Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura amerykańska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura amerykańska. Pokaż wszystkie posty

środa, 30 marca 2022

„CENTRALA EUROPA” William T. Vollmann

 


Opasłe tomiszcze, które sprawia, że człowiek kończy otumaniony i obezwładniony jednocześnie.
Mnie na pewno nie ułatwił tego moment: zacząłem ją czytać dzień przed agresją Rosji na Ukrainę, co dodatkowo skomplikowało, eufemistycznie nazywając, skupienie się na lekturze.

Vollmann nieznany wcześniej w naszym kraju to też pisarz nietuzinkowy. Piszący kompulsywnie (strach przed upływającym czasem i świadomość końca, które wzmocniły się po tragicznej śmierci jego siostry), obdarzony fenomenalną pamięcią i ogromną inteligencją, każdą powieść traktuje jak wszechświat (w rozumieniu nieogarniętej przestrzeni).
Nie inaczej jest w "Centrali Europa". Same przypisy i spis źródeł, z których pisarz korzystał zajmują prawie (sic!) 100 stron!
Impulsem do jej napisania były kadry z filmu, gdzie ujrzał wyciągane z krematorium ciała: „Przez wiele lat próbowałem wczytać się w to straszne wydarzenie i wyobrazić sobie, jak ktokolwiek mógłby to zrobić, czy ja mógłbym to zrobić, i o tym właśnie była ta książka. Jestem bardzo szczęśliwy, że to już się skończyło i nie muszę już o tym myśleć”.

Jego powieść to rozpisana na wielogłos okrutna symfonia, która próbuje uporać się z tym pytaniem.
Zestawiając bohaterów z obydwu totalitarnych systemów, bynajmniej nie chce, jak sam podkreśla na końcu, powielać pomysłu Wasilija Grosssmana, którego wielkie "Życie i los" przywołuje.
To raczej próba wejścia i wtopienia się w umysły ludzi, którzy zmuszeni byli funkcjonować w tych nieludzkich i pozbawionych wszelkiej racjonalności warunkach, gdzie rozkazy "bez odwrotu" i za każdą, największą cenę potęgowały szaleńcze kaprysy dwóch ludzi, somnambulika i realisty.
Narracja jest więc piętrowo skomplikowana, często nie wiemy kto czyni w danej chwili uwagi, skąd się biorą niektóre zdania, gdzie przebiega granica racjonalności, a pojawiają się mętne, zamglone, skomplikowane do rozszyfrowania stany emocjonalne bohaterów.
I do tego technologia, głównie militarna, choć nie tylko, która oprócz ludzkich dramatów towarzyszy temu niewybrednemu, literackiemu walcowi.

Oprócz postaci powszechnie znanych, jak Dymitr Szostakowicz, który ewidentnie wybija się na postać pierwszoplanową, marszałek Paulus, generał Własow, Nadieżda Krupska, przez postaci mniej znane jak chociażby Kurt Gerstein, czy Zoja Kosmodemianska, R. Ł Karmen i Kathe Kollwitz, po ludzi anonimowych, jak choćby agenci wywiadu, a wszyscy oni są poddani nieustannemu napięciu, niepewnych każdego kroku, bądź przekonanych o nieuchronnych konsekwencjach swoich wyborów.
I choć wszystkie wydarzenia, które przywołuje pisarz miały miejsce, to książka stanowi absolutną fikcję, w której polifonicznej toni zdają się unosić obok wszechobecnej wojenno-totalnej-aberracyjnej matni, wciąż na nowo definiowana muzyka, próbującego przeżyć i jednocześnie nie zdradzić swego geniuszu kompozytora, po pojedynczą (nadzwyczaj istotną) łuskę z pistoletu.

Wiele fragmentów to transowe, rozedrgane strzępy, przez które dosłownie się brnie i czołga, jak przez bagienne ostępy. Erudycyjny koktajl niezwykle gorzki i cierpki, którego smak najlepiej oddaje pojęcie "historiograficzna metapowieść", do tego postmodernistyczna, gdzie ocieramy się o szaleństwo czasów.
I jeszcze te miejsca, dziś powracające: Winnica, Charków, Kijów, Połtawa.....
Niebywale wymagająca, trudna w odczytaniu, ogromnie złożona, książka doświadczenie bardziej i zmaganie z materią, przypominająca grzebanie w brudnej ziemi.
Odwyk murowany.


Wydawnictwo W.A.B., 2021
Przełożył: Jędrzej Polak
Liczba stron: 896

poniedziałek, 7 marca 2022

„MIŁOŚĆ I WYGNANIE. Wczesne lata - Wspomnienia” Isaac Bashevis Singer


Trafiła do mnie ze śmietnika. Okropne to czasy, kiedy wojna znowu za oknem, a ludzie wyrzucają książki. I do tego takie książki!
Przyszły noblista i niezwykła osobowość opisuje w niej swoje wczesne lata, młodość i początki emigracji w Ameryce. Książka nie jest typową autobiografią, jak twierdzi Singer w przedmowie ma tylko charakter autobiograficzny, stanowiący przyczynek do autobiografii. 
Trzy rozdziały: W poszukiwaniu Boga, W poszukiwaniu miłości, Zagubiony w Ameryce stanowią literacki zapis zmagań młodego człowieka-pisarza, obdarzonego niezwykłą wrażliwością i spostrzegawczością. Zmagań z życiem, do którego nie miał serca, zmagań z Bogiem, o którego pytał i którego szukał,  a raczej szukał, żądał wręcz odpowiedzi u niego (kimkolwiek, czymkolwiek jest?). Daremność ludzkiego losu, okrucieństwa człowieka były dla niego areną codziennych intelektualnych walk i polemik.
Zmagań z miłością, która czasem trafiała do niego jak na zawołanie, której oddawał się z natchnieniem i do wyczerpania.
I w końcu zmagań z obcością, która była jego permanentnym doświadczeniem zarówno w Polsce, jak i na emigracji.

Ciągle wyłamywał się ze schematów kulturowych i literackich. Ceniony, choć przez wielu współczesnych niezrozumiany. Uwielbiany przez kobiety, otoczony troską, wciąż marzył, tęsknił i szukał "nowej filozofii, nowej religii, nowym porządku społecznym, lecz również o nowych sposobach bawienia ludzi oraz dostarczania im napięć, których potrzebują żeby być sobą. "
Książka pisana z niezwykłym temperamentem i literackim sznytem, zawierająca wspaniałe obserwacje nie tylko życia swojej rodziny i przyjaciół, diaspory żydowskiej w Polsce, ale również stawiająca pytania najważniejsze, które pisarz zadawał sobie wciąż od nowa i rozdrapywał jak świeżo zagojone rany. Jątrzył i nie dawał spokoju, choć często był na granicy poddania.
Ciągły głód wiedzy, prawdy i literackich przygód, który traktował jaką potrzebę pierwszego rzędu, która napędzała go do ciągłych poszukiwań.
Przewidział gehennę wojenną, przesądzony los i cudem udało mu się uciec przed okrucieństwem wojny, choć w Ameryce czuł się równie bezbronny i osaczony przez te siły, które granic nie znają. 

Pisał inaczej niż wszyscy, pisał osobno, pisał na przekór, pisał tylko rzeczy ważne i zawsze w jidysz. "Każdy prawdziwy talent jest oazą na pustyni przeciętności."
Czytać i czerpać ze studni mądrości i przenikliwości singerowskiej oazy.

Wydawnictwo Dolnośląskie, 1991
Przełożył:  Lech Czyżewski
Liczba stron: 403



niedziela, 28 listopada 2021

„CZERWONE FRAGMENTY. Autobiografia procesu” Maggie Nelson

 

To jedna z tych książek wymykająca się klasyfikacji i zaszufladkowaniu, stworzona poza gatunkowymi ramami. A podtytuł niezwykle sprytnie zwodzi na manowce odzwierciedlając swój właściwy sens w trakcie lektury.
Bo tak, jest to swoista autobiografia, dodatkowo autobiografia wielu procesów i nie tylko tego dosłownego toczącego się na sali sądowej. "Raport z terenu" stanowiący próbę dotarcia do "prawdy".

Autorka, w przededniu wydania tomiku wierszy, poświęconego ciotce Jane (polski tytuł. "Jane. Morderstwo"), siostrze mamy, która został brutalnie zamordowana przed trzydziestoma pięcioma latami w wieku lat 23 u progu dorosłego życia, odbiera telefon z policji. Śledczy wyjaśnia, że niewyjaśniona zbrodnia sprzed lat została, dzięki nowoczesnym metodom, rozpracowana, a sprawca niebawem będzie aresztowany i osądzony. Domniemany seryjny zabójca, który mordował w tamtym czasie młode kobiety, a ta zbrodnia też mu została przypisana, okazuje się niezwiązany z tą sprawą.

Rodzina pisarki, żyjąca przez tyle lat w cieniu tej tragedii zostaje ponownie skonfrontowana z okropnymi faktami i zmuszona do przywrócenia bolesnych wspomnień. Z całą otoczką sensacyjno-medialną, w której z konieczności sama bierze udział z wnikliwością przygląda się  swoistej "atrakcyjności" zbrodni, ale też drobiazgowo i z ogromną wrażliwością opisuje wpływ jaki wywarły na niej samej fotografie ciała zmaltretowanej ciotki,  z pieczołowitością omawiane podczas śledztwa i procesu, docierając do zupełnie niezbadanych i odkrywczych wniosków.

Maggie Nelson od tego punktu granicznego rozpoczyna swoją wielowarstwową, złożoną i niejednoznaczną opowieść. 

Podczas pisania, przyświecał mi tylko jeden cel: pozwolić, by wydarzenia związane z rozprawą sądową, wydarzenia związane z moim dzieciństwem, wydarzenia związane z zamordowaniem Jane oraz akt pisania zaistniały we wspólnym momencie czasu i przestrzeni".

Wątki sądowe, proces dochodzenia do "sprawiedliwości" i samo jej pojęcie, ale też reperkusje jej wymierzania stanowią oczywistą kanwę narracji, prowadząc do próby analizy umysłu samego mordercy, ale również niejednoznaczny stosunek samej autorki do sprawcy, stanowią jeden z ważnych elementów powieści.

Pisarka analizując życie własne i najbliższej rodziny w cieniu doznanej tragedii dokonuje swoistej wędrówki do przeszłości. Cień, duch ciotki towarzyszył im bowiem często nieuświadomiony, mimo pozornej deklaracji matki, twierdzącej o pogodzeniu się ze śmiercią siostry.
Choćby filmy, które wspólnie zdarza się im oglądać, książki, po które sięgają, czasem nieprzewidywalnie kierują ich myśli ciągle do tego feralnego dnia. Ciążenie, z czasem zupełnie niezauważalne pcha ich niezmiennie w rejony realizowanego "projektu bezpieczeństwo", tyleż koniecznego, co iluzorycznego  w swej istocie.
Bo też smutek, który zagnieździł się wtedy, wcale nie odszedł, przeszedł metamorfozę i wciąż pozostał, niczym złowieszczy, mroczny welon.

Ale Nelson sięga też dużo głębiej. Swoje dzieciństwo, dojrzewanie, burzliwe, siostrzane problemy emocjonalne, nagła śmierć ojca, ciężkie rozstania miłosne to wszystko kolejne procesy, które z ogromną wnikliwością próbuje przefiltrować przez swoje emocje i wielką wrażliwość literacką.

Niezwykle grząski to grunt, gdzie cienką granice intymności przekroczyć łatwo. Nelson za sprawą lirycznego, przepełnionego głębią literacką języka udaje się całkowicie oddalić to zagrożenie, pomimo że w swoich wyznaniach posuwa się naprawdę daleko. 

Miejsca, gdzie przygląda się samej sobie, próbując opisać zmagania z bolesną materią rzeczywistości są wyjątkowe i stanowią też dla niej w istocie możliwość spojrzenia na wiele spraw z zupełnie innej strony i w szerszym, kobiecym kontekście, jak na przykład konieczność swoistego oddalenia, anonimowości, będąca dla Nelson jednym z ulubionych doznań. "Być "człowiekiem tłumu", albo odwrotnie, sam na sam z naturą, tudzież ze swoim Bogiem. Rościć sobie prawo do przestrzeni publicznej, nawet jeśli czujesz właśnie znikasz w jej obfitości, w jej majestacie. Ćwiczyć się w śmierci, doznając zupełnej pustki, lecz jakimś cudem pozostając przy życiu." 

Stan, w którym znalazła się pisarka oraz doświadczenia, które były jej udziałem nieuchronnie prowadzą do rozważań dotyczących tej największej, niezrozumiałej tajemnicy śmierci.
"Szykując się do procesu, niekiedy czuję się tak, jakbym za sprawą bólu wywołanego tą stratą doświadczałam pewnej formy oświecenia - że dzięki niemu w końcu zaczynam pojmować, iż nasze myśli, emocje, całe nasze życie to w gruncie życie złudzenie, długi, barwny, urozmaicony sen, z którego budzi nas śmierć".

A stąd już zupełnie blisko do owych tytułowych "czerwonych fragmentów", których jest tylko kilka, ale nabierają kolejnych, zupełnie nowych znaczeń.
Odkrycia, nowe ścieżki i tropy. Dojmująca lektura.

Wydawnictwo Czarne, 2021
Przełożyła: Anna Gralak
Liczba stron: 232

środa, 17 listopada 2021

„ŚPIEWAJCIE, Z PROCHÓW, ŚPIEWAJCIE” Jasmyn Ward

Jedną z cech literatury wybitnej jest przekazanie doświadczenia obcego czytającemu w taki sposób, żeby zanurzył się w niej, a wracając na powierzchnię czuł całym sobą, że przytrafiła się mu podróż niespotykana, której odbycia zaplanować nie można, a jej ślady pozostają wyraźne na zawsze.

Tego dokonała w swej powieści Jasmyn Ward (dwukrotna laureatka National Book Award). Słowo podróż jest tu kluczowe, gdyż to książka drogi i to na wielu poziomach.
W warstwie pierwszej, fabularnej to podróż pewnej afroamerykańskiej rodziny: mama Leonie z trzynastoletnim synem Jojo i kilkuletnią Kaylą (Michaelą) ruszają do południowego Missisipi,  do stanowego więzienia Parcham w głębi stanu, by po kilku latach odsiadki odebrać Michaela, męża Leonie i ojca jej dzieci. Michael to biały Amerykanin, którego związek z czarnoskórą dziewczyną jest absolutnie nieakceptowany przez jego rodziców, potomków plantatorów. Dzieci wychowywane są przez dziadków Zrzeki (Tatko) i chorą babcię (Mamcię), bo Leoni swój instynkt macierzyński "zagubiła", ale też wpadła w sidła używek wraz z przyjaciółką Misty, która również wyrusza z nimi w tę trasę.

To będzie droga, tam i z powrotem, droga która ściśnie żołądek i odbierze oddech.

Książka ma do połowy dwóch narratorów. Pierwszym jest Trzynastoletni Jojo na progu dorastania, stawiający sobie fundamentalne pytania o życie, śmierć i zrozumienie otaczającego świata, będąc jednocześnie troskliwym opiekunem, będąc w tej powieści specjalnym przewodnikiem dla czytelnika. To on wysłucha od swojego dziadka opowieści o jego dzieciństwie i pobycie w tym samym więzieniu, do którego trafił Michael, a będąc wtedy nastolatkiem, próbował przetrwać w piekle. To od niego usłyszy we fragmentach opowieść o Bogasiu, jeszcze młodszym chłopaku, który wraz z nim  trafił do tego przeklętego miejsca. I wreszcie to on będzie musiał poradzić sobie z ogarniającą bezradnością, z ogromem cierpienia, bólu i strachu, które pozna wraz z czytelnikiem. 

Drugim jest perspektywa Leoni, matki, która kocha, choć nie może odnaleźć się w tej roli. Matki, która nie może poradzić sobie z niezawinioną stratą, która jak cień w skwarze amerykańskiego południa jest stale obecna i widoczna. Matki, córki, która nie sprostała klęskom, nienawiści i odrzuceniu i nie chce przyjąć wątpliwego dla niej "daru", który jest ponad jej siły. W ciągłej ucieczce upatrując ratunku. 

Do tych dwóch narratorów dołącza w połowie książki trzeci. Bogaś, a raczej zjawa, jego duch, który też szuka wyjaśnienia, i śpiewa przedziwną pieśń. Pieśń prześladowanych i katowanych, której mroczny zaśpiew stanowi echo olbrzymiego bagażu przeszłości. Wtedy też powieść przeradza się w niezwykłą wizyjność, która unosi się nad rzeczywistością, stanowiąc jej niejaką ciągłość i dalszy ciąg. Widma, które też przemierzają swoją drogę, ale do innego domu, domagając się od żyjących otwarcia drzwi.
Bo Bogaś nie jest jedynym. Wcześniej pojawia się, Dany, brat Leonie, ukazujący się najpierw w jej narkotycznych halucynacjach, a później innym członkom rodziny, który wysyła tylko niewerbalnie sygnały, będąc kolejnym, tajemniczym łącznikiem pomiędzy światami.

To proza bezkompromisowa i bolesna, którą trzeba czytać uważnie. Koncentrująca się na najtrudniejszych pytaniach, na które odpowiedzi będą dotkliwe, a czasem przerażające.
Poruszająca nie tylko niezabliźnione wciąż rany rasizmu i ksenofobii, ale też ich wpływ na współczesność. Tekst o  bezradności wobec doświadczonego cierpienia, nieuchronnych, wbrew sobie podejmowanych często wyborach fundamentalnych.

To też symboliczna rozprawa o poszukiwaniu własnej drogi i odpowiedzialności za innych.
Smutna, gorzka, gniewna i niezmiernie przejmująca, ale również i może przede wszystkim wyzwalająca, hipnotyczna powieść.


Wydawnictwo Poznańskie, 2019
Przełożył: Jędrzej Polak
Liczba stron: 335


wtorek, 5 października 2021

„SZKLANY KLOSZ” Sylvia Plath


Już od samego początku świat domaga się od nas samookreślenia. Kim chcesz być, co zamierzasz w życiu robić? Ciągłe stawianie wyzwań, nieustanne wymagania i precyzja odpowiedzi są na porządku dziennym. A co jeśli czujemy powiew pustki na plecach?
Znając krótkie życie autorki  i jego koniec trudno czytać tę książkę w oderwaniu od jej biografii.
Dojście do ściany, a może raczej na skraj przepaści, gubiąc ścieżkę powrotu, to przydarzyło się zarówno Esther, bohaterce tej książki, jak i samej Sylvii. To właśnie po swojej pierwszej próbie samobójczej  napisała tę powieść i niedługo po jej skończeniu postanowiła odejść, sprawiając 

Wyraźnie dwie części wyłaniają się podczas jej lektury. Pierwsza, momentami irytująca i drażniąca, z pozoru o niczym, gdzie nastoletnia stypendystka z perspektywami, razem z kilkunastoma koleżankami mieszka miesiąc w hotelu w Nowym Jorku spędzając czas na imprezach, kursach, zajęciach. Niczym nieograniczony czas wolności młodzieńczej. Ale już pierwszy akapit i co jakiś czas mimochodem rzucane niepokojące stwierdzenia zdradzają, że nie będzie to relacja gnuśnej, młodej kobiety.
I choć dylematy bohaterki z pierwszej części wydają się być trywialne, małostkowe, miejscami niedorzeczne,  to po jej powrocie z wielkiego miasta w rodzinne strony coraz szybciej odkrywamy, że niemożność działania i zniechęcenie ma przyczyny gdzie indziej. 
Rozważania nad próbami odebrania sobie życia, w końcu próba samobójstwa i leczenie w klinikach, gdzie elektrowstrząsy to w zasadzie jedyna metoda "leczenia" psychicznych przypadłości oraz próby rozpaczliwego wyjścia z psychicznego impasu stanowią oś reszty narracji.

Nie znajdziemy tu mrocznych, czających się za rogiem demonów. Druga część pisana jest z zimną i ostrą precyzją. Bez zbędnego rozczulania się nad sobą, ale z jednoznaczną diagnozą alienacji i poczucia obcości w świecie. Choć są też fragmenty autoironiczne i pisane z poczuciem dystansu.
Plath doskonale czuje, jak łatwo i niepostrzeżenie przesunąć granicę, jak ciężko "normalsom" zauważyć i zrozumieć nieodpartą chęć odseparowania. Jak niemożliwym do wytłumaczenia innym  jest poczucie  bezsensu egzystencji. 
Książce może daleko do literackiej wybitności, ale porusza swoją szczerością i bez wątpienia można odnaleźć w niej jakieś echo lęku pierwotnego, czy doświadczenia, które jest udziałem wielu.

Wydawnictwo Marginesy, 2021
Przełożyła: Mira Michałowska
Liczba stron: 340




wtorek, 28 września 2021

„SNY O POCIĄGACH” Denis Johnson

 

Stukot kół pociągów i ich gwizd oraz wycie wilków wyznaczają rytm tej mikropowieści, dwukrotnego finalisty Pulitzera..

Robert Grainier, sierota, prosty robotnik kolejowy, musi zmierzyć się z ciosem nokautującym jaki otrzymał od losu. Świat nie wróci już na właściwe nomen omen tory, przyroda nie będzie taka jak kiedyś, strzeliste świerki zastąpią karłowate sosny, a on będzie trwał gdzieś na granicy światów, tego rzeczywistego i tego niezbadanego, ale przeczuwalnego.

Dorywcze zajęcia, sporadyczne kontakty z innym człowiekiem, ale każde w bogaty w dodatkowe, czasem komiczne znaczenia, przypatrywanie się w zdumieniu światu, które będą towarzyszyły mniej lub bardziej świadome oddalenia, ucieczka w głuszę i samotność.
Domyśla się, że ucieczka w inne życie nic nie zmieni, a bólu się nie zagłuszy. Tylko tam, w odosobnieniu i blisko tych, którzy odeszli może sam doświadczyć czegoś więcej. Ponownego spotkania, przeczucia, próby zrozumienia i sensu egzystencji. I tak się dzieje, choć owego doświadczenia przez brutalność i powszedniość świata nie sposób zrozumieć. Pozostanie w prywatnej sferze, subtelnie opowiedziane i niedopowiedziane. 

Zwierzęca ludzkość i ludzkie zwierzęta. Pozostaje proste epitafium, nabrana widownia i pierwotny dźwięk.

Dosadność, brutalny realizm przepleciony lirycznym językiem i empatią dla losów człowieczych. Codzienny znój i pustka, której towarzyszą nieskomplikowane rzeczy i tajemne uniesienia. 
Dojmująca, magnetyczna proza.


Wydawnictwo Czarne, 2021
Przełożył: Tomasz S. Gałązka
Liczba stron: 112






wtorek, 17 sierpnia 2021

„SZATAN W NASZYM DOMU. Kulisy śledztwa w sprawie przemocy rytualnej” Lawrence Wright


Olimpia, małe miasto w stanie Waszyngton, rok 1988. Szanowany policjant, mąż, ojciec pięciorga dzieci zostaje oskarżony o wykorzystywanie seksualne swojej córki. Zarzuty zgłosiła jego najstarsza 22-letnia latorośl.
Przekonany niezbicie, że jego dzieci nie mogą kłamać, choć nic nie pamięta, przyznaje się do winy. Z pozoru sprawa jakich wiele, ale w toku śledztwa wychodzą na jaw coraz bardziej drastyczne szczegóły, włącznie z aktywnym uczestnictwem w sekcie czcicieli szatana, której rytuały mogłyby znaleźć się w niejednym horrorze. Do oskarżeń dołącza kolejna siostra i brat, zarzuty przyjmują coraz bardziej nieprawdopodobne formy. Do gry wchodzą terapeuci, kaznodzieje i hipnoza. Uczestnicy zaczynają przypominać sobie okrutne praktyki, których się dopuścili, a które ich zdaniem wyparli z umysłu. Tylko, czy to jest możliwe? Zeznania się wykluczają, bądź są sprzeczne i niepotwierdzone, a bezpośrednich dowodów brak.
Domniemany sprawca i cała jego rodzina należą do radykalnego protestanckiego kościoła, wcześniej wychowani w tradycyjnych, katolickich rodzinach.
Oskarżonych przybywa, a cała miejscowa społeczność jest wstrząśnięta.

W tym znakomitym reportażu Lawrenca Wrighta, ikony dziennikarstwa, laureata Pulitzera poznajemy kulisy śledztwa i procesu oraz problemy i zawiłości jakie stanęły na ich drodze. Okazuje się, że tego typu spraw w całym USA od paru lat przybywa. 
Realny problem, czy wymyślony wróg religijnych fundamentalistów? Głęboko ukryta i zakamuflowana zbrodnia, czy mistyfikacja i zbiorowa sugestia? Czy pierwotne lęki i procesy czarownic ciągle są możliwe? Freud miał rację, czy się pomylił?

Wyśmienity, wciągający, niezwykle rzetelny reportaż, rzucający na tę sprawę światło ze wszystkich stron oraz ujmujący ją w szerszym, społecznym kontekście.

Wydawnictwo Czarne, 2021
Przełożyła: Agnieszka Wilga
Liczba stron: 208

czwartek, 20 maja 2021

„LISTONOSZ” Charles Bukowski


Stary świntuch i pijak. Pewno tak jest ten pisarz postrzegany przez wielu. To taki typ pisarstwa, który albo jednych od razu odrzuca, a innych przyciąga jak magnes. 
Bo przecież słowo eufemizm nie istnieje w jego słowniku. Dosadność, często wulgaryzm, seksistowskie podejście do kobiet i pewnie jeszcze wiele innych zarzutów można postawić zagłębiając się w jego pisarstwo. Jeśli jednak tę aurę skandalisty i otoczkę grubiańskości przetrawić, to wyłania się z tego naprawdę ciekawy obraz.
To debiutancka powieść Bukowskiego i jak wiele, czy nawet wszystkie, czerpiąca z bezpośrednich jego doświadczeń. Sam pracował na poczcie przez kilka ładnych lat i poznał ją od podszewki.

Sam początek książki to wyciąg z Kodeksu Etyki pracownika Poczty USA, który brzmi dość kuriozalnie w zestawieniu z prawdziwymi warunkami pracy w tejże instytucji. Poczucie misji i moralności nijak się ma do rzeczywistości. Co z resztą czyni tę książkę, napisaną ponad 50 lat temu dość aktualną. 
Oto Hank Chinaski, niebieski ptak i lawirant życiowy  zatrudnia się na poczcie, która jak się dowiedział przyjmuje każdego i po pierwszych dniach nie może wyjść z podziwu, że wcześniej nie wpadł na ten pomysł.
"Nie mogłem jedanak wyzbyć sie myśli, że, Boże, wszyscy  ci listonosze nie robią nic innego, tylko wrzucają listy do skrzynek i przelatują lokatorki. O tak, to praca w sam raz dla mnie." 
Ale jak to często bywa, złudne złego początki. 

Tak więc chodzi nasz bohater od drzwi do drzwi, obserwując "zdrową" tkankę społeczeństwa, walczy z przemocowym szefem, który pomiata swoimi pracownikami, star się sprostać coraz to nowym obowiązkom, często niedojadając i ledwo nadążając za wyśrubowanymi normami, i choć ma głęboko gdzieś misję tak szacownej instytucji, przyjmując kolejne upomnienia i nagany trzyma się roboty, uważając, że przecież w każdej chwili może odejść. Największym jego pragnieniem to wypić gdzieś w spokoju kawkę, napić się, czasem spić  do nieprzytomności i mieć w łóżku kobietę. To poczucie tymczasowości towarzyszy nam przez całą lekturę. Hank ma świadomość, że może w diabły rzucić tę robotę w każdej chwili, a jednak z niewielką przerwą pracuje tam kilkanaście lat. Tylko ja, zdaje się mówić zdecyduję kiedy i gdzie odejdę. To jest swego rodzaju tekst przeciw normom, w które stara się nas wrzucić zorganizowane społeczeństwo, jednocześnie pokazując tak naprawdę fasadowość i obłudę korporacyjnego modelu, który przecież ciągle ma się doskonale. 
Są w tej książce i sytuacje niezwykle zabawne (oczywiście z humorem dość specyficznym), celne obserwacje, są momenty melancholii i zatracenia się naszego bohatera i poszukiwania sensu, próby znalezienia miłości i stabilizacji, która jednocześnie jest zachęcająca, ale w równej mierze odstręcza i ogranicza.
Dobitna, bezwstydna, choć niepozbawiona wrażliwości i dużej wnikliwości proza.
 

Wydawnictwo Noir Sur Blanc, 2013
Przełożył: Marek Fedyszak
Liczba stron: 214


czwartek, 1 kwietnia 2021

„KRÓTKIE WYWIADY Z PASKUDNYMI LUDŹMI” Dawid Foster Wallace

 

"Istnieją poprawne i owocne metody empatyzowania z czytelnikiem lecz wyobrażanie sobie siebie samego jako czytelnika do nich nie należy; prawdę mówiąc, jest to zabieg niebezpiecznie bliski groźnej pułapce przewidywania, czy czytelnikowi spodoba się coś, nad czym pracujesz, , i zarówno ty sam, jak i i bardzo nieliczni inni pisarze, z którymi się przyjaźnisz, wiecie, że nie ma szybszej drogi do zapętlenia się i zarżnięcia wszelkiej autentyczności w tym, co sie pisze, niż kalkulowanie zawczasu, czy dana rzecz będzie lubiana. To po prostu zabójcze." 

Absolutna bezkompromisowość, nieuleganie żadnym regułom, przymilaniu i głaskaniu czytelnika.
Dawid Foster Wallace to pisarz osobny i osobliwy. 
Jeśli cenicie klasyczną, spójną narrację nie bierzcie jego książek do ręki.
Jeśli lubicie szukać nowych form, innego spojrzenia na rzeczywistość i przy okazji trochę się "pomęczyć", mając świadomość obcowania z prozą wybitną, to zapraszam. 

Skróty, akronimy, piętrowe przypisy, częste luki w wypowiedziach, rzadkie, słownikowe nazewnictwo, mieszanie języka potocznego z wyszukanymi formami wyrazu to jego chleb powszedni.
Sam pisarz cierpiał na wieloletnią depresję, która w końcu doprowadziła do jego śmierci. Zresztą  w jednym z tekstów przedstawił absolutnie genialnie, choć z dużą dawką autoironii proces i meandry myślenia osoby zmagającej się z tą chorobą. Doceniany, choć bardzo wymagający, także wobec siebie samego  twórca, nigdy niechodzący na skróty.

Ten zbiór krótkich form (bo słowo opowiadania zupełnie nie oddaje formy tej książki) stanowi niezwykły postmodernistyczny konglomerat. Powstał przed jego ostatnią, nieukończoną powieścią. Mieszanka bardzo różnorodnych i kompletnie nie spajających się w całość tekstów, choć jej trzon da się wyodrębnić. 

Lektura tej książki wymaga od czytelnika nie lada wyzwania. Skupienia, ciągłej ważności i przede wszystkim ogromnej determinacji w przebrnięciu przez erudycyjny słowotok.
Na jej kartach w większości mamy bowiem do czynienia z dość obrzydliwymi osobnikami, głównie płci męskiej. Ich frustracjami, lękami, męczącymi wywodami o własnych niepokojach, niedoskonałościach i do tego z lubością lubiącymi o nich opowiadać. Ludźmi ery ponowoczesności i tv, dzielącymi włosa na czworo x 8, osaczonymi przez siebie samych, próbujących zwierzać się innym, bądź uczestniczących w terapiach różnorakich.
Wallace nie stroni od szokujących, momentami obscenicznych odrzucających wręcz fragmentów, w żadnym miejscu nie oszczędza i nie próbuje łatwych i gładkich rozwiązań. To czytelnik musi podjąć niemały wysiłek okiełznania i zrozumienia tekstu, a przede wszystkim psychiki bohaterów.
Ale są też teksty bardziej refleksyjne, niejednoznaczne Nie brak tu wysublimowanej ironii, mnóstwa erudycyjnej autoanalizy, dociekliwych prób "włamania się" do wnętrza pokręconych osobowości.

Jest tu kilka absolutnie genialnych tekstów, (np. ten o mężczyźnie, którego ojciec przez kilkadziesiąt lat pracuje w męskiej toalecie podając ręczniki klienteli), Tri-Stan: wydałem Sisse Nar na pastwę Eko,  pełen neologizmów i skrótowców imitujących język korporacyjny z nawiązaniem do klasycznej mitologii, czy autoironiczny, obrazujący skomplikowany proces twórczy "Oktet". Są też takie, po których przeczytaniu pytamy: bełkot, kpina, czy ordynarna gra i przegięcie niezrównoważonego pisarza? 

Oryginalne, frapujące, trudne i wyczerpujące, czasem niebywale frustrujące, ale potrafiące pochłonąć, doskonale obrazujące rozedrganie, lęki i pułapki współczesności.


Wydawnictwo W.A.B, 2015
Przełożyła::  Jolanta Kozak (mega szacun)
Liczba stron: 382

piątek, 26 marca 2021

„451° FAHRENHEITA” Ray Bradbury


Wszędobylska i ogłupiająca tv na płaskich ekranach zastępujących ściany w ognioodpornych domach,  relaksująca muzyka w słuchawkach ułatwiająca zdrowy sen i relacje międzyludzkie zredukowane do minimum, gdzie rozmowy przypominają bezmyślny szczebiot wróbli, a refleksja nad egzystencją, czy nawet zachwyt nad najprostszymi rzeczami, jak zieleń traw, czy błękitne niebo jest wyeliminowany jako zbędny i niepotrzebny. A jeśli zdarzy Ci się chcieć rozstać z tym światem, odpowiednie służby zadbają by nie tylko wyczyścić twój żołądