poniedziałek, 15 czerwca 2020

„ZŁY” Leopold Tyrmand, czyli desperados w Warszawie



Jak to się stało, że dopiero teraz sięgnąłem po tę (nie bójmy się tego słowa) kultową, rodzimą powieść? Doprawdy - nie wiem. Pewno znalazłoby się parę powodów, a choć już teraz stosunkowo rzadko zaglądam do literatury gatunkowej, to książkę Leopolda Tyrmanda (którego notabene rok 2020 Sejm Najjaśniejszej RP ustanowił) i tak przeczytać musiałem.

O tej blisko ośmiuset stronicowej książce, podobnie zresztą jak i o samym autorze, powstało mnóstwo analiz, prac i recenzji. Odnosili się do niej najwięksi polscy pisarze m. in. Konwicki, Pilch, Gombrowicz, a sama powieść i korzenie jej powstania obrosły legendą.

Czegóż w tej powieści nie ma? Bo nie tylko z samym, misternie skrojonym kryminałem do czynienia tu mamy. Są tu i elementy romansu, dramatu psychologicznego, awanturniczej powieści łotrzykowskiej, dokumentu, a nawet westernu. To też, i może przede wszystkim pean autora dla Warszawy, której powieść jest dedykowana, a ślady miłość do niej widać w podniosłych często, drobiazgowych opisach wszelkich miejsc w będącej u szczytu swojej odbudowy po zniszczeniach wojennych stolicy (akcja toczy się w 1954 r.). Ruiny, bramy, kawiarnie, bary, spelunki, warsztaty, kina, bazary, sklepy, dla wszystkich tych miejsc Tyrmand znajduje miejsce na barwny i czasem poetycki wręcz opis.
To też niezwykła skarbnica ówczesnego, specyficznego języka stolicy, powiedzeń i zwrotów, zwłaszcza warszawskiej tamtych lat, które brzmią dziś trochę anachronicznie, ale mają niewątpliwie swój urok. Ot choćby takie słówko „flanować się”, czyli włóczyć się bez celu po mieście. Ładne, prawda? A jest tego całkiem sporo.

Osią akcji jest postać tytułowego „Złego”, który nieoczekiwanie pojawia się w miejscach awantur (pierwsza z nich ma miejsce przy ul. Wiejskiej. Przypadek?), by w w niespodziewany sposób „spuścić łomot” agresorom, których ofiarami padają mieszkańcy miasta. Oprócz daru niezwykłej siły i szybkości ucieczki z miejsca zdarzenia, jedyną jego cechą są przerażająco białe oczy.
Wraz z z rozwojem wydarzeń i coraz szerszym echem działań głównego bohatera, śladem jego tajemniczej postaci rusza milicja, dziennikarze, świat przestępczy, który coraz boleśniej odczuwa te bezprecedensowe porachunki, sympatycy i kibice naszego bohatera, widzący w nim nadzieję na spokój w mieście oraz pewien detektyw amator. Wszyscy starają się poznać jego motywacje i dowiedzieć się kim jest.

Przez pierwsze dwieście stron powieść ma dosyć lekki charakter, ale później zaczynają się dziać rzeczy przyprawiające naprawdę o dreszcze. Poziom agresji i przemocy, której źródła wnikliwy czytelnik sam się domyśli, zaczyna przybierać nieobliczalne skutki, a pętla wokół „Złego” zaczyna się zaciskać.
W morzu lejącej się wódki, odmętach papierosowego dymu, degrengolady moralnej, mentów i opryszków, którzy coraz bezczelniej zagrażają codziennej egzystencji „zwykłych" ludzi próbujących poukładać sobie życie na powojennych gruzach.

Powieść posiada oczywiście wszystkie elementy klasycznego kryminału: samochodowe pościgi, nieoczekiwane zwroty akcji, drobiazgowe śledztwo i stopniowo odsłaniającą się tajemnicę. A przy tym galeria postaci, z każdej praktycznie warstwy społecznej, z pieczołowitością odmalowanych na kartach powieści. Niektóre (jak główny bohater) przedstawione z pogłębioną refleksją psychologiczną, inne potraktowane z dystansem lub przymrużeniem oka. Ot, jak choćby fajtłapowaty milicjant z gigantycznym zezem.

Dla mnie to książka stanowiąca takie skrzyżowanie powieści noir z pierwszymi komiksami amerykańskimi o superbohaterach, gdzie typowe elementy kryminalne sąsiadują ze zdarzeniami nieprawdopodobnymi, czy wręcz fantastycznymi. Przy tym jednak cechuje się ona dosyć wnikliwą obserwacją psychologiczno-społeczną, na którą oczywiście brać trzeba poprawkę cenzorską. Niepowtarzalny klimat powstającej z gruzów Warszawy (miejscem centralnym jest trwająca właśnie budowa PKiN) połączony z ciekawym i wielowątkowym pomysłem na wątek sensacyjny, przyprawiony błyskotliwym językiem stanowi ciągle o atrakcyjności tej książki, mimo upływu sporego czasu od jej napisania.

I choć bez wątpienia "Zły” zalicza się do kręgu literatury popularnej,  w niektórych momentach jest powierzchowny, czasem schematyczny, ale wyróżnia się swoim niezwykłym bogactwem gatunkowym, malarskim wręcz i szczegółowym opisem miasta, gdzie duch powojennej stolicy nie daje czytelnikowi spokoju.