy tylko zabijać. To przecież cywilizowana wojna, choć oczy kapitana pełne są nienawiści do wszystkiego, co nie jest wojną.
Wojna dla dowódcy to kobieta kapryśna, a jej zachcianki trzeba zaspokoić. Tylko on wie jak to zrobić.
Stąd pozbędzie się swojego "rywala" w szaleństwie, do którego prawo ma tylko on. 
Wtedy też dowiemy się całej historii dzieciństwa i dorastania głównego bohatera. Senegalska wioska z jej lokalnym kolorytem i Piekło wojny, które stało się ich udziałem, choć chcieli tylko podążyć za marzeniami. 
Okrucieństwo wyniesione i zaszczepione wybucha w zaskakującym finale, łącząc się w brutalnym akcie, stając się okaleczoną próbą przywrócenia z głębi ziemi niczyjej swojego przyjaciela.

Rozdzialiki stworzone na wzór specyficznej litanii i zaśpiewu, mają transową wręcz siłę przyciągania. Monolog Nadiye staje się magnetycznym lamentem, dopominającym się wysłuchania krwawiącym głosem z zaświatów, wplecionym w afrykańską obrzędowość i wierzenia.

Ta niewielka książeczka ma, trzymając się terminologii wojskowej, ogromną siłę rażenia.
Niezwykle sugestywna, oszczędna, głęboko mroczna, ale niezwykle precyzyjna proza o obłędzie zgubionej duszy.

Wydawnictwo Cyranka, 2021
Przełożył: Jacek Giszczak
Liczba stron: 140

piątek, 10 grudnia 2021

„POUFNE” Mikołaj Grynberg


Okruchy. Życia historie poskładane z okruchów. Zbiorowy bohater, którym jest rodzina, syn, ojciec, dziadek, matka, córka. Bez imion i nazwisk, dat. Króciutkie, niektóre lapidarne wręcz, zwięzłe do granic rozdzialiki, ale gęste jak zastygający kisiel, nasączone znaczeniem jak rodzynkami sernik. Prozaiczne i codzienne sytuacje, nacechowane "dziwnymi" zachowaniami bohaterów, w których głębokie znaczenia ujawniają się mimochodem. Gest, obraz, przedmiot, czasem jedno słowo, które każą domyślać się czegoś więcej. Przeczucia wiedzy, którą mamy, ale jej sobie nie uświadamiamy lub odrzucamy. Bo za dużo, bo znowu, bo wciąż, ileż można... Jak narrator, który: "Pewnie, że rozumiał. Chciał jednak choć przez chwilę przebywać w szczęśliwym świecie.".
Żegnanie pamięci Zagłady, choć ta ciągle trzyma się klamki u drzwi, natrętna i uparta odejść nie chce.
Nieprzekazywalne doświadczenie odbija się niespodziewanym echem, docierając wciąż dalej i dalej do kolejnego potomka i czytelnika.

Każdy malutki rozdział to osobny tekst, choć część z nich każe domyślać się tych samych bohaterów, ujętych w innych sytuacjach, z innej perspektywy. Teksty napisanie z perfekcyjną, wycyzelowaną pieczołowitością, gdzie nie ma miejsca na zbędne słowo. 

Znaki wypalone w duszy, zatarte i wyblakłe staną się i tak widoczne, dadzą się odczytać.
Jak słowa kyrie eleison, których syn na lekcji przetłumaczyć nie umie, choć nauczyciel twierdzi, że nie chce; jak kobieta z projektowanym domem z systemem schowków i tuneli; czy profesor niebiorący udziału w konferencjach tylko w jednym kraju.
Groza pamięci przebijająca zewsząd razem z wypracowanymi mechanizmami obronnymi, stanowiące nieodłączne składniki  żydowskiego losu.

Ile zostaje w kolejnych pokoleniach, z tego czego świadkami byli przodkowie? Jak wiele lęku i obaw dziedziczymy.  Czy tego chcemy, czy nie przeszłość rezonuje i jej dźwięk do nas dotrze. "Wszystko ma swoje wady i mało zalet.". Jak  w ciągłej i iluzorycznej wszak potrzebie zapewnienia bezpieczeństwa, bo "ona" znowu może  nadejść, a czas międzywojnia może skończyć się w każdym momencie. 
Konfrontacja z ostatecznym na wielu poziomach odczuwania i godzenia się z nieuniknionym.
Do tego niezwykła, wręcz nieprawdopodobna literacka czułość Grynberga, językowa subtelność, melancholia poprzeplatana z wysmakowanym humorem i mistrzowskim rozłożeniem akcentów.

Przejmująca, mądra, dotykająca, niezwykła proza złożona tylko z elementów ważnych, dzieląca się z czytelnikiem materiałem głęboko poufnym.



Wydawnictwo Czarne, 2021
Liczba stron: 232

niedziela, 28 listopada 2021

„CZERWONE FRAGMENTY. Autobiografia procesu” Maggie Nelson

 

To jedna z tych książek wymykająca się klasyfikacji i zaszufladkowaniu, stworzona poza gatunkowymi ramami. A podtytuł niezwykle sprytnie zwodzi na manowce odzwierciedlając swój właściwy sens w trakcie lektury.
Bo tak, jest to swoista autobiografia, dodatkowo autobiografia wielu procesów i nie tylko tego dosłownego toczącego się na sali sądowej. "Raport z terenu" stanowiący próbę dotarcia do "prawdy".

Autorka, w przededniu wydania tomiku wierszy, poświęconego ciotce Jane (polski tytuł. "Jane. Morderstwo"), siostrze mamy, która został brutalnie zamordowana przed trzydziestoma pięcioma latami w wieku lat 23 u progu dorosłego życia, odbiera telefon z policji. Śledczy wyjaśnia, że niewyjaśniona zbrodnia sprzed lat została, dzięki nowoczesnym metodom, rozpracowana, a sprawca niebawem będzie aresztowany i osądzony. Domniemany seryjny zabójca, który mordował w tamtym czasie młode kobiety, a ta zbrodnia też mu została przypisana, okazuje się niezwiązany z tą sprawą.

Rodzina pisarki, żyjąca przez tyle lat w cieniu tej tragedii zostaje ponownie skonfrontowana z okropnymi faktami i zmuszona do przywrócenia bolesnych wspomnień. Z całą otoczką sensacyjno-medialną, w której z konieczności sama bierze udział z wnikliwością przygląda się  swoistej "atrakcyjności" zbrodni, ale też drobiazgowo i z ogromną wrażliwością opisuje wpływ jaki wywarły na niej samej fotografie ciała zmaltretowanej ciotki,  z pieczołowitością omawiane podczas śledztwa i procesu, docierając do zupełnie niezbadanych i odkrywczych wniosków.

Maggie Nelson od tego punktu granicznego rozpoczyna swoją wielowarstwową, złożoną i niejednoznaczną opowieść. 

Podczas pisania, przyświecał mi tylko jeden cel: pozwolić, by wydarzenia związane z rozprawą sądową, wydarzenia związane z moim dzieciństwem, wydarzenia związane z zamordowaniem Jane oraz akt pisania zaistniały we wspólnym momencie czasu i przestrzeni".

Wątki sądowe, proces dochodzenia do "sprawiedliwości" i samo jej pojęcie, ale też reperkusje jej wymierzania stanowią oczywistą kanwę narracji, prowadząc do próby analizy umysłu samego mordercy, ale również niejednoznaczny stosunek samej autorki do sprawcy, stanowią jeden z ważnych elementów powieści.

Pisarka analizując życie własne i najbliższej rodziny w cieniu doznanej tragedii dokonuje swoistej wędrówki do przeszłości. Cień, duch ciotki towarzyszył im bowiem często nieuświadomiony, mimo pozornej deklaracji matki, twierdzącej o pogodzeniu się ze śmiercią siostry.
Choćby filmy, które wspólnie zdarza się im oglądać, książki, po które sięgają, czasem nieprzewidywalnie kierują ich myśli ciągle do tego feralnego dnia. Ciążenie, z czasem zupełnie niezauważalne pcha ich niezmiennie w rejony realizowanego "projektu bezpieczeństwo", tyleż koniecznego, co iluzorycznego  w swej istocie.
Bo też smutek, który zagnieździł się wtedy, wcale nie odszedł, przeszedł metamorfozę i wciąż pozostał, niczym złowieszczy, mroczny welon.

Ale Nelson sięga też dużo głębiej. Swoje dzieciństwo, dojrzewanie, burzliwe, siostrzane problemy emocjonalne, nagła śmierć ojca, ciężkie rozstania miłosne to wszystko kolejne procesy, które z ogromną wnikliwością próbuje przefiltrować przez swoje emocje i wielką wrażliwość literacką.

Niezwykle grząski to grunt, gdzie cienką granice intymności przekroczyć łatwo. Nelson za sprawą lirycznego, przepełnionego głębią literacką języka udaje się całkowicie oddalić to zagrożenie, pomimo że w swoich wyznaniach posuwa się naprawdę daleko. 

Miejsca, gdzie przygląda się samej sobie, próbując opisać zmagania z bolesną materią rzeczywistości są wyjątkowe i stanowią też dla niej w istocie możliwość spojrzenia na wiele spraw z zupełnie innej strony i w szerszym, kobiecym kontekście, jak na przykład konieczność swoistego oddalenia, anonimowości, będąca dla Nelson jednym z ulubionych doznań. "Być "człowiekiem tłumu", albo odwrotnie, sam na sam z naturą, tudzież ze swoim Bogiem. Rościć sobie prawo do przestrzeni publicznej, nawet jeśli czujesz właśnie znikasz w jej obfitości, w jej majestacie. Ćwiczyć się w śmierci, doznając zupełnej pustki, lecz jakimś cudem pozostając przy życiu." 

Stan, w którym znalazła się pisarka oraz doświadczenia, które były jej udziałem nieuchronnie prowadzą do rozważań dotyczących tej największej, niezrozumiałej tajemnicy śmierci.
"Szykując się do procesu, niekiedy czuję się tak, jakbym za sprawą bólu wywołanego tą stratą doświadczałam pewnej formy oświecenia - że dzięki niemu w końcu zaczynam pojmować, iż nasze myśli, emocje, całe nasze życie to w gruncie życie złudzenie, długi, barwny, urozmaicony sen, z którego budzi nas śmierć".

A stąd już zupełnie blisko do owych tytułowych "czerwonych fragmentów", których jest tylko kilka, ale nabierają kolejnych, zupełnie nowych znaczeń.
Odkrycia, nowe ścieżki i tropy. Dojmująca lektura.

Wydawnictwo Czarne, 2021
Przełożyła: Anna Gralak
Liczba stron: 232

środa, 17 listopada 2021

„ŚPIEWAJCIE, Z PROCHÓW, ŚPIEWAJCIE” Jasmyn Ward

Jedną z cech literatury wybitnej jest przekazanie doświadczenia obcego czytającemu w taki sposób, żeby zanurzył się w niej, a wracając na powierzchnię czuł całym sobą, że przytrafiła się mu podróż niespotykana, której odbycia zaplanować nie można, a jej ślady pozostają wyraźne na zawsze.

Tego dokonała w swej powieści Jasmyn Ward (dwukrotna laureatka National Book Award). Słowo podróż jest tu kluczowe, gdyż to książka drogi i to na wielu poziomach.
W warstwie pierwszej, fabularnej to podróż pewnej afroamerykańskiej rodziny: mama Leonie z trzynastoletnim synem Jojo i kilkuletnią Kaylą (Michaelą) ruszają do południowego Missisipi,  do stanowego więzienia Parcham w głębi stanu, by po kilku latach odsiadki odebrać Michaela, męża Leonie i ojca jej dzieci. Michael to biały Amerykanin, którego związek z czarnoskórą dziewczyną jest absolutnie nieakceptowany przez jego rodziców, potomków plantatorów. Dzieci wychowywane są przez dziadków Zrzeki (Tatko) i chorą babcię (Mamcię), bo Leoni swój instynkt macierzyński "zagubiła", ale też wpadła w sidła używek wraz z przyjaciółką Misty, która również wyrusza z nimi w tę trasę.

To będzie droga, tam i z powrotem, droga która ściśnie żołądek i odbierze oddech.

Książka ma do połowy dwóch narratorów. Pierwszym jest Trzynastoletni Jojo na progu dorastania, stawiający sobie fundamentalne pytania o życie, śmierć i zrozumienie otaczającego świata, będąc jednocześnie troskliwym opiekunem, będąc w tej powieści specjalnym przewodnikiem dla czytelnika. To on wysłucha od swojego dziadka opowieści o jego dzieciństwie i pobycie w tym samym więzieniu, do którego trafił Michael, a będąc wtedy nastolatkiem, próbował przetrwać w piekle. To od niego usłyszy we fragmentach opowieść o Bogasiu, jeszcze młodszym chłopaku, który wraz z nim  trafił do tego przeklętego miejsca. I wreszcie to on będzie musiał poradzić sobie z ogarniającą bezradnością, z ogromem cierpienia, bólu i strachu, które pozna wraz z czytelnikiem. 

Drugim jest perspektywa Leoni, matki, która kocha, choć nie może odnaleźć się w tej roli. Matki, która nie może poradzić sobie z niezawinioną stratą, która jak cień w skwarze amerykańskiego południa jest stale obecna i widoczna. Matki, córki, która nie sprostała klęskom, nienawiści i odrzuceniu i nie chce przyjąć wątpliwego dla niej "daru", który jest ponad jej siły. W ciągłej ucieczce upatrując ratunku. 

Do tych dwóch narratorów dołącza w połowie książki trzeci. Bogaś, a raczej zjawa, jego duch, który też szuka wyjaśnienia, i śpiewa przedziwną pieśń. Pieśń prześladowanych i katowanych, której mroczny zaśpiew stanowi echo olbrzymiego bagażu przeszłości. Wtedy też powieść przeradza się w niezwykłą wizyjność, która unosi się nad rzeczywistością, stanowiąc jej niejaką ciągłość i dalszy ciąg. Widma, które też przemierzają swoją drogę, ale do innego domu, domagając się od żyjących otwarcia drzwi.
Bo Bogaś nie jest jedynym. Wcześniej pojawia się, Dany, brat Leonie, ukazujący się najpierw w jej narkotycznych halucynacjach, a później innym członkom rodziny, który wysyła tylko niewerbalnie sygnały, będąc kolejnym, tajemniczym łącznikiem pomiędzy światami.

To proza bezkompromisowa i bolesna, którą trzeba czytać uważnie. Koncentrująca się na najtrudniejszych pytaniach, na które odpowiedzi będą dotkliwe, a czasem przerażające.
Poruszająca nie tylko niezabliźnione wciąż rany rasizmu i ksenofobii, ale też ich wpływ na współczesność. Tekst o  bezradności wobec doświadczonego cierpienia, nieuchronnych, wbrew sobie podejmowanych często wyborach fundamentalnych.

To też symboliczna rozprawa o poszukiwaniu własnej drogi i odpowiedzialności za innych.
Smutna, gorzka, gniewna i niezmiernie przejmująca, ale również i może przede wszystkim wyzwalająca, hipnotyczna powieść.


Wydawnictwo Poznańskie, 2019
Przełożył: Jędrzej Polak
Liczba stron: 335


wtorek, 9 listopada 2021

„OKRĘG SINISTRA. Rozdziały pewnej powieści.” Adam Bodor

 

Dziwne, odrealnione miejsce poza czasem, gdzieś w Karpatach na pograniczu, gdzie pija się denaturat sączony przez chleb lub ubranie, hoduje niedźwiedzie, a najgorsze co może cię spotkać to katar tunguski.
Zaludniają go małomówni i skryci raczej mieszkańcy, którzy dostosowali się dziwnych, obowiązujących tu reguł.
Kraina, gdzie rządzi pułkownik, a  później pułkowniczka ze swoimi strzelcami górskimi, wydając glejty i pozwolenia na dorywcze zajęcia. A jak raz tu przyjedziesz, to ciężko będzie wyjechać z własnej woli, chyba, że dostając "wilczy" bilet, uciekając w ciężarówce przemytnika lub zniknąć ostatecznie na mocy niepodważalnych decyzji.

Podobnie przytrafi się to narratorowi, (choć i on czasem jest nieokreślony), który w poszukiwaniu przybranego syna zawita do Sinistry. Na wejściu "gubi" dokumenty, dostaje nowe nazwisko (na marginesie samego autora) i kwaterę na odludziu. Ima się różnych zajęć, zostaje kierownikiem magazynu owoców leśnych, pomocnikiem w kostnicy, drogomistrzem i posłannikiem do specjalnych poruczeń.   
Jego bytności na owym przygraniczu oraz losom mieszkańców patronuje surowa przyroda wraz z jej zapachami i dźwiękami. Snująca się nielinearna, momentami surrealistyczna opowieść przechodzi w specyficzną groteskę w groteskę, która podszyta jest podskórnym niepokojem.

Sytuuje się ta proza gdzieś pomiędzy bałkańskim realizmem magicznym, a kafkowskim światem, gdzie fatum i nieuchronność losu są jedynym pewnikiem egzystencji. Świat, gdzie z rzeczywistością się nie dyskutuje, bezwolny i poddany swojemu rytmowi. Echa zmian zachodzących gdzieś poza Sinistrą docierają tu jakby mimochodem. W tej krainie na próżno szukać znaków czasu. Tu nie jesteś bytem osobnym tylko tekstem  w nawiasach. 
Opary mgły, smak denaturatu i nieśmiertelniki na kończynach. 
Bardzo niejednoznaczna, spowita nimbem tajemniczości, oddziałująca niebezpośrednio i mimochodem lektura.  


Wydawnictwo Czarne, 2021
Przełożyła: Małgorzata Komorowska-Fotek
Liczba stron: 206

środa, 20 października 2021

„NIEPOKÓJ PRZYCHODZI O ZMIERZCHU” Marjeke Lucas Rijneveld

 

Holenderska wieś u progu nowego millenium i dzieciństwo na farmie w środku Europy. 
Protestancka rodzina wierna wielopokoleniowym tradycjom, ojciec, matka, i czwórka dzieci. Kury, krowy, króliki, siano, pola, gospodarka. Ale do "sielsko i anielsko" daleko.
Zapachy inwentarza wsiąkają głęboko, są nie do usunięcia. 

"Miałam dziesięć lat i przestałam ściągać kurtkę". Tak rozpoczyna narrację dziesięcioletnia dziewczyna, jedna z rodzeństwa. Od tej chwili, a jest to moment w powieści przełomowy, czerwona budrysówka będzie stanowić zaporę przed światem. Rytm życia, jak to w gospodarstwie wyznaczają codzienne czynności i ciągłem obowiązki. Nic w tej kwestii nie zmieniło się od wieków, może poza dostępnymi narzędziami. Do tego dochodzi ścisłe religijne wychowanie, gdzie cytaty z biblii tkwią w głowie, bardziej niż dziecięce wierszyki, a od panujących zasad nie ma odstępu. Gdzie słowo golizna niesie rumieniec wstydu, a ciekawość seksualną rozbudzają porcelanowe aniołki z choinki.
A z drugiej strony wiejska wolność, gdzie poza wzrokiem rodziców można "badać" życie, "testować" śmierć i odkrywać na własną rękę seksualność i przygotowywać  "plan". Dziecięca ciekawością i głód zrozumienia otaczającego świata, i nadzieja na ucieczkę z pułapki, którą szykuje.

Tragedia, która dotyka rodzinę na początku powieści (ale bynajmniej niejedyna) rozbija powoli ten obraz. Każdy z bohaterów sam musi zmierzyć się z cierpieniem, oswojeniem śmierci. Ale jej oswoić nie sposób, choć sama wyznacza rytm wiejskiego życia i bezustannie towarzyszy wszystkim na każdym kroku. Dżdżownice, motyle, chomik, króliki, ropuchy, krowy i niezliczone odejścia z tą najważniejszą i niezrozumiałą. Docierają też tu echa Holokaustu, gdzie piwnica staje się kryjówką Żydów. Tu "Bóg tak chciał" już nie działa, trzeba szukać po swojemu, by próbować wyrwać się z jej szponów .
Wyobcowanie i oddalenie, jak w odwróconej lornetce, zamrożenie uczuć i ciągły niepokój.

Rozbudowane, piętrowe, miejscami naprawdę cudowne i bardzo oryginalne językowo metafory, połączone z nieoczywistymi cytatami z biblii czynią z tej książki literaturę wybitną. Powieść nieustannie balansuje między lirycznym naturalizmem, a brutalnością życia, sfera sacrum miesza się z prowokującymi, czasem makabrycznymi i obrazoburczymi wręcz obrazami.
Do tego jej niesamowity rytm, który sprawia, że lektura hipnotyzuje, pomimo trudnej lekcji jaką nam serwuje najmłodsza(y) laureat(ka) międzynarodowego Bookera.
Doskonała. Nowy i ważny głos we współczesnej europejskiej literaturze.

Wydawnictwo Literackie, 2021
Przełożył: Jerzy Koch
Liczba stron: 315

wtorek, 5 października 2021

„SZKLANY KLOSZ” Sylvia Plath


Już od samego początku świat domaga się od nas samookreślenia. Kim chcesz być, co zamierzasz w życiu robić? Ciągłe stawianie wyzwań, nieustanne wymagania i precyzja odpowiedzi są na porządku dziennym. A co jeśli czujemy powiew pustki na plecach?
Znając krótkie życie autorki  i jego koniec trudno czytać tę książkę w oderwaniu od jej biografii.
Dojście do ściany, a może raczej na skraj przepaści, gubiąc ścieżkę powrotu, to przydarzyło się zarówno Esther, bohaterce tej książki, jak i samej Sylvii. To właśnie po swojej pierwszej próbie samobójczej  napisała tę powieść i niedługo po jej skończeniu postanowiła odejść, sprawiając 

Wyraźnie dwie części wyłaniają się podczas jej lektury. Pierwsza, momentami irytująca i drażniąca, z pozoru o niczym, gdzie nastoletnia stypendystka z perspektywami, razem z kilkunastoma koleżankami mieszka miesiąc w hotelu w Nowym Jorku spędzając czas na imprezach, kursach, zajęciach. Niczym nieograniczony czas wolności młodzieńczej. Ale już pierwszy akapit i co jakiś czas mimochodem rzucane niepokojące stwierdzenia zdradzają, że nie będzie to relacja gnuśnej, młodej kobiety.
I choć dylematy bohaterki z pierwszej części wydają się być trywialne, małostkowe, miejscami niedorzeczne,  to po jej powrocie z wielkiego miasta w rodzinne strony coraz szybciej odkrywamy, że niemożność działania i zniechęcenie ma przyczyny gdzie indziej. 
Rozważania nad próbami odebrania sobie życia, w końcu próba samobójstwa i leczenie w klinikach, gdzie elektrowstrząsy to w zasadzie jedyna metoda "leczenia" psychicznych przypadłości oraz próby rozpaczliwego wyjścia z psychicznego impasu stanowią oś reszty narracji.

Nie znajdziemy tu mrocznych, czających się za rogiem demonów. Druga część pisana jest z zimną i ostrą precyzją. Bez zbędnego rozczulania się nad sobą, ale z jednoznaczną diagnozą alienacji i poczucia obcości w świecie. Choć są też fragmenty autoironiczne i pisane z poczuciem dystansu.
Plath doskonale czuje, jak łatwo i niepostrzeżenie przesunąć granicę, jak ciężko "normalsom" zauważyć i zrozumieć nieodpartą chęć odseparowania. Jak niemożliwym do wytłumaczenia innym  jest poczucie  bezsensu egzystencji. 
Książce może daleko do literackiej wybitności, ale porusza swoją szczerością i bez wątpienia można odnaleźć w niej jakieś echo lęku pierwotnego, czy doświadczenia, które jest udziałem wielu.

Wydawnictwo Marginesy, 2021
Przełożyła: Mira Michałowska
Liczba stron: 340




wtorek, 28 września 2021

„SNY O POCIĄGACH” Denis Johnson

 

Stukot kół pociągów i ich gwizd oraz wycie wilków wyznaczają rytm tej mikropowieści, dwukrotnego finalisty Pulitzera..

Robert Grainier, sierota, prosty robotnik kolejowy, musi zmierzyć się z ciosem nokautującym jaki otrzymał od losu. Świat nie wróci już na właściwe nomen omen tory, przyroda nie będzie taka jak kiedyś, strzeliste świerki zastąpią karłowate sosny, a on będzie trwał gdzieś na granicy światów, tego rzeczywistego i tego niezbadanego, ale przeczuwalnego.

Dorywcze zajęcia, sporadyczne kontakty z innym człowiekiem, ale każde w bogaty w dodatkowe, czasem komiczne znaczenia, przypatrywanie się w zdumieniu światu, które będą towarzyszyły mniej lub bardziej świadome oddalenia, ucieczka w głuszę i samotność.
Domyśla się, że ucieczka w inne życie nic nie zmieni, a bólu się nie zagłuszy. Tylko tam, w odosobnieniu i blisko tych, którzy odeszli może sam doświadczyć czegoś więcej. Ponownego spotkania, przeczucia, próby zrozumienia i sensu egzystencji. I tak się dzieje, choć owego doświadczenia przez brutalność i powszedniość świata nie sposób zrozumieć. Pozostanie w prywatnej sferze, subtelnie opowiedziane i niedopowiedziane. 

Zwierzęca ludzkość i ludzkie zwierzęta. Pozostaje proste epitafium, nabrana widownia i pierwotny dźwięk.

Dosadność, brutalny realizm przepleciony lirycznym językiem i empatią dla losów człowieczych. Codzienny znój i pustka, której towarzyszą nieskomplikowane rzeczy i tajemne uniesienia. 
Dojmująca, magnetyczna proza.


Wydawnictwo Czarne, 2021
Przełożył: Tomasz S. Gałązka
Liczba stron: 112






wtorek, 21 września 2021

„JEZUS NIECHRYSTUS” Piotr Augustyniak


Augustyniak stawia w tej książce fundamentalne pytanie. Czy Jezus może być znaczący i odczytywany poza chrześcijaństwem? Porzucając wizję człowieka i świata, jaką oferuje religia, uzurpująca sobie jedyne możliwe (według niej) dogmatyczne przedstawienie Jezusa jako Boga i zbawiciela, dekonstruuje mit o jego zmartwychwstaniu. Wszystko po to, by jak najbardziej zbliżyć się i podjąć "próbę dotarcia do egzystencjalnego doświadczenia, z którego mogło wynikać jego nauczanie”, poszukiwać (na ile to możliwe) i zrozumieć sens jego przesłania.

"Mit Jezusa jest wieloznaczny i zwodniczy. Ale nie zmienia to faktu, że jest też przemożny i wciąż oddziałuje; że wciąż tkwi w nim potencjał kwestionowania reguł świata i naszego funkcjonowania w nim. Aby to jednak wyzyskać, trzeba go czytać twórczo: podważać, stawiać pod znakiem zapytania, łapać za słowa. Tylko tak można otworzyć sobie dostęp do tego, co naprawdę niesamowite."

Sięgając do źródła Q i tylko na nim się opierając, autor przedstawia Jezusa anarchicznego, przekraczającego codzienną, narzuconą przez świat optykę i zanurzającego się we wszechogarniającej  boskości życia tu i teraz, która dostępna jest też każdemu. Ale która jednocześnie jest obezwładniającym doświadczeniem na każdym poziomie, i stanowi przestrzeń zarówno zachwycającą, ale też i przerażającą.
Sięgając do starożytnej Grecji dogłębnie opisuje to niebywałe uczucie utożsamiając go z greckim kairosem, w opozycji do codziennego i porządkującego chronosa.
Nawiązuje przy tym głównie do filozofii Nietzschego oraz do Mistrza Eckharta, którzy też dostrzegli w Jezusie człowieka, który najgłębiej z wszystkich potrafił zanurzyć się w Królestwie Życia, będącym "transowym, niespożytym szalonym ruchem ciągłego przełamywania się i przekraczania własnych granic."

Niebywale interesujące są tropy literackie, które przy okazji odkrywa. Mellvill, Kafka, Kawafis, Szekspir z "Hamletem", którzy tę perspektywę otwarcia na "strumień życia" odczuli, bądź byli go świadomi.
W trzeciej części esej przybiera częściowo formę autobiograficzną, gdzie autor (wychowany w tradycji katolickiej, pięć lat w zakonie Dominikanów, dziś jest dr nauk humanistycznych), uzasadnia swoje porzucenie religii i odkrycie duchowości radykalnej, otwartej "ku nieprzeniknionej zagadce Istnienia".

A na dokładkę dostaniemy mini dziennik z czasów pandemii, w którym rozważania nad widmem  koronawirusa, apokalipsy i epoką ponowoczesności przefiltrowane przez pryzmat Jezusa doprowadzą do tyleż oryginalnych, co zaskakujących wniosków.  
Poznamy związki Jezusa z Johnem Lennonem. Dostaniemy odpowiedź na pytanie co łączy film "Truposze nie umierają" Jima Jarmuscha i "Zombie" Lao Che z pierwotnym lękiem przed pustką?
I co wynika z naruszenia społecznego tabu.

Ten rozbudowany esej, z elementami autobiograficznymi jest niezwykle zajmujący. To nie tylko ćwiczenie intelektualne, ale bardzo inspirująca, pociągająca wizja, zachęcająca do zejścia z utartych i wyżłobionych od lat schematów myślowych.
Błyskotliwa, erudycyjna, zachęcająca do filozoficznego myślenia, czyli robienia sobie problemów, ale jednocześnie do konfrontacji z największą tajemnicą.


Wydawnictwo słowo / obraz terytoria, 2021
Liczba stron: 200


wtorek, 14 września 2021

„DZIEWCZYNA, KOBIETA, INNA” Bernardine Evaristo

 


Literatura otwiera przed nami nowe światy, to banał i truizm. W tym wypadku Bernardine Evaristo (Brytyjka o nigeryjskich korzeniach) otwiera przed czytelnikiem drzwi do świata, do którego po prostu nie mamy dostępu, żyjąc w jednorodnym i homogenicznym społeczeństwie.
Kolonialny i postkolonialny świat kobiet w Wielkiej Brytanii, kilkanaście bohaterek - matek, córek, babć, prababć,  wnuczek i prawnuczek, wszelkich profesji i zawodów, które z racji koloru skóry, orientacji, poglądów często padają ofiarami dyskryminacji, marginalizacji, a w najlepszym razie niezrozumienia. Same radzą sobie, każda na swój własny sposób. Część walczy, część się buntuje, część poddaje, część próbuje przepłynąć niezauważona.

