piątek, 26 marca 2021

„451° FAHRENHEITA” Ray Bradbury


Wszędobylska i ogłupiająca tv na płaskich ekranach zastępujących ściany w ognioodpornych domach,  relaksująca muzyka w słuchawkach ułatwiająca zdrowy sen i relacje międzyludzkie zredukowane do minimum, gdzie rozmowy przypominają bezmyślny szczebiot wróbli, a refleksja nad egzystencją, czy nawet zachwyt nad najprostszymi rzeczami, jak zieleń traw, czy błękitne niebo jest wyeliminowany jako zbędny i niepotrzebny. A jeśli zdarzy Ci się chcieć rozstać z tym światem, odpowiednie służby zadbają by nie tylko wyczyścić twój żołądek, ale i pamięć o przyczynach "niedyspozycji".  
I książki, które jako wylęgarnie niepotrzebnych i niebezpiecznych idei oraz zaprzątające umysł sprawami zbędnymi, które prowadzące w najlepszym razie do zbędnej melancholii, a w najgorszym stanowią zarzewie buntu.

"Człowiek, który potrafi rozłożyć na części ściankę telewizyjną i złożyć ją z powrotem, (...) jest szczęśliwszy od tego, który usiłuje obliczyć, zmierzyć i rozwiązać zagadkę wszechświata, bo tego nie da się obliczyć i rozwiązać, a człowiek czuje się potem diabelnie przygnębiony i samotny".  

Zaś główny bohater, strażak Guy Montag, który zamiast sikawki dzierży miotacz ognia i z zapałem realizuje regulamin, gdzie palenie woluminów jest jednym z głównych zadań. 
Panuje bezpardonowe szpiegostwo i donosicielstwo na nieliczne jeszcze poukrywane przez odszczepieńców drukarskie pozostałości. A ci, którzy się nie podporządkują, również mogą zostać strawieni przez płomienie. Na niebie zaś nieustanny ryk samolotów i zbliżająca się kolejna wojna.     
Taki dystopijny świat serwuje nam jeden z klasyków sci-fi. Książka wydana w 1953 r., parę lat po orwellowskim Roku 1984 specjalnie zaskakująca nie jest, ale każe nam zastanowić się ile z wizji zawartych na jej kartach już się urzeczywistniło lub spełnia się na naszych oczach.
Utrata więzi międzyludzkich, zastąpiona erzacem w postaci wszechobecnej nowoczesnej technologii, społeczeństwo samolubów i bezrefleksyjnych quasi-maszyn spełniających wyznaczone przez totalne państwo swoje społeczne role. 

Guy Montag dzięki kilku przypadkowo spotkanym osobom, drobnym aluzjom swojego szefa i swojej podskórnej intuicji, zaczyna zastanawiać się nad otaczającą go rzeczywistością.
I jak wśród piromanów często zdarzają się strażacy, tak tu palący książki strażak, zaczyna działać wbrew prawu i wpierw nieświadomie, a potem celowo gromadzić "przestępcze obiekty", choć utracił już prawie zdolność przyswajania tekstu pisanego. Wszystko to doprowadzi go do brzemiennej dla niego w skutkach decyzji, z której powrotu już nie będzie, choć okaże się, że są i inni mu podobni.
Ważna, warta przeczytania klasyka z sugestywnie odmalowanym obrazem ogłupionego społeczeństwa, choć u mnie bez euforii. 
Lema i Dicka chyba nikt nie zdetronizuje (przynajmniej w moim rankingu).  

Wydawnictwo Alkazar, 1993
Przełożył:: Adam Kaska
Liczba stron: 220





wtorek, 23 marca 2021

„SILVA RERUM” I Kristina Sabaliauskaitė

 

To pierwsza część tetralogii litewskiej opisująca XVII wieczne Wilno i jej mieszkańców, a właściwie losy pewnej szlacheckiej rodziny Narwojszów z Milikont.
Po okresie zawieruch wojennej, na którą składało się krwawe powstanie kozackie Chmielnickiego, potop szwedzki i wojna z Rosją mieszkańcy Litwy mogą trochę odetchnąć i zacząć budować na nowo.

Ojciec rodu Jan Maciej ma swojej pieczy tajne dokumenty, przekazane przez księcia Janusza Radziwiłła zawierające listę osób, które oddały Wielkie Księstwo Litewskie pod protekcję Szwecji.
Na głowie dorastające bliźnięta (córkę Urszulę i syna Kazimierza) i kochającą żonę, Elżbietę.
Na przestrzeni kilkuset stron poznajemy ich losy, zapasy z życiem, wybory, przed którymi będą musieli stanąć i ich konsekwencje, które poniosą.

Widok i doświadczenie śmierci, najpierw ukochanego kota i jego pochówku, a później odejście ich małej siostrzyczki, naznaczy rodzeństwo i już w dzieciństwie wyznaczy dalsze ich ścieżki, którymi powędrują po wyjeździe do Wilna, choć każde z nich będzie musiało je mocno zrewidować.
A wszystko to za sprawą bakałarza-filozofii Jana Kirdeja Bironta, utalentowanego studenta, który w najeździe kozackim stracił całą swoją rodzinę, a przemoc której doświadczył spowodowała, że buntuje się przeciw Bogu i ziemskim prawom. Zostaje hedonistą, bezwzględnie czerpiącym z życia pełnymi garściami na warunkach, które on sam ustanawia.
To właśnie jego postać odciśnie się na na każdym z bohaterów rodziny Narwojszów.
To do niego i jego postawy będą się odnosili Kazimierz, który też wstępuje na drogę wiedzy i dołącza do stronnictwa Bironta oraz Urszula, która wybiera klasztor z ugruntowaną, mocną świadomością zostania świętą.
I rodzice, którzy po rozstaniu z dziećmi staną w obliczu podsumowania swojego życia oraz spisania bilansu zysków i strat.

Ich rozterki i dylematy tworzą całą fascynującą osnowę opowieści, będąc bardziej łotrzykowsko-awanturniczą księgą niż historycznym freskiem, aczkolwiek opisujący skrawek szlacheckiej Litwy, stanowiącej wówczas część Rzeczpospolitej. 

Przebogaty i wielokulturowy świat jest odmalowany z pieczołowitością i starannością o szczegóły.
Uczelnie, gdzie trwa walka tradycji z wolnomyślicielstwem, która przenosi się na ulice miasta, stając się zarzewiem przemocy.
Dworki, gdzie starsze pokolenie pragnie oddechu i spokoju, a młodsze szuka ciągłych rozrywek i podniet.
Klasztory, w których panują bezwzględne i żelazne zasady łamiące charaktery, wileńskie ulice i zaułki.   

Mnogość wątków i spraw, które porusza pisarka, dosłownie las rzeczy jak tłumaczy się łaciński tytuł jest imponujący. Poszukiwanie celu i koszty, które się z tego tytułu ponosi, relacje między wiarą, a racjonalnością,  kwestie lojalności, wierności zasadom, a zdefiniowaniem zdrady to tylko część z nich. I choć nie wszystkie są jednakowo ciekawe i spójne, to barwny, plastyczny język sprawia, że lektura dostarcza wiele satysfakcji.
Barokowe, długie,  zdania i brak dialogów, które występują tylko w formie opisów, czym książka nawiązuje do tytułowych sylw szlacheckich i pewna bezkompromisowość stanowią też o jej atrakcyjności.
Historyczna beletrystyka, nie bez wad, ale będąca dobrą odtrutką na Sienkiewicza. 
Nie będzie jak z "Potopem", pewnie sięgnę do kolejnych.

Wydawnictwo ZNAK, 2015
Przełożyła: Izabela Karybut-Daszkiewicz
Liczba stron: 511

wtorek, 16 marca 2021

„KIESZONKOWIEC” Fuminori Nakamura


Kieszonkowiec przemierzając ulice Tokio okrada bez pardonu co bogatszych mieszkańców z zawartości ich portfeli. Robi to z niezwykłą sprawnością, podnosząc kradzież niemalże do rangi sztuki. Niezwykle wręcz poetyckie opisy uczuć i napięcia, które towarzyszą naszemu bohaterowi podczas rabunku już w początkowych scenach mówią nam, że to nie będzie klasyczny kryminał. 
Bez zobowiązań, bez planu na przyszłość, bez przyjaciół, to pustka i bezcelowość spowija naszego bohatera, nie licząc wizji wieży widocznej na horyzoncie, która prześladuje go od dzieciństwa, stanowiąc jedyny, poza drogim garniturem, wyróżnik z anonimowego tłumu wielkiego obcego miasta.  
Opróżniając z gotówki portfele swoich ofiar, by wrzucić je później do skrzynki pocztowej i prowadząc jałową egzystencję autor stawia bohatera w roli outsidera, który sam, w dowolnym momencie decyduje o swojej drodze.

Ale ciągnie się za nim przeszłość, od której nie ucieknie. Osobista, która nie pozwala mu porzucić myśli o pewnej dziewczynie, ale i "zawodowa" zmuszająca do nieuchronnej konfrontacji.  Kiedyś bowiem, razem ze znajomym dostał od tajemniczej i nieznoszącej sprzeciwu persony propozycję nie do odrzucenia. Rabunek willi pewnego staruszka, który okazuje się być ważnym politykiem. Wszystko z pozoru idzie jak z płatka, wynagrodzenie za skok spore, a jedyny warunek to ulotnić się ze stolicy na parę lat.
Niestety zlecający okazuję się być bezwzględnym panem życia i śmierci, który niczym bóg ma władzę absolutną. To on ustanawia prawa, on wyznacza plan i on pokazuje ci konkretne miejsce w szeregu. I to w końcu on pisze scenariusz twojego życia, a od jego decyzji nie ma odwołania i apelacji.
I z tym fatum nad nim ciążącym musi się zmierzyć, bo przez fatalny zbieg okoliczności? znowu stanie na jego drodze. 
Żyjący na obrzeżu społeczeństwa, anonimowy i niezależny musi zostać marionetką w rękach demiurga zła.
Do tego dojdzie dziecko, którego matka zmusza do kradzieży w sklepach, a którego pod swe skrzydła weźmie nasz bohater, starając się z jednej strony odkupić swe winy, a z drugiej dać naukę i ostrzeżenie, sam szukając uzasadnienia sensu swej egzystencji.

I tu kończy się kryminał, a zaczyna pierwszorzędna psychologiczna rozgrywka, w której wszystko zdaje się być z góry ustalone. Nie bez przyczyny cytowany jest Dostojewski i nie bez powodu zatarte są granice dobra i zła.

Niezwykle intensywna, gęsta i mroczna powieść. Stawiająca pytanie o racjonalność i konsekwencje naszych wyborów, o  możliwości ucieczki od fatum. 
Daleko wykraczający poza ramy gatunkowe kryminał z Japonii. Zdecydowanie bliżej mu do psychologicznej powieści w klimacie noir. Dojrzała, choć niewielkich rozmiarów powieść, a otwarte i symboliczne zakończenie tylko to wrażenie potęguje.

Wydawnictwo Kwiaty Orientu, 2020
Przełożyła: Dariusz Latoś
Liczba stron: 224

 

niedziela, 14 marca 2021

„DZIENNIK UPADKU” Michael Laub


Każdy spada, każdy inaczej. Dziadek, ojciec i syn. Ten ostatni to autor. Wszyscy trzej prowadzą swoje dzienniki.
Dziadek, imigrant który przybył do Brazylii zaraz po II wojnie światowej, Żyd ocalały z Szoah, zaczyna prowadzić kuriozalne zapiski dotyczące świata, który w rzeczywistości nie istnieje, chcąc na nowo go "nazwać". Zamykając się w swoim gabinecie próbuje w ten sposób zagłuszyć to, co strasznego zostało za nim.
Ojciec, który w wieku czternastu lat musi pochować dziadka wpada w depresję, a w wieku dojrzałym diagnozują u niego Alzheimera, prowadzi dziennik, by nie zapomnieć.
I syn, (pisarz) który już od najmłodszych lat wpada w alkoholizm, potem w nieudane małżeństwa, krocząc prostą ścieżką ku zatraceniu.
Nad wszystkimi trzema unosi się słowo i widmo Auschwitz. Dla każdego z nich będące czymś innym.

Interesujący jest punkt wyjścia.
Szkoła żydowska, do której uczęszcza autor ma w swoich murach niewielki odsetek uczniów spoza diaspory, z racji jej statusu i renomy. Otóż nastolatkowie Żydzi wobec nie-Żydów często uciekają się do zachowań przemocowych, wręcz rasistowskich. Kulminacją jest przyjęcie urodzinowe najbiedniejszego z nich, kiedy podczas podrzucania do góry bezpardonowo upuszczają jubilata, co kończy się licznymi złamaniami i długą rehabilitacją. W wydarzeniu tym aktywnie uczestniczy sam autor, później próbując odkupić swój czyn. Razem z ofiarą bowiem przenosi się do świeckiej szkoły, gdzie jest jedynym Żydem wśród gojów, gdzie znów wikła się w krąg przemocy, tym razem psychicznej, ale równie bezpardonowej. To traumatyczne doświadczenie rzutuje na całe jego życie. 
I tak zaczyna się dalszy ciąg dramatu narratora i jego zapasy z pamięcią i z tym co odziedziczył po przodkach.
Jak sam zaznacza już na pierwszych stronach nie chce pisać kolejnej książki o Zagładzie i jej skutkach. Primo Levi, na którego się powołuje napisał według niego wszystko.
Każde pokolenie jednak inaczej zmaga się z uświadomioną bądź nie tragedią. Sam autor szamocze się nieustannie, najpierw próbując walczyć z ojcem i z rodzinną traumą, później wpadając w jej sidła, ale jego Auschwitz nie jest usprawiedliwieniem ciągłych porażek.
I co warte zaznaczenia jest pisana wyłącznie z męskiej perspektywy, bo też o bezradnej męskości traktuje.

Krótkie zdania, ciągłe, wręcz obsesyjne powtórzenia, sąsiadują z długimi i pełnymi niedopowiedzeń formami. Jest to bez wątpienia swego rodzaju bezkompromisowa autoterapia. Spiętrzenie nieszczęść, nieudanych ciągle prób wyjścia z zaklętego kręgu i nieustannych pytań, czy pamięć przeklętą, tą dalszą i bliższą da się ujarzmić? 
"Zosta­wić za sobą bez­sen­sow­ność doświad­cze­nia ludz­kie­go we wszyst­kich cza­sach i miej­scach, jak­by stra­ci­ło zna­cze­nie, w jaki spo­sób ta bez­sen­sow­ność się prze­ja­wia w życiu każ­de­go, i w tym, jak każ­dy sta­ra się i daje radę uwol­nić się od niej."
Lektura wymagająca i niełatwa w odbiorze, trudna w interpretacji, ale pozwalająca dostrzec inną perspektywę. 

Wydawnictwo Pauza, 2020
Przełożył: Wojciech Charchalis
Liczba stron: 189



środa, 10 marca 2021

„DOM Z DWIEMA WIEŻAMI” Maciej Zaremba Bielawski

Żył w powszechnie szanowanej, lekarskiej rodzinie, i choć w absurdalnym okresie, gdzie na konferencję prasową z Rolling Stonesami nie przychodzi żaden dziennikarz, za to udaje się to autorowi, to przecież zupełnie nic nie zapowiadało pośpiechu pakowanych walizek i porzucenia wszystkich planów.

"Jestem Żydówką" to zdanie Maciej Zaremba Bielawski usłyszał od matki w wieku 17 lat w marcu 1968 r. I od tego wypowiedzianego zdania zmienia się w jego życiu dosłownie wszystko.
Ale dopiero po śmierci swoich rodziców, będąc już uznanym publicystą i dziennikarzem w Szwecji zaczyna pisać historię. Historię nie tylko swojej rodziny, ale też malując jej szerszy obraz i kontekst, który się z niej wyłania.
(...) moi rodzice i babcia zawarli pakt. (...). To zmowa milczenia: jeśli będą dzieci, mają być trzymywane w niewiedzy o wszystkim, co mogłoby zakłócić ich duchową równowagę."
Zmowa milczenia, która miała uchronić ich dzieci wraz z tym wydarzeniem traci swoją moc.
Jej tropem rusza Maciej, by zrozumieć. Na przykład to, dlaczego jego dziadek, pierwszy sędzia pochodzenia żydowskiego w Tarnowie dał w twarz na rynku pewnemu adwokatowi i był dla swojej rodziny utrapieniem, bo gdyby powiódł się plan mamy, zniknąłby z mojej pamięci (...) po to, aby jej dzieciom i jej wnukom było lepiej.

