Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura faktu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura faktu. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 31 sierpnia 2021

„ŻEBY NIE BYŁO ŚLADÓW. Sprawa Grzegorza Przemyka” Cezary Łazarewicz

 

Ten reportaż czyta się z coraz bardziej rosnącą wściekłością. O śmiertelnym pobiciu w maju 1983 r. Grzegorz Przemyka, maturzysty warszawskiego, syna poetki Barbary Sadowskiej, przez funkcjonariuszy ZOMO słyszał chyba każdy. To jedna z wielu zbrodni okresu PRL-u, która utrwaliła się w świadomości Polaków szczególnie. Ale to, co wydarzyło się później, kiedy władza usiłowała wszelkimi dostępnymi sposobami zatuszować tę zbrodnię ujrzało światło dzienne bardzo późno.
Cezary Łazarewicz z wielką skrupulatnością odtwarza machinacje, kłamstwa, prowokacje, w których uczestniczyły służby praktycznie każdego szczebla, aż do najwyższych urzędników państwowych (Kiszczak, Jaruzelski, Urban).

Skala matactw jakich dopuściła się ta ogromna rzesza ludzi jest porażająca. Uruchomiono prawie cały aparat państwowy, żeby tylko nie dopuścić do skazania winnych, skompromitować rodzinę ofiary, zrzucić winę na sanitariuszy pogotowia, podważyć zaufanie do całej służby ratowniczej i zastraszyć jak najwięcej ludzi dla koniunkturalnych zagrywek. Świństw i podłości w tej sprawie jest co niemiara.
Są i nieliczni sprawiedliwi, którzy nie chcą się poddać, ale i oni w końcu ulegną bezwzględnej machinie i i haniebnym czynom kanaliom władzy.  

Relację dzień po dniu, aż do kuriozalnego procesu przeplatane są przez opowieści o losach osób najbliższych Grzegorzowi.
Dziennikarz dociera do dużej ilości bezpośrednich świadków, choć nie wszyscy chcą o niej rozmawiać.
Symboliczną postacią staje się Cezary F., zakochany w matce Grzegorz Przemyka rówieśnik maturzysty, który był bezpośrednim świadkiem pobicia na komisariacie. To on będzie kluczową osobą, która może pogrążyć zomowców, więc i on stanie się celem głównego ataku.  Niezłomny charakter, niepoddający się wielkiemu napięciu ze strony służ PRL, pewny tego co widział i chcący ujawnić prawdę, i on końcu traci nadzieję na sprawiedliwość, nawet już w Polsce po przełomie 1989 r.    

Gorzki, smutny, ale niezwykle potrzebny i ważny reportaż. Jeśli o najnowszej historii Polski młodzież chce się czegoś więcej dowiedzieć, ta książka jest najlepszą drogą. 

ps. A za trzy tygodnie film Jana P. Matuszyńskiego na podstawie książki!


Wydawnictwo Czarne, 2017
Liczba stron: 320

  
    

wtorek, 17 sierpnia 2021

„SZATAN W NASZYM DOMU. Kulisy śledztwa w sprawie przemocy rytualnej” Lawrence Wright


Olimpia, małe miasto w stanie Waszyngton, rok 1988. Szanowany policjant, mąż, ojciec pięciorga dzieci zostaje oskarżony o wykorzystywanie seksualne swojej córki. Zarzuty zgłosiła jego najstarsza 22-letnia latorośl.
Przekonany niezbicie, że jego dzieci nie mogą kłamać, choć nic nie pamięta, przyznaje się do winy. Z pozoru sprawa jakich wiele, ale w toku śledztwa wychodzą na jaw coraz bardziej drastyczne szczegóły, włącznie z aktywnym uczestnictwem w sekcie czcicieli szatana, której rytuały mogłyby znaleźć się w niejednym horrorze. Do oskarżeń dołącza kolejna siostra i brat, zarzuty przyjmują coraz bardziej nieprawdopodobne formy. Do gry wchodzą terapeuci, kaznodzieje i hipnoza. Uczestnicy zaczynają przypominać sobie okrutne praktyki, których się dopuścili, a które ich zdaniem wyparli z umysłu. Tylko, czy to jest możliwe? Zeznania się wykluczają, bądź są sprzeczne i niepotwierdzone, a bezpośrednich dowodów brak.
Domniemany sprawca i cała jego rodzina należą do radykalnego protestanckiego kościoła, wcześniej wychowani w tradycyjnych, katolickich rodzinach.
Oskarżonych przybywa, a cała miejscowa społeczność jest wstrząśnięta.

W tym znakomitym reportażu Lawrenca Wrighta, ikony dziennikarstwa, laureata Pulitzera poznajemy kulisy śledztwa i procesu oraz problemy i zawiłości jakie stanęły na ich drodze. Okazuje się, że tego typu spraw w całym USA od paru lat przybywa. 
Realny problem, czy wymyślony wróg religijnych fundamentalistów? Głęboko ukryta i zakamuflowana zbrodnia, czy mistyfikacja i zbiorowa sugestia? Czy pierwotne lęki i procesy czarownic ciągle są możliwe? Freud miał rację, czy się pomylił?

Wyśmienity, wciągający, niezwykle rzetelny reportaż, rzucający na tę sprawę światło ze wszystkich stron oraz ujmujący ją w szerszym, społecznym kontekście.

Wydawnictwo Czarne, 2021
Przełożyła: Agnieszka Wilga
Liczba stron: 208

poniedziałek, 16 sierpnia 2021

„WRÓCĘ PRZED NOCĄ. Reportaż o przemilczanym” Jerzy Szperkowicz

 


Mityczna wręcz kraina dzieciństwa. Jakże często wracamy wspomnieniami do tego okresu. Są jednak całe pokolenia, dla których te powroty są źródłem bolesnych przeżyć.
Do nich należy Jerzy Szperkowicz, polski reporter i dziennikarz. Urodzony w 1934 r. w Wilnie, a po wybuchu wojny dzieciństwo spędził w Dubowym, (tereny dzisiejszej Białorusi), między Mińskiem, a Wilnem, w majątku rodzinnym matki. Kresy polskie, później komuniści radzieccy, wywózki na Syberię, następnie hitlerowskie Niemcy, którzy spalili im majątek, partyzanci polscy, sowieccy, bandyci i komuniści po raz wtóry.
W takich okolicznościach przyjdzie mu szybko dorosnąć.
Jego dzieciństwo naznaczone zostało bolesnymi wydarzeniami, tragiczną śmiercią rodziców, ciągłym strachem i walką o przetrwanie, a później ucieczką trójki rodzeństwa do powojennej Polski.

Po prawie 60-ciu latach decyduje się odbyć podróż w drugą stronę, choć przygotowywał się do niej długo i mozolnie, by zmierzyć się z przeszłością, spróbować odnaleźć miejsca, dowiedzieć się kto? jak? i dlaczego? 

Mama zamordowana w 1943 r. bestialsko przez sąsiadów, kiedy wyszła po wyprawkę dla najmłodszej siostry, trzymiesięcznej Irenki, a ojciec w miesiąc później w niewyjaśnionych okolicznościach.
I teraz syn-reporter odwiedza rodzinne strony, miejsca i ludzi, którzy jeszcze coś pamiętają, choć mówić za bardzo nie chcą, przecież mówienie prawdy nic jeszcze dobrego nie przyniosło nikomu.
Ze strzępków informacji skleja ostatnie chwile swoich najbliższych.

Czyni to w  niejako w dwóch rolach, co przebija się przez całą książkę. Jako reporter i jako syn. Niezwykle osobista historia, a jednocześnie dziennikarska chęć dotarcia do obiektywnej prawdy.
Nie tylko w skali mikro, własnej, rodzinnej, ale też próba zrozumienia  dziejowych mechanizmów.
Z wielką wnikliwością rozszyfrowuje też tę wielką historię. Wie, że morderstwo rodziców i akty przemocy miejscowej ludności miały też swoje podłoże w polskiej, kolonialnej polityce zasiedlonych wschodnich terenów. A nierozwiązane zatargi i konflikty sięgały czasów powstania styczniowego.
Zdaje sobie sprawę, że dla Polaków 1939 r. to był rozpad ich świata, majątków i przyszłości, a dla tych, których gnębiono wcześniej nastał czas odwetu. Ale zbrodnia pozostaje zbrodnią, a zrzucenie wszystkiego na karb "sprawiedliwości dziejowej" jest najłatwiejsze.  

Ale nie brakuje też tu wielkiej miłości i czułości do tej krainy oraz jej przyrody. Osobiste wspomnienia wypraw, przedwojennego Wilna, marzeń i naiwności młodego dziecka, które po wielu latach znajduje wraz z żoną, którą jest nie kto inny jak Hanna Krall!, swoje miejsce nad Narwią, jakże przypominające krainę skąd pochodzi.
A na koniec zupełnie niezwykłe losy najmłodszej Irenki, tej, której nieodebrana wyprawka która uciekając z komunistycznej Polski trafia do Austrii, a tam... 

Złożona ze strzępków, niechronologiczna, tak jak autor próbujący się nieustannie z nią mierzyć, bardzo osobista, intymna historia, przeplatana wspomnieniami i rekonstrukcją, pełna niezwykłych celnych wniosków i obserwacji.

I język. To jest maestria. Literacka klasa najwyższa, pełna meandrów i zakamarków, gdzie zwięzłość reporterska sąsiaduje z niebywałą wrażliwością językową.
Nie odkrywa wszystkiego, nie wyjaśnia do końca, ale niedopowiedziane układa się poza słowami. 
Nie tylko o przemilczaniu, ale też o zakłamywaniu historii, które trwa nie tylko na Białorusi.
Mądra, cenna i niezwykła książka.

Na podsumowanie ostatnie zdanie z wywiadu Michałą Nogasia z autorem:

M.N. - (...) czy to, co wciąż nienazwane, wciąż przemilczane, można wybaczyć?

Jerzy Szperkowicz – Nie znam odpowiedzi. Wiem jedynie, że nie ma we mnie jakiejkolwiek żądzy zemsty. Jest cisza i wiara, że padną wszystkie potrzebne słowa, by zamknąć sprawę, z którą mocuję się przez całe życie. Bo czy kiedykolwiek jakąkolwiek krzywdę naprawiono krzywdą?


Wydawnictwo Znak Literanova 2021
Liczba stron: 224

piątek, 20 listopada 2020

„ZAJĄC O BURSZTYNOWYCH OCZACH” Edmund de Wall

 


"Historia wielkiej rodziny zamknięta w małym przedmiocie" ten podtytuł właściwie sugeruje z czym będziemy mieć do czynienia. I jednocześnie historia przedmiotów, wędrujących z pewną rodziną. A są nimi netsuke maleńkie rzeźby wykonywane w Japonii z drewna, kości słoniowej, czy bursztynu.
Sam autor, pisarz, ale przede wszystkim artysta garncarz podąża śladem kolekcji tych ponad dwustu figurek, odziedziczonych niespodziewanie po swoim wuju, który gro część swojego życia spędził w Tokio. Postanawia prześledzić jej losy od samego początku, kiedy trafiła ona do ich rodziny. 

A ród to nie byle jaki. Niezwykle bogata, szanowana żydowska rodzina z korzeniami w Odessie, która postanowiła w XIX w rozwinąć swój interes (handel zbożem) w Europie. Zaczynamy więc podróż w Belle Epoque w Paryżu, gdzie jeden z przodków autora zafascynowany sztuką japońską nabywa całą kolekcję. Śledzimy zmieniające się koleje losu rodzinnego wraz z powolnym i nieuchronnym upadkiem Europy. Paryż, później nazistowski Wiedeń, powojenny Londyn, by na końcu trafić z powrotem do Odsessy, gdzie wszystko miło swój początek oraz do Tokio i Japonii, odradzającej się po katastrofie wojennej, będącej jednocześnie ojczyzną figurek.
Upadek starego porządku idzie razem z upadkiem rodziny Ephrussich (bo tak ten szacowny ród się nazywa), a my wraz z autorem doświadczamy ich zapadania się krok po kroku, które jest następstwem szalonych i zatrważających zmian.     
Oprócz poruszającej, ludzkiej, symbolicznej dla całej Europy rodzinnej historii dostajemy też opowieść o miłości do sztuki jako takiej. Na kartach powieści pojawia się i Proust i Rilke, którzy mieli styczność z członkami tej rodziny. 
Wrażliwość na piękno wytworów człowieka przebija z kart tej książki, bowiem Edmund de Wall, sam będąc również historykiem sztuki, jest szczególnie wyczulony na wytwory ludzkich rąk, (moda, architektura, wystój wnętrz też znajdują tu swoje miejsce) ale potrafi też dostrzec niewidzialne na pierwszy rzut oka nici, które łączą i splatają tę niepowtarzalną kolekcję z jego rodziną i z nim samym. Oddaje też tym samym w piękny sposób hołd i przywraca pamięć nie tylko własną, rodzinną, ale też zbiorową, również bezimiennym twórcom.
Bardzo tradycyjna w formie opowieść, ale napisana oszczędnie, z dużą mądrością, wyczuciem, uświadamiająca że najważniejsze są detale i niepozorne czasem rzeczy skrywające najważniejsze historie.