czwartek, 20 maja 2021

„LISTONOSZ” Charles Bukowski


Stary świntuch i pijak. Pewno tak jest ten pisarz postrzegany przez wielu. To taki typ pisarstwa, który albo jednych od razu odrzuca, a innych przyciąga jak magnes. 
Bo przecież słowo eufemizm nie istnieje w jego słowniku. Dosadność, często wulgaryzm, seksistowskie podejście do kobiet i pewnie jeszcze wiele innych zarzutów można postawić zagłębiając się w jego pisarstwo. Jeśli jednak tę aurę skandalisty i otoczkę grubiańskości przetrawić, to wyłania się z tego naprawdę ciekawy obraz.
To debiutancka powieść Bukowskiego i jak wiele, czy nawet wszystkie, czerpiąca z bezpośrednich jego doświadczeń. Sam pracował na poczcie przez kilka ładnych lat i poznał ją od podszewki.

Sam początek książki to wyciąg z Kodeksu Etyki pracownika Poczty USA, który brzmi dość kuriozalnie w zestawieniu z prawdziwymi warunkami pracy w tejże instytucji. Poczucie misji i moralności nijak się ma do rzeczywistości. Co z resztą czyni tę książkę, napisaną ponad 50 lat temu dość aktualną. 
Oto Hank Chinaski, niebieski ptak i lawirant życiowy  zatrudnia się na poczcie, która jak się dowiedział przyjmuje każdego i po pierwszych dniach nie może wyjść z podziwu, że wcześniej nie wpadł na ten pomysł.
"Nie mogłem jedanak wyzbyć sie myśli, że, Boże, wszyscy  ci listonosze nie robią nic innego, tylko wrzucają listy do skrzynek i przelatują lokatorki. O tak, to praca w sam raz dla mnie." 
Ale jak to często bywa, złudne złego początki. 

Tak więc chodzi nasz bohater od drzwi do drzwi, obserwując "zdrową" tkankę społeczeństwa, walczy z przemocowym szefem, który pomiata swoimi pracownikami, star się sprostać coraz to nowym obowiązkom, często niedojadając i ledwo nadążając za wyśrubowanymi normami, i choć ma głęboko gdzieś misję tak szacownej instytucji, przyjmując kolejne upomnienia i nagany trzyma się roboty, uważając, że przecież w każdej chwili może odejść. Największym jego pragnieniem to wypić gdzieś w spokoju kawkę, napić się, czasem spić  do nieprzytomności i mieć w łóżku kobietę. To poczucie tymczasowości towarzyszy nam przez całą lekturę. Hank ma świadomość, że może w diabły rzucić tę robotę w każdej chwili, a jednak z niewielką przerwą pracuje tam kilkanaście lat. Tylko ja, zdaje się mówić zdecyduję kiedy i gdzie odejdę. To jest swego rodzaju tekst przeciw normom, w które stara się nas wrzucić zorganizowane społeczeństwo, jednocześnie pokazując tak naprawdę fasadowość i obłudę korporacyjnego modelu, który przecież ciągle ma się doskonale. 
Są w tej książce i sytuacje niezwykle zabawne (oczywiście z humorem dość specyficznym), celne obserwacje, są momenty melancholii i zatracenia się naszego bohatera i poszukiwania sensu, próby znalezienia miłości i stabilizacji, która jednocześnie jest zachęcająca, ale w równej mierze odstręcza i ogranicza.
Dobitna, bezwstydna, choć niepozbawiona wrażliwości i dużej wnikliwości proza.
 

Wydawnictwo Noir Sur Blanc, 2013
Przełożył: Marek Fedyszak
Liczba stron: 214