Pięć rozdziałów i bankiet, gdzie większość bohaterek spotyka się na przyjęciu w teatrze, na premierze sztuki Ammy, reżyserce alternatywnego teatru awangardowego, która po kilkudziesięciu latach w końcu dostała szansę na udowodnienie swojego talentu w szacownych murach państwowego, choć będzie oskarżona o zdradę ideałów. Od historii jej drogi życiowej, perspektywy córki Yazz i przyjaciółki Dominik rozpoczyna się ta kobieca podróż.
W kolejnym etapie poznajemy Carol, utalentowaną bizneswoman, robiącą karierę w bankowości oraz jej matkę sprzątaczkę i koleżankę ze szkoły, następnie opowieść dwóch nauczycielek Shirley i Penelope. W czwartym rozdziale głos dostaje niebinarna Megan/Morgan, jej prababcia Bunia i praprababcia Grace, a z akcją cofamy się do końca XIX wieku. No i epilog, który w piękny sposób zamyka klamrą najważniejszy wątek.
W żadnym wypadku nie jest to książka oskarżenie, choć krytyka patriarchalnego świata zachodniego wybrzmiewa na kartach w sposób niezwykle inteligentny. To raczej wielki hymn na cześć różnorodności, odmienności i różnych kobiecych doświadczeń, pełna niezwykłego kolorytu, bogactwa i  intensywności życia. 

To ósma książka pisarki, nagrodzona prestiżowym Bookerem w 2019 (pierwszy dla pisarki czarnoskórej, przyznany jednocześnie z Margaret Atwood) charakteryzuje się niezwykłym wyczuciem językowym. Bohaterki dzieli wiek, pochodzenie, doświadczenie, wykształcenie, a każda przemawia na kartach książki autentycznym, własnym głosem.   

Forma powieści z początku irytuje (zdania zaczynają się od małych liter, nie kończą kropką, przeskakując czasem w niespodziewanych momentach do kolejnych wersów), ale z czasem nabiera sensu. Z jednej strony czyniąc ją również wyrazem specyficznej niezgody na tradycyjne formy narracji, oddając jednocześnie jedność losów bohaterek i rozedrganie współczesnych czasów. 

I choć nie jest to może symfonia literacka, ale raczej wielogłos rozpisany w imieniu ludzi, którzy na co dzień pozostają niewidoczni, czasem łamiąc kulturowe tabu, otwierając jednocześnie polskiego czytelnika na inną ludzką rodzinę. Cóż, pozostaje utopijna nadzieja, że ta powieść dotrze tam, gdzie najbardziej powinna.


Wydawnictwo Poznańskie, 2021
Przełożyła: Aga Zano (oklaski)
Liczba stron: 494



wtorek, 31 sierpnia 2021

„ŻEBY NIE BYŁO ŚLADÓW. Sprawa Grzegorza Przemyka” Cezary Łazarewicz

 

Ten reportaż czyta się z coraz bardziej rosnącą wściekłością. O śmiertelnym pobiciu w maju 1983 r. Grzegorz Przemyka, maturzysty warszawskiego, syna poetki Barbary Sadowskiej, przez funkcjonariuszy ZOMO słyszał chyba każdy. To jedna z wielu zbrodni okresu PRL-u, która utrwaliła się w świadomości Polaków szczególnie. Ale to, co wydarzyło się później, kiedy władza usiłowała wszelkimi dostępnymi sposobami zatuszować tę zbrodnię ujrzało światło dzienne bardzo późno.
Cezary Łazarewicz z wielką skrupulatnością odtwarza machinacje, kłamstwa, prowokacje, w których uczestniczyły służby praktycznie każdego szczebla, aż do najwyższych urzędników państwowych (Kiszczak, Jaruzelski, Urban).

Skala matactw jakich dopuściła się ta ogromna rzesza ludzi jest porażająca. Uruchomiono prawie cały aparat państwowy, żeby tylko nie dopuścić do skazania winnych, skompromitować rodzinę ofiary, zrzucić winę na sanitariuszy pogotowia, podważyć zaufanie do całej służby ratowniczej i zastraszyć jak najwięcej ludzi dla koniunkturalnych zagrywek. Świństw i podłości w tej sprawie jest co niemiara.
Są i nieliczni sprawiedliwi, którzy nie chcą się poddać, ale i oni w końcu ulegną bezwzględnej machinie i i haniebnym czynom kanaliom władzy.  

Relację dzień po dniu, aż do kuriozalnego procesu przeplatane są przez opowieści o losach osób najbliższych Grzegorzowi.
Dziennikarz dociera do dużej ilości bezpośrednich świadków, choć nie wszyscy chcą o niej rozmawiać.
Symboliczną postacią staje się Cezary F., zakochany w matce Grzegorz Przemyka rówieśnik maturzysty, który był bezpośrednim świadkiem pobicia na komisariacie. To on będzie kluczową osobą, która może pogrążyć zomowców, więc i on stanie się celem głównego ataku.  Niezłomny charakter, niepoddający się wielkiemu napięciu ze strony służ PRL, pewny tego co widział i chcący ujawnić prawdę, i on końcu traci nadzieję na sprawiedliwość, nawet już w Polsce po przełomie 1989 r.    

Gorzki, smutny, ale niezwykle potrzebny i ważny reportaż. Jeśli o najnowszej historii Polski młodzież chce się czegoś więcej dowiedzieć, ta książka jest najlepszą drogą. 

ps. A za trzy tygodnie film Jana P. Matuszyńskiego na podstawie książki!


Wydawnictwo Czarne, 2017
Liczba stron: 320

  
    

poniedziałek, 30 sierpnia 2021

„NASZA CZĘŚĆ NOCY” Mariana Enriquez

 

Ciemność widzę, ciemność. 
Ojciec Juan wraz z pięcioletnim synem wyjeżdżają samochodem pewnego poranka z dusznego Buenos Aires, by udać się na północ, do posiadłości teściów. Jego żona, matka chłopca zginęła niedawno potrącona przez autobus. To początek tej specyficznej, gatunkowej, bo to przecież horror o różnym zabarwieniu,  acz nietypowej powieści drogi. Nietypowej, bowiem mamy tu do czynienia, oprócz warstwy grozy, z literaturą poruszającą wiele kwestii społecznych i obyczajowych, podlanych politycznym sosem, gdzie zbrodnie junty wojskowej wciąż stanowią nierozliczoną.

Tajemnicze Bractwo, które kultywuje przerażające obrzędy i krwawe spektakle, by uzyskać coś w rodzaju nieśmiertelności, a jego członkowie to kasta najbogatszych ludzi, potomków kolonizatorów, kupujących każdą władzę i wykorzystująca do swych celów rdzenną ludność bądź ludzi z problemami. Religijny fanatyzm połączony z ludową obrzędowością, deformujący i uzależniający od siebie wyznawców. 
Dotyka problemów z tożsamością płciową, dojrzewaniem, rodzinnych konfliktów, testowaniem granic przyjaźni i pokoleniowymi zmianami.

W warstwie gatunkowej pisarka buduje bardzo oryginalny i niepowtarzalny klimat. Miejsca, gdzie czai się przywoływane bóstwo oraz cała aura otaczająca obrzędowość na granicy światów została z jednej strony przedstawiona w sposób wprost nieprawdopodobny, z drugiej strony wywołując wrażenie podskórnego, narastającego niepokoju. Nie wiemy, czy mamy do czynienia z obłędnym koszmarem sennym, czy krwawą, brutalną, dostępną nielicznym rzeczywistością. Zdolności głównego bohatera, które czynią go jednocześnie kimś wyjątkowym, stanowią dla niego przekleństwo i drogę bez wyjścia, czyniąc go niewolnikiem.
I to jest najbardziej poruszająca część książki. Ojciec próbujący wyrwać syna z rąk bezwzględnej i nieprzejednanej sekty, a drogą do tego jest zadawane mu ból i cierpienie, których nie rozumie, a które dają tylko cień szansy na wyjście z pułapki. Miłość, która rani, i jednocześnie wywołuje poczucie zagrożenia, a tak naprawdę stanowi jedyną granicę bezpieczeństwa.
Próba buntu, przeciwstawienia się złu przez Gaspara-syna, odkrywanie prawdziwych sensów i jego droga do wolności będzie pełna zmagań ponad siły fizyczne i psychiczne.

Imponująca proza, choć niełatwo wcale przyswajalna.
Czasem trzeba brnąć jak w gęstej selwie, i wyciągać nogi z bagien w tym konglomeracie znaczeń.
Duszna, mroczna, niepokojąca, makabryczna i tajemnicza proza jednej z najwybitniejszych, współczesnych pisarek latynoamerykańskich.  


Wydawnictwo Czarna Owca, 2021
Przełożyła: Marta Jordan i Katarzyna Okrasko
Liczba stron: 733


wtorek, 17 sierpnia 2021

„SZATAN W NASZYM DOMU. Kulisy śledztwa w sprawie przemocy rytualnej” Lawrence Wright


Olimpia, małe miasto w stanie Waszyngton, rok 1988. Szanowany policjant, mąż, ojciec pięciorga dzieci zostaje oskarżony o wykorzystywanie seksualne swojej córki. Zarzuty zgłosiła jego najstarsza 22-letnia latorośl.
Przekonany niezbicie, że jego dzieci nie mogą kłamać, choć nic nie pamięta, przyznaje się do winy. Z pozoru sprawa jakich wiele, ale w toku śledztwa wychodzą na jaw coraz bardziej drastyczne szczegóły, włącznie z aktywnym uczestnictwem w sekcie czcicieli szatana, której rytuały mogłyby znaleźć się w niejednym horrorze. Do oskarżeń dołącza kolejna siostra i brat, zarzuty przyjmują coraz bardziej nieprawdopodobne formy. Do gry wchodzą terapeuci, kaznodzieje i hipnoza. Uczestnicy zaczynają przypominać sobie okrutne praktyki, których się dopuścili, a które ich zdaniem wyparli z umysłu. Tylko, czy to jest możliwe? Zeznania się wykluczają, bądź są sprzeczne i niepotwierdzone, a bezpośrednich dowodów brak.
Domniemany sprawca i cała jego rodzina należą do radykalnego protestanckiego kościoła, wcześniej wychowani w tradycyjnych, katolickich rodzinach.
Oskarżonych przybywa, a cała miejscowa społeczność jest wstrząśnięta.

W tym znakomitym reportażu Lawrenca Wrighta, ikony dziennikarstwa, laureata Pulitzera poznajemy kulisy śledztwa i procesu oraz problemy i zawiłości jakie stanęły na ich drodze. Okazuje się, że tego typu spraw w całym USA od paru lat przybywa. 
Realny problem, czy wymyślony wróg religijnych fundamentalistów? Głęboko ukryta i zakamuflowana zbrodnia, czy mistyfikacja i zbiorowa sugestia? Czy pierwotne lęki i procesy czarownic ciągle są możliwe? Freud miał rację, czy się pomylił?

Wyśmienity, wciągający, niezwykle rzetelny reportaż, rzucający na tę sprawę światło ze wszystkich stron oraz ujmujący ją w szerszym, społecznym kontekście.

Wydawnictwo Czarne, 2021
Przełożyła: Agnieszka Wilga
Liczba stron: 208

poniedziałek, 16 sierpnia 2021

„WRÓCĘ PRZED NOCĄ. Reportaż o przemilczanym” Jerzy Szperkowicz

 


Mityczna wręcz kraina dzieciństwa. Jakże często wracamy wspomnieniami do tego okresu. Są jednak całe pokolenia, dla których te powroty są źródłem bolesnych przeżyć.
Do nich należy Jerzy Szperkowicz, polski reporter i dziennikarz. Urodzony w 1934 r. w Wilnie, a po wybuchu wojny dzieciństwo spędził w Dubowym, (tereny dzisiejszej Białorusi), między Mińskiem, a Wilnem, w majątku rodzinnym matki. Kresy polskie, później komuniści radzieccy, wywózki na Syberię, następnie hitlerowskie Niemcy, którzy spalili im majątek, partyzanci polscy, sowieccy, bandyci i komuniści po raz wtóry.
W takich okolicznościach przyjdzie mu szybko dorosnąć.
Jego dzieciństwo naznaczone zostało bolesnymi wydarzeniami, tragiczną śmiercią rodziców, ciągłym strachem i walką o przetrwanie, a później ucieczką trójki rodzeństwa do powojennej Polski.

Po prawie 60-ciu latach decyduje się odbyć podróż w drugą stronę, choć przygotowywał się do niej długo i mozolnie, by zmierzyć się z przeszłością, spróbować odnaleźć miejsca, dowiedzieć się kto? jak? i dlaczego? 

Mama zamordowana w 1943 r. bestialsko przez sąsiadów, kiedy wyszła po wyprawkę dla najmłodszej siostry, trzymiesięcznej Irenki, a ojciec w miesiąc później w niewyjaśnionych okolicznościach.
I teraz syn-reporter odwiedza rodzinne strony, miejsca i ludzi, którzy jeszcze coś pamiętają, choć mówić za bardzo nie chcą, przecież mówienie prawdy nic jeszcze dobrego nie przyniosło nikomu.
Ze strzępków informacji skleja ostatnie chwile swoich najbliższych.

Czyni to w  niejako w dwóch rolach, co przebija się przez całą książkę. Jako reporter i jako syn. Niezwykle osobista historia, a jednocześnie dziennikarska chęć dotarcia do obiektywnej prawdy.
Nie tylko w skali mikro, własnej, rodzinnej, ale też próba zrozumienia  dziejowych mechanizmów.
Z wielką wnikliwością rozszyfrowuje też tę wielką historię. Wie, że morderstwo rodziców i akty przemocy miejscowej ludności miały też swoje podłoże w polskiej, kolonialnej polityce zasiedlonych wschodnich terenów. A nierozwiązane zatargi i konflikty sięgały czasów powstania styczniowego.
Zdaje sobie sprawę, że dla Polaków 1939 r. to był rozpad ich świata, majątków i przyszłości, a dla tych, których gnębiono wcześniej nastał czas odwetu. Ale zbrodnia pozostaje zbrodnią, a zrzucenie wszystkiego na karb "sprawiedliwości dziejowej" jest najłatwiejsze.  

Ale nie brakuje też tu wielkiej miłości i czułości do tej krainy oraz jej przyrody. Osobiste wspomnienia wypraw, przedwojennego Wilna, marzeń i naiwności młodego dziecka, które po wielu latach znajduje wraz z żoną, którą jest nie kto inny jak Hanna Krall!, swoje miejsce nad Narwią, jakże przypominające krainę skąd pochodzi.
A na koniec zupełnie niezwykłe losy najmłodszej Irenki, tej, której nieodebrana wyprawka która uciekając z komunistycznej Polski trafia do Austrii, a tam... 

Złożona ze strzępków, niechronologiczna, tak jak autor próbujący się nieustannie z nią mierzyć, bardzo osobista, intymna historia, przeplatana wspomnieniami i rekonstrukcją, pełna niezwykłych celnych wniosków i obserwacji.

I język. To jest maestria. Literacka klasa najwyższa, pełna meandrów i zakamarków, gdzie zwięzłość reporterska sąsiaduje z niebywałą wrażliwością językową.
Nie odkrywa wszystkiego, nie wyjaśnia do końca, ale niedopowiedziane układa się poza słowami. 
Nie tylko o przemilczaniu, ale też o zakłamywaniu historii, które trwa nie tylko na Białorusi.
Mądra, cenna i niezwykła książka.

Na podsumowanie ostatnie zdanie z wywiadu Michałą Nogasia z autorem:

M.N. - (...) czy to, co wciąż nienazwane, wciąż przemilczane, można wybaczyć?

Jerzy Szperkowicz – Nie znam odpowiedzi. Wiem jedynie, że nie ma we mnie jakiejkolwiek żądzy zemsty. Jest cisza i wiara, że padną wszystkie potrzebne słowa, by zamknąć sprawę, z którą mocuję się przez całe życie. Bo czy kiedykolwiek jakąkolwiek krzywdę naprawiono krzywdą?


Wydawnictwo Znak Literanova 2021
Liczba stron: 224

wtorek, 3 sierpnia 2021

„ZATRACENIE” Osamu Dazai

 

W zasadzie dwa pierwsze zdania są kluczowe dla tej niewielkiej objętościowo przejmującej prozy. 
"Mam za sobą życie przepełnione wstydem. Nie wiem, na czym polega ludzkie życie".

Do rąk narratora trafia dziennik nieznajomego mu człowieka składający się z trzech części, obrazowany dodatkowo trzema fotografiami, które stanowią zapis zmarnowanego i pogrążającego się stopniowo w rozpaczy młodego człowieka.
Znając choć pobieżnie życiorys pisarza, bez najmniejszych wątpliwości odczytamy ten tekst jako rozliczenie się z jego własną egzystencją i swego rodzaju spowiedź, zwłaszcza, że to jest jego ostatni tekst.

W nieustannym strachu przed ludźmi, bez najmniejszej pewności siebie, w ciągłej melancholii i nieśmiałości toczy się życie syna bogatego posiadacza ziemskiego. Od samego dzieciństwa zakłada on maskę błazna, by nie okazywać swego wyobcowania przed ludźmi. Nieustanna, wyczerpująca mistyfikacja jest źródłem dodatkowego lęku przed rozszyfrowaniem. A strach towarzyszem, z którym się nie rozstaje.  
Nie potrafi zrozumieć ludzi, świata, który go otacza, społeczeństwa z jego normami, priorytetami i zasadami. Związki z kobietami to iluzoryczne próby oszukania, ucieczki w alkohol, a potem w środki mocniejsze tylko pogłębiają poczucie winy. Próby samorealizacji w sztuce okazują się całkowicie niesatysfakcjonujące i daremne. Wszystko według niego zalatuje fałszem,  a ludzie tylko tworzą pozory, by uzasadnić swoje życie.
Jest duszą chorą permanentnie, szamoczącą się coraz bardziej, niczym zwierzyna w klatce, a każdy ruch zmniejsza jej przestrzeń. Przyczyny takiego stanu rzeczy, o ile to one nimi są, zostały tylko zarysowane, pozostawiając czytelnikowi próby ich rozszyfrowania.

Jeśli człowiek jest istotą społeczną, to bohater stanowi jego całkowite przeciwieństwo. (oryginalne tłumaczenie tytułu to "Utrata człowieczeństwa").
Nie zrozumie go nikt i nic nie może go uchronić przed krokiem ostatecznym. Wie, że budzi niesmak i wstręt. Piąta próba samobójcza pisarza zakończyła się definitywnie, brzytwy nie było.
Bo życie to rzeczownik chyba i tragiczny, i komiczny zarazem.


Wydawnictwo Czytelnik, 2020
Przełożył: Henryk Lipszyc
Liczba stron: 128



sobota, 31 lipca 2021

„ANNA IN W GROBOWCACH ŚWIATA” Olga Tokarczuk

 

Jeden z najstarszych tekstów, Pra-mit o Bogini Nieba (bo to oznacza imię Inanna, bogini wojny i miłości zstępującej do świata śmierci, której udaje się stamtąd powrócić, niejako zmartwychwstać, w nowym? odczytaniu naszej noblistki.
Tekst, pochodzący z tabliczek klinowych wyryty przed  czterema tysiącami lat rezonował na wszystkie późniejsze opowieści ludzkości włącznie z ostatnią, która ukształtowała cywilizację łacińską. 

Niezwykła wyobraźnia pisarki wykreowywuje świat na pograniczu sci-fi z antycznym anturażem. 
Oto miasto, którego układ wertykalny, oś pionowa stanowi odzwierciedlenie światło-ciemność, piekło-niebo, gdzie ludzkość otoczona zdobyczami cywilizacji pędzi windami wzdłuż i wszerz w nieustannym ruchu. Ludzie, pół-ludzie pół-maszyny, kastowe społeczeństwo z dostępem do światła dla uprzywilejowanych, a nad wszystkim oni, trzej bogowie księgowy, nadzorca i wynalazca trzymający świat w garści. Świat podziemny, gdzie króluje rdza, muł i rozpad odmalowany jest nie mniej atrakcyjnie.
A głos mają ludzie, to im Tokarczuk udziela przywileju narracji, bo przecież to my od wieków tworzymy opowieści, by zrozumieć i pojąć świat. Bo to sprawy ostateczne zaplątują nasz umysł od wieków, śmierć i jej tajemnica ciąży i nadal nie doczekała się odpowiedzi.
"- Jak to jest umrzeć? - pyta. - Powiedz, jak to jest, gdy się umarło, co to znaczy? Co to znaczy: nie ma?"
Tak więc bogowie-mężczyźni będą zmuszeni do działania prze tę która wycofała się w miejsce za miastem, a która dzierży tajemnicę życia. W końcu to ich córka dała się wciągnąć swojej podstępnej siostrze do świata ciemności i śmierci.

I choć to książka pisana na zamówienie do serii MITY potwierdza, choć Olga już nic nie musi udowadniać, kunszt pisarski. Króciutkie rozdziały, piękny, plastyczny język, który buduje w wyobraźni niesamowite obrazy. I do tego wielopłaszczyznowość i mnogość ścieżek interpretacyjnych.

Olga Tokarczuk przywraca tą historią nie tyle świat zamierzchły, ile pokazuje jak bardzo utkwiliśmy w świecie "jedynym z możliwych" i jak złudne i głupie po prostu jest twierdzenie o rozszyfrowaniu jego natury. Pozwala też przez doświadczyć i wziąć udział w literackim, mitycznym "misterium". 
I uzmysławia również, że mitologia Bogini mogła być tą pierwotną, tak jak pierwszą pisarką była Enhuduanna, córka sumeryjskiego króla Sargona, a bogowie kiedyś byli dużo bliżej człowieka.

Wydawnictwo Znak, 2006
Liczba stron: 219


poniedziałek, 26 lipca 2021

„PRZEWÓZ” Andrzej Stasiuk


Po dwunastu latach ("Taksim", 2009) Andrzej Stasiuk wraca do powieściowej fabuły. Do czasu, który niezmazywalnie naznaczył ten kraj rozpięty w odwiecznych kleszczach. "Bo wojna się skończyła, ale nie minęła. Bo wojna tutaj nie mijała nigdy. (...) Gdziekolwiek zaszedłeś, tylko pamięć o zgliszczach."

Choć dziwna to pamięć. Bo Ci, co jeszcze pamiętają nie za bardzo już chcą mówić, a Ci co chcą wiedzieć, muszą mozolnie rekonstruować historię ze strzępków usłyszanych w dzieciństwie rozmów, wyciszanych głosów, urywanych w połowie zdań. Bo o wojnie, po wojnie się nie mówiło, choć była ciągle obecna. Był tylko strzępki, napomknienia i bezładne ciągi słów.

I to właśnie z nich, głównie ojcowskich, Stasiuk odgrzebuje zakryte znaczenia.

"Zresztą może w ogóle nie da się wysłuchać cudzej przeszłości i trzeba ją samemu opowiedzieć na nowo, żeby stała się zrozumiałą, żeby się przydała, żeby obrócić ją na własny użytek. (...) Wolę przesiadywać z nim w słońcu. Tak jest lepiej. W bezpiecznej, obojętnej przestrzeni, która trwałą tutaj, zanim był dom i te wszystkie zdarzenia, co zniknęły na zawsze. Patrzę razem z nim w głąb minionego i mogę przywoływać obrazy, których nie pamięta. Mogę je wymyślać od nowa. Żadna już różnica."

Wraca więc do krainy dzieciństwa, swojej i ojca, bo tylko takie powroty dają możliwość uchwycenia końcówek nici, i odtwarza to, co mogło się wydarzyć.
Czerwiec 1941 r., niewielka podlaska wioska gdzie stacjonują Niemcy tuż przed operacją Barbarossa, niedaleko przyczajeni Sowieci, a między nimi ona: rzeka, spokojna przy brzegu, na środku ze zdradliwym nurtem i wirami, która wszystko dzieli i łączy jednocześnie. I on, przewoźnik z dziwną przeszłością, który za pieniądze przeprawia przez nią w swojej łódce różnych ludzi. Jeszcze niedawno czekał przy swojej małej chatce, aż ktoś krzyknie z brzegu. Teraz ukradkiem, po cichu i zawsze nocą, przewozi przemytników, szpiegów, uciekinierów i każdego kto zapłaci.
Stasiuk pisze nie o wielkim bohaterstwie i wielkich czynach, lecz o zwykłych ludziach, których wojenna zawierucha wciągnęła na tym skrawku ziemi i którzy próbują przetrwać, każdy na swój sposób.

Jest więc para młodych, wykształconych Żydów, która desperacko chowa się po lasach, mając za plecami powstającą Treblinkę i beznadziejnie prze na wschód do krainy obiecanej Żydów przez Stalina, choć zdają sobie sprawę z ułudy i mrzonki tego celu. Jest oddział partyzancki, choć bliżej mu do bandyterki) złożony z młokosów pod przywództwem Siwego (najbardziej krwista, w metaforyczny i dosłowny sposób postać), który głuchy i ślepy na warunki, chce walczyć do upadłego i za wszelką cenę, uzurpując sobie władzę i nieomylność sądów i decyzji. Są i żołnierze, rzuceni na pożarcie przez tyranów i mieszkańcy, którzy nie wiedzą co przyniesie kolejny dzień, choć przeczuwają, że przekleństwo czeka z każdej strony, i ksiądz walczący ze swoimi demonami, i karczmarz żydowski, świadom nieuchronności zła, i kobieta, która czuje i wie więcej od wszystkich. 
Zaludniają karty tej powieści, choć są tylko duchami pamięci, które pisarz przywołała na moment, by szukać pociechy wśród zjaw. 

I te wojenne "rekonstrukcje" przeplata Stasiuk współczesnymi obrazami, które ciążą wszak nieustannie wstecz, "przedkładając bezpieczną przeszłość nad teraźniejszość, która okazywała się krucha i nie stanowiła żadnego oparcia. Przecież lepiej jest roić, niż patrzeć, jak umieramy".

Mocna to, gęsta, bardzo naturalistyczna, bezlitosna proza. Nasycona zapachami, choć dominują te nieprzyjemne i zepsute, powodujące odruch wymiotny. Pełna niepokojących dźwięków i obrazów, które wrzynają się i zostają pod powiekami, erotyzmu podszytego bliskością śmierci, którym towarzyszą poetyckie, zmysłowe wręcz opisy niezmiennej od wieków przyrody, który w milczniu przygląda się ludzkiemu 

Bardzo to ważna, świetna, choć niekomfortowa książka, która nie zasili kanonu lektur.

Czy wchodzimy w dawne dni w poszukiwaniu ocalenia? Poddajemy się ułudzie lęku przed nieuniknionym? Nie wiem. (...) Ponieważ łatwiej być zjawą, niż zajmować się życiem. Łatwiej błąkać się pośród minionych dni, które, zastygłe i znieruchomiałe, już nigdy, przenigdy nie zadadzą nam ran."

Wydawnictwo Czarne, 2021
Liczba stron: 397




wtorek, 20 lipca 2021

„CHRYSTUS UKRZYŻOWANY PO RAZ WTÓRY” Nikos Kazantzakis

 
Patos, podniosłość, gorzki śmiech i groza  towarzyszy tej powieści najsłynniejszego pisarza greckiego  XX wieku.
Portretując małą wioskę zamieszkałą w tureckiej Anatolii ukazał jak pełna przewrotności, pychy i głupoty jest ludzka natura. Zaczyna się zupełnie niewinnie, niejednokrotnie wywołując uśmiech na twarzy czytelnika, kiedy grono miejscowych notabli, na czele z popem przygotowuje kolejne misterium męki Jezusa, które co pięć lat odtwarzają w wiosce. Przydzielają mieszkańcom poszczególne role, łącznie z tymi najważniejszymi Jezusa i Judasza, jednocześnie starając się dobrać do nich nie tylko cechy fizyczne, ale również charakterologiczne. Wszystkiemu przypatruje się znudzony turecki zarządca gustujący w młodych chłopcach. Wszystko przebiega dość sprawnie, ale do wioski trafia grupa greckich uchodźców z innej wioski, która zadarła z Turkami i sytuacja zaczyna się komplikować.

Dziwnym trafem losy postaci, które mieszkańcy mają odegrać, zaczną przeplatać się z ich codziennym życiem i wyborami. Na jaw wyjdą paskudne cechy notabli i mieszkańców, skrywane żądze, zawiść, nienawiść i obłuda.
Opacznie rozumiane chrześcijańskie przesłanie i po prostu ludzka głupota oraz ślepe zacietrzewienie doprowadzą do niechybnej tragedii.

Pisarz prezentuje tu cały wachlarz postaw i dylematów moralnych, uwypukla tragiczne konsekwencje powiązań religii z władzą, religii traktowanej instrumentalnie, i wiążącej ją z konkretnym narodem.  Wyraźnie pobrzmiewa tu też zapowiedź teologii wyzwolenia, która pojawiła się za parę lat w Ameryce Łacińskiej.
A słysząc co rusz peany bohaterów ze swojej wspaniałej, nieśmiertelnej, jedynej w swoim rodzaju narodowości, choć sami potrafią zagryźć się w jednym momencie, coś nam to zaczyna przypominać. Nie tylko z resztą to, bo cała ta opowieść jest li tylko skondensowanym obrazem rozgrywającej się od lat historii..

Mimo przerysowań, częściowej karykaturalności, nadmiernej teatralności każda z postaci ma w sobie zalążek światła, który gdzieś próbuje w sobie wzbudzić, choć często te próby też marnie się kończą.
Drażni trochę, choć zamysł to pewnie celowy, egzaltacja i nadmierna wyrazistość większości bohaterów tego moralnego dramatu, a język momentami bardziej przypomina natchnione przypowieści niż realną prozę. Niestety nie uczymy się na błędach, co rusz robimy głupoty, a sprawiedliwych usuwamy. Oj biedna ta ludzkość i marnie skończy. 

Nie jest dziwne, że powieść, po "Ostatnim kuszeniu Chrystusa", została potępiona przez duchownych prawosławnych. Za tę wcześniejszą doczekał się dodatkowo ekskomuniki i niezgody na pochówek na swym rodzinnym cmentarzu w Heraklionie. Ewidentnie nie zrozumieli tej książki.


Kantor Wydawniczy SAWW, 1958 
Przełożyła: Jadwiga Dackiewicz
Liczba stron: 399

czwartek, 15 lipca 2021

„MOJA WALKA” Karl Ove Knausgård


6 tomów, 9 części, jeden ponad czterystustronicowy esej "Imię i liczba", 4 400 stron napisanych w dwa i pół roku! Tak wygląda w liczbach ten zupełnie niezwykły projekt literacki norweskiego pisarza, pozbawiony tak naprawdę fabuły i akcji!
Czy on się da w ogóle przeczytać? Otóż tak, a nawet może być pasjonujący i odurzający.

Projekt (bo chyba tak jedynie można go zaklasyfikować, choć sam autor określa go jako powieść non-fiction), który wyniósł go na literacki piedestał, stając się jednocześnie jego przekleństwem.
Dręczony rozpaczliwą niemocą, po wydaniu dwóch docenionych powieści, z których sam nie był zadowolony, ojciec trójki dzieci, mąż, nieśmiały i cichy introwertyk, marzący o monumentalnej i wielkiej powieści rzuca życie swoje i swoich bliskich na literacką szalę. 
 
"Po co to napisałem?
Byłem w prawdziwej rozpaczy. Czułem się uwięziony w sobie, pozostawiony sam z frustracją, tą czarną małpą, która w pewnym momencie przybrała ogromne rozmiary, jakbym nie miał żadnej drogi wyjścia. Coraz mniejsze kręgi. Coraz większy mrok. Nie ów egzystencjalny mrok, nie ten, w którym chodzi o życie i śmierć, o eksplodujące szczęście lub eksplodujący smutek, tylko ten mały mrok, cień na duszy, własne małe piekiełko małego człowieka, tak małe, że właściwie niegodne wspominania. a zarazem wypełniające wszystko."

Stawia na szczerość i autentyczność postanawiając opisać po prostu swoją egzystencję, bez ogródek i cienia zażenowania, zrywając ograniczające, społeczne więzy godząc się na publiczną infamię, gotów ponieść wszystkie konsekwencje.
Punktem wyjścia stanowi śmierć apodyktycznego i przemocowego ojca, który jak złowieszczy cień tkwi przez wszystkie tomy nad pisarzem, od którego ten pragnie się uwolnić. 

I tak naprawdę księga pierwsza miała być tą ostatnią. Tak się nie stało. Knausgard postanawia kontynuować i pisać o sobie. Swoim dzieciństwie, dojrzewaniu, dorosłości. Tym co go zaprząta, pochłania, niepokoi. Swoje problemy, zmartwienia, czyny, myśli i zmagania, ale również całą rodzinę czyni treścią swojego pisarstwa. Opisuje też każdą banalną czynność, na którą składa się nasza, prozaiczna w swej istocie egzystencja. Obok rozważań o literaturze znajdziemy opis zakupów w sklepie, czy przygotowania posiłków, a przy rozmyślaniach nad współczesnością, opis zmiany pieluch lub wypalonego na balkonie papierosa. Z pozoru czynności bez znaczenia, zupełnie nieodkrywcze, a jednak czytając drobiazgowe ich opisy zaczynamy postrzegać je inaczej.  
Wszystko to bez zbędnych ozdobników, pisane czystym i klarownym, chłodnym językiem (wyjątkiem esej). 

Powieść staje się więc po części autobiografią, biografią (bo występują w niej tylko autentyczni bohaterowie), dziennikiem, esejem, publicystyką, rozważaniami nad istotą literatury, będąc jednocześnie swoistym literackim przetworzeniem rzeczywistości. Bo czy można opisać swoje czterdziestokilkuletnie życie, zapamiętując wszystkie wydarzenia i szczegóły, które nam się przytrafiły? Oczywiście, że to niemożliwe, sam Knausgard daje o tym niejednokrotnie znać na kartach książki, wybierając to, co jemu wydaje się prawdziwe i w jaki sposób doświadczał tego co się wydarzyło. W żaden sposób nie umniejsza to wartości książki. Z materii swojego życia i tak jak on ją widzi, czy zdaje mu się, że widział tworzy literaturę.

"Powieść, która ma przekazać jakąś prawdę o rzeczywistości, nie może być zbyt prosta, musi zawierać w swoim przekazie pewien rodzaj ekskluzywizmu, coś, co nie jest wspólne dla wszystkich, innymi słowy, musi mieć coś własnego, i właśnie gdzieś na obszarze między całkowicie wymyślonymi przez siebie, a przez to w ogóle niekomunikatywnymi wynurzeniami szaleńca, pozbawionymi sensu dla wszystkich oprócz niego samego, uważającego je za śmiertelnie istotne, a utrwalonymi sformułowaniami i kliszami powieści gatunkowej, które stały się kliszami, ponieważ wszyscy czytelnicy świetnie je znają, mieści się literatura. Najwyższym ideałem dla pisarza jest stworzenie tekstu, który funkcjonowałby na wszystkich poziomach jednocześnie. (...) u mnie problem był konkretny i namacalny: jak doprowadzić do tego, aby wszystkie wspomnienia, których źródło okazało się prawie niewyczerpalne, ułożyły się w jedną opowieść? I co zrobić, aby ta powieść pozostała wierna wyjątkowości moich wspomnień?" 

Bo to Knauskard-pisarz ma prawo do przedstawienia swoich uczuć, swojego patrzenia na siebie, świat i rzeczywistość na swoich warunkach, a tę możliwość daje mu tylko literatura. Tylko ona daję mu też całkowitą swobodę, stając się jednocześnie rezonująca pułapką, którą w ostatnim tomie odsłania. 
Szczególnym przypadkiem tej pisarskiej "władzy" i wolności  stanowi ów monumentalny esej, na pozór nieprzystający do całej serii rozpoczynający się od interpretacji wiersza Paula Celana "Ścieśnienia", do analizy biografii Hitlera. Tyleż frapujący, co dyskusyjny.

Dążenie do prawdy, czy tani ekshibicjonizm? Szczerość, bezkompromisowość i wiara w literaturę, czy świadome dążenie do sukcesu? Szczere, czy przewrotne?
Książka wytyczająca nowy kierunek, intrygująca.
Narcystyczne? Tak, i co z tego. Dla mnie ogromna wciągająca i uzależniająca przygoda.

"Literatura jest przestrzenią wolności. Nawet jeśli komuś miałoby przeszkadzać to, co piszesz. (...) Zadaniem literatury jest mierzenie się z tym, co przyjmuje się za pewnik, z komunałami, obiektywnymi prawdami. Dlatego nie można oczekiwać od powieści tego, że będzie etycznie właściwa. Należy zaakceptować, że będzie ona przekraczać granice."




Wydawnictwo Literackie, 2014-2018
Przełożyła: Iwona Zimnicka
Liczba stron: 4 402




 

  

czwartek, 20 maja 2021

„LISTONOSZ” Charles Bukowski


Stary świntuch i pijak. Pewno tak jest ten pisarz postrzegany przez wielu. To taki typ pisarstwa, który albo jednych od razu odrzuca, a innych przyciąga jak magnes. 
Bo przecież słowo eufemizm nie istnieje w jego słowniku. Dosadność, często wulgaryzm, seksistowskie podejście do kobiet i pewnie jeszcze wiele innych zarzutów można postawić zagłębiając się w jego pisarstwo. Jeśli jednak tę aurę skandalisty i otoczkę grubiańskości przetrawić, to wyłania się z tego naprawdę ciekawy obraz.
To debiutancka powieść Bukowskiego i jak wiele, czy nawet wszystkie, czerpiąca z bezpośrednich jego doświadczeń. Sam pracował na poczcie przez kilka ładnych lat i poznał ją od podszewki.

Sam początek książki to wyciąg z Kodeksu Etyki pracownika Poczty USA, który brzmi dość kuriozalnie w zestawieniu z prawdziwymi warunkami pracy w tejże instytucji. Poczucie misji i moralności nijak się ma do rzeczywistości. Co z resztą czyni tę książkę, napisaną ponad 50 lat temu dość aktualną. 
Oto Hank Chinaski, niebieski ptak i lawirant życiowy  zatrudnia się na poczcie, która jak się dowiedział przyjmuje każdego i po pierwszych dniach nie może wyjść z podziwu, że wcześniej nie wpadł na ten pomysł.
"Nie mogłem jedanak wyzbyć sie myśli, że, Boże, wszyscy  ci listonosze nie robią nic innego, tylko wrzucają listy do skrzynek i przelatują lokatorki. O tak, to praca w sam raz dla mnie." 
Ale jak to często bywa, złudne złego początki. 

Tak więc chodzi nasz bohater od drzwi do drzwi, obserwując "zdrową" tkankę społeczeństwa, walczy z przemocowym szefem, który pomiata swoimi pracownikami, star się sprostać coraz to nowym obowiązkom, często niedojadając i ledwo nadążając za wyśrubowanymi normami, i choć ma głęboko gdzieś misję tak szacownej instytucji, przyjmując kolejne upomnienia i nagany trzyma się roboty, uważając, że przecież w każdej chwili może odejść. Największym jego pragnieniem to wypić gdzieś w spokoju kawkę, napić się, czasem spić  do nieprzytomności i mieć w łóżku kobietę. To poczucie tymczasowości towarzyszy nam przez całą lekturę. Hank ma świadomość, że może w diabły rzucić tę robotę w każdej chwili, a jednak z niewielką przerwą pracuje tam kilkanaście lat. Tylko ja, zdaje się mówić zdecyduję kiedy i gdzie odejdę. To jest swego rodzaju tekst przeciw normom, w które stara się nas wrzucić zorganizowane społeczeństwo, jednocześnie pokazując tak naprawdę fasadowość i obłudę korporacyjnego modelu, który przecież ciągle ma się doskonale. 
Są w tej książce i sytuacje niezwykle zabawne (oczywiście z humorem dość specyficznym), celne obserwacje, są momenty melancholii i zatracenia się naszego bohatera i poszukiwania sensu, próby znalezienia miłości i stabilizacji, która jednocześnie jest zachęcająca, ale w równej mierze odstręcza i ogranicza.
Dobitna, bezwstydna, choć niepozbawiona wrażliwości i dużej wnikliwości proza.
 

Wydawnictwo Noir Sur Blanc, 2013
Przełożył: Marek Fedyszak
Liczba stron: 214


czwartek, 29 kwietnia 2021

„ZÓŁTE ŚWIATŁO” Jerzy Pilch

 


Ciężko zakwalifikować ostatnią książkę Jerzego Pilcha. Na pozór to zbiór opowiadań, które jednak łączą się w quasi powieść. Dziwna to, frapująca i zaskakująca konstrukcja.
Oprócz powtarzających się tematów, które pisarz wrzucał do swojego literackiego kotła od początku swojej twórczości, znajdują się i nowe.

Nieodmiennie powraca więc wątek spraw ostatecznych, śmierci i odchodzenia, przefiltrowany przez niezwykłą wrażliwość pisarską. Jest miłość i miłosne szachy z pewną fotografią Marcela Duchampa.
Ale jest i rozliczenie z przeszłością, a dokładnie z rodzinną historią i tajemnicą ojca, którą ten przemilczał, choć wszyscy o niej wiedzieli. I trudne, skomplikowane z nim relacje z próbą zrozumienia "starego", ale i samego siebie.

I jest jak zwykle swoista gra z czytelnikiem, gdzie Ariel Poschukal, alter ego pisarza, nurza się w wątkach autobiograficznych, choć nie wiemy do końca co zmyśleniem jest, co prawdą. A układankę złożyć nie jest łatwo, ale chyba nie o to w tym chodzi.
Ewidentnie też jest to powieść pożegnalna, z chwytającym za gardło rozdziałem tytułowym, gdzie Jerzy Pilch ma świadomość zupełną, że życie składa się ze złudzenia wieczności i z przerażającej utraty tego złudzenia oraz z nieuniknionym poczuciem kresu.

Ale w żadnej mierze nie jest to proza przygnębiającą. Jak zwykle znajdziemy tu Pilchowy erudycyjny humor i dystans do otaczającej rzeczywistości.
Opis perypetii ślubnych z kilkadziesiąt lat młodszą wybranką, czy zapasów intelektulno-miłosnych (włącznie z czytaniem przez partnerkę tytułów ulubionych książek pisarza podczas cielesnych uniesień) to są fragmenty doprawdy cudne.
I są pięknie zbudowane zdania z nieśmiertelnymi frazami, które ciągle fascynują, ale wplecione w ciągle nowe wątki nadają nowe sensy. 
Piękne pożegnanie. Ale jest i ciąg dalszy. Festiwal Literacki Granatowe Góry końcem maja w rodzinnej Wiśle pisarza, który jest pięknym upamiętnieniem wspaniałego prozaika i felietonisty.


Wydawnictwo Wielka Litera, 2019
Liczba stron: 160

poniedziałek, 19 kwietnia 2021

„RZECZY, KTÓRYCH NIE WYRZUCIŁEM” Marcin Wicha

 


Bez sentymentalizmu, ale z wielką dozą czułości. Tak Marcin Wicha pisze o swojej mamie, jej odejściu, ale też o rodzinie i czasach, w których dorastał. I przede wszystkim, jak sam pisze we wstępie - o słowach i przedmiotach.

Przedmiotach, które zostają po bliskich, którzy odeszli, i które mają swój kontekst oraz sens tylko z nimi  i właśnie one (głównie książki) stanowią zaczątek opowieści oraz motor napędowy historii.
Słowach, które musieli wypowiedzieli, by nie powiedzieć za dużo. Słowach, które odgrywają ważną rolę  dopiero za jakiś czas, słowach, których "nie było", choć czasem "wyskakiwały" z ust" jak przekleństwo, słowach starannie dobieranych, które zawiodły, choć  starały się pomóc
Bo żydowskie dziedzictwo rodziny Wichy to jeden z jej głównych, oprócz rodzicielki elementów. 
Dziedzictwo na wpół przemilczane, ujawniane opłotkami, docierające jak echo z rozmów przy stole.
Bo nie będąc niepodobnym do Jerzego Kosińskiego jest się zamiennikiem słowa kleks w starych słownikach.
 
To zbiór biograficznych esejów, częściowo nawet mikro-esejów w trzech odsłonach, który mierzy się z żałobą i stratą. Stratą najbliższej mu osoby, która "kiedy już chciała coś powiedzieć, nikt nie potrafił jej uciszyć". To ona wiedziała kiedy "walić bez ogródek", a kiedy cierpliwie czekać. Kiedy użyć argumentów, na które zareagować ktoś musi, tak jak tego od niego oczekujemy, a prawdę w oczy mówić tylko od czasu do czasu. 

Porządkując mieszkanie kreśli przed nami swoje rozważania, nie zawsze czytelnych od razu, wspomnień przefiltrowanych przez jego wrażliwość literacką, gdzie równoważniki zdań, czy wręcz czasem pojedyncze wyrazy są nośnikiem, czy odnośnikiem do treści. I tu już czytelnik sam musi je "rozgryźć" lub uciec się do swoich skojarzeń, by znaleźć odpowiednie tory. 

I choć ta niewielkich rozmiarów książka traktuje o rzeczach bolesnych i trudnych, i znów zaznacza we wstępie, że nie będzie wesoła to nie brak w niej anegdot, nawet jest ich całkiem sporo. Niejednoznacznych, przenikliwych i ironicznych, bo choć "nie wszystko w życiu da się zamienić na śmieszne historyjki" to trzeba próbować.

Wydawnictwo Karakter, 2016
Liczba stron: 183



środa, 14 kwietnia 2021

„WZGÓRZE PRZYŚNIEŃ” Artur Machen

 


Kim jest Lucjan Taylor? Dekadent, nadprzeciętny wrażliwiec, bujający w obłokach marzyciel za niespełnionym pisarskim pragnieniami? Czy może człowiek, który już w młodym wieku odkrył "coś" więcej i miał dostęp do rzeczy, które są czczym wymysłem niezdrowego umysłu?
Dostąpił czegoś wyjątkowego, został dopuszczony do "tajemnicy", czy dał się ponieść niepotrzebnym mrzonkom i zatracie?
To pytanie towarzyszy nam przez całą lekturę tego wyjątkowego dzieła pisarza, który zasłynął na przełomie wieków jako twórca gotyckiej fantastyki.
W tej, jak uważają krytycy jego najważniejszej powieści uciekł od zaszufladkowania go jako twórcy li tylko gatunkowego.  
Powieści, która czekała prawie dziesięć lat na wydanie i przez ówczesne literackie kręgi, mimo uznania dla literackiego kunsztu została odrzucona jako egzotyczna i perwersyjna.

Głównego bohatera poznajemy jako młodzieńca, mieszkającego z ojcem pastorem na walijskiej wsi, który włóczy się po urokliwych i pełnym tajemnic zakątkach, chłonie wrażenia, jakie dostarcza okoliczna przygoda, oddaje się rozmyślaniom, roi fantasmagoryczne sny, które odsyłają go do starożytnego Rzymu i przeżywa na pewnym wzgórzu otoczonym dębami dziwną i niewytłumaczalną "przygodę" inicjacyjną.
Wyjeżdża do Londynu z zamiarem napisania dzieła "doskonałego", gdzie oddaje się podobnym czynnościom, choć mroczne miasto stanie się równocześnie jego przekleństwem.
I to byłoby na tyle z większości panującej tu fabularnej akcji.

Bo to sfera "nadświata", czy tego co niedostrzegalne, a tylko możliwe do odczucia stanowi główną oś narracji. Czegoś zawieszonego w nieokreślonej przestrzeni rzeczywistości, gdzie dostęp mają nieliczni, lub też zdolność "wejścia" człowiek zagubił.
Lucjan próbuje przelać swoje przeżycia na papier i stworzyć dzieło wybitne, nie idąc na żadne kompromisy. Coś, co przekazać i oddać może tylko literatura. Bo też o tworzeniu literatury i dążeniu do pisarskiego arcykunsztu jest to rzecz.
O tym, że pisarz musi poświęcić wiele, a czasem wszystko, by móc "podzielić" się z innymi własną prawdą przekutą na sposób niepowtarzalny.
Jakie musi przeżyć zawody, bezpowrotne utraty, rozczarowania i niezrozumienia, by . 

Rozbudowane, niezwykle poetyckie i plastyczne opisy przyrody, ale też przeżyć bohatera i targających nim emocji, które wracają w ciągłych retrospekcjach i olśnieniach oraz niezwykle ornamentowy i bogaty język stanowi o niezwykłości tej książki. 
I ciągła konfrontacja tego, co przeżył w rodzinnych ustroniach i tego, co spotyka w mrocznych i nieprzystępnych zaułkach Londynu. Napotkanych sił, istoty których próbuje nieustannie dociec. 
Wszystko to spowite aurą niesamowitości i niezwykłości, która potęguje się z każdą stroną.
Dokąd wiedzie ta ścieżka?     
Literatura jest zmysłową sztuką wzbudzania nadzwyczajnych wrażeń za pomocą słów. (...) każda literatura piękna wywoływała w umyśle czytelnika również nieuchwytne, niewyobrażalne obrazy.
  
p.s. I jeszcze bogate posłowie Macieja Płazy, tłumacza i miłośnika Machena, gdzie znajdziemy m.in. informację, że Guillermo del Toro przy swoim fantastycznym "Labiryncie Fauna" inspirował się tą książką.
 

Wydawnictwo PIW, 2020
Tłumaczenie i posłowie: Maciej Płaza
Liczba stron: 319