Początek książki to pierwsze spotkanie mamy autora z jej przyszłym mężem.
Spotykają się w szpitalu, którym on, Oscar Bielawski, pięćdziesięciokilkuletni ceniony i uznany lekarz psychiatrii, z rodowodem szlacheckim sięgającym bitwy pod Grunwaldem, zarządza, a ona, Elżbieta z domu Immerdauer o trzydzieści lat młodsza szuka u niego pomocy dla swego brata, choć sama zmaga się ze swoimi demonami.
"Kiedy los styka ich ze sobą oboje są niedobitkami", tyle, że z zupełnie innych światów.
Opowieść rodzinna, która staje się swego rodzaju zajrzeniem pod podszewkę polskiej historii XX wieku. Maciej Zaremba odtwarza własną, pogmatwaną rodzinną opowieść, ale też polskie, kręte i często nieopowiedziane ścieżki. I to z dwóch perspektyw: po kądzieli i po mieczu.

Ta pierwsza pełna tajemnic i wyparcia, która staje się przyczyną ich emigracji. Na jaw wychodzą fakty przemilczane i hańbiące.
Bo czy na przykład w świadomości zbiorowej istnieje informacja, że Związek Lekarzy Państwa Polskiego wprowadził 17 października 1937 r na walnym zjeździe do statutu paragraf aryjski, który wykluczał lekarzy pochodzenia żydowskiego z tej organizacji?!! W związkowym piśmie "Życie lekarskie" uczy się jak wytropić Żydów i ruguje ich z każdego zawodu lekarskiego, a stanowili oni wtedy 1/3 całego związku.
Śledzi i poszukuje więc Bielawski z mozołem po archiwach i źródłach, często ukrytych w zapomnianych archiwach bolesne i trudne do zrozumienia wydarzenia.
Rozszyfrowuje endecki i komunistyczny antysemityzm, by stwierdzić, że tak, ma on polską, własną specyfikę, która swoje straszne piętno odcisnęła nie tylko na nich.

Ta druga perspektywa też ma swoje ukryte i nieznane oblicze. Nieudany, pierwszy związek ojca, wojenne (a jest ich kilka) losy, włącznie z zupełnie nieprawdopodobną historią oflagów. I tu też będzie musiał autor zmierzyć się z wieloma przemilczanymi decyzjami, włącznie z tą najboleśniejszą: czemu ojciec, nie wyjechał razem z nimi?
Dlaczego pisze długie listy i co chce przez nie powiedzieć? I czemu ich zrozumienie zajęło mu tyle czasu?
Jak to się stało, że Polacy, to dla Macieja Zaremby Bielawskiego już oni?
"Sporo wiem o tym, jak to jest być obcym w obcym kraju, ale nic o tym, jak być obcym we własnym."
Dwie wieże to jego dom z dzieciństwa, szpital psychiatryczny w którym pracowali jego rodzice, ale również dwie drogi, dwa światy, które się zetknęły, choć nawet miłość nie mogła pokonać dzielących  ich odległości.

Wspaniale napisana, angażująca, pozwalająca zrozumieć po raz kolejny, że nic nie jest takim jakim się wydaje, i... tak z powodu Polski, musiała być przetłumaczona z języka szwedzkiego przez Mariusza Kalinowskiego. 
I wyobrażam sobie i marzę, żeby była czytana na lekcjach historii.

 Wydawnictwo Karakter, 2018
Tłumaczenie: Mariusz Kalinowski
Liczba stron: 316
Nagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego