Stary świntuch i pijak. Pewno tak jest ten pisarz postrzegany przez wielu. To taki typ pisarstwa, który albo jednych od razu odrzuca, a innych przyciąga jak magnes.
Bo przecież słowo eufemizm nie istnieje w jego słowniku. Dosadność, często wulgaryzm, seksistowskie podejście do kobiet i pewnie jeszcze wiele innych zarzutów można postawić zagłębiając się w jego pisarstwo. Jeśli jednak tę aurę skandalisty i otoczkę grubiańskości przetrawić, to wyłania się z tego naprawdę ciekawy obraz.
To debiutancka powieść Bukowskiego i jak wiele, czy nawet wszystkie, czerpiąca z bezpośrednich jego doświadczeń. Sam pracował na poczcie przez kilka ładnych lat i poznał ją od podszewki.
Sam początek książki to wyciąg z Kodeksu Etyki pracownika Poczty USA, który brzmi dość kuriozalnie w zestawieniu z prawdziwymi warunkami pracy w tejże instytucji. Poczucie misji i moralności nijak się ma do rzeczywistości. Co z resztą czyni tę książkę, napisaną ponad 50 lat temu dość aktualną.
Oto Hank Chinaski, niebieski ptak i lawirant życiowy zatrudnia się na poczcie, która jak się dowiedział przyjmuje każdego i po pierwszych dniach nie może wyjść z podziwu, że wcześniej nie wpadł na ten pomysł.
"Nie mogłem jedanak wyzbyć sie myśli, że, Boże, wszyscy ci listonosze nie robią nic innego, tylko wrzucają listy do skrzynek i przelatują lokatorki. O tak, to praca w sam raz dla mnie."
Ale jak to często bywa, złudne złego początki.
"Nie mogłem jedanak wyzbyć sie myśli, że, Boże, wszyscy ci listonosze nie robią nic innego, tylko wrzucają listy do skrzynek i przelatują lokatorki. O tak, to praca w sam raz dla mnie."
Ale jak to często bywa, złudne złego początki.
Tak więc chodzi nasz bohater od drzwi do drzwi, obserwując "zdrową" tkankę społeczeństwa, walczy z przemocowym szefem, który pomiata swoimi pracownikami, star się sprostać coraz to nowym obowiązkom, często niedojadając i ledwo nadążając za wyśrubowanymi normami, i choć ma głęboko gdzieś misję tak szacownej instytucji, przyjmując kolejne upomnienia i nagany trzyma się roboty, uważając, że przecież w każdej chwili może odejść. Największym jego pragnieniem to wypić gdzieś w spokoju kawkę, napić się, czasem spić do nieprzytomności i mieć w łóżku kobietę. To poczucie tymczasowości towarzyszy nam przez całą lekturę. Hank ma świadomość, że może w diabły rzucić tę robotę w każdej chwili, a jednak z niewielką przerwą pracuje tam kilkanaście lat. Tylko ja, zdaje się mówić zdecyduję kiedy i gdzie odejdę. To jest swego rodzaju tekst przeciw normom, w które stara się nas wrzucić zorganizowane społeczeństwo, jednocześnie pokazując tak naprawdę fasadowość i obłudę korporacyjnego modelu, który przecież ciągle ma się doskonale.
Są w tej książce i sytuacje niezwykle zabawne (oczywiście z humorem dość specyficznym), celne obserwacje, są momenty melancholii i zatracenia się naszego bohatera i poszukiwania sensu, próby znalezienia miłości i stabilizacji, która jednocześnie jest zachęcająca, ale w równej mierze odstręcza i ogranicza.
Dobitna, bezwstydna, choć niepozbawiona wrażliwości i dużej wnikliwości proza.
Dobitna, bezwstydna, choć niepozbawiona wrażliwości i dużej wnikliwości proza.
Wydawnictwo Noir Sur Blanc, 2013
Przełożył: Marek Fedyszak
Liczba stron: 214
Przełożył: Marek Fedyszak
Liczba stron: 214
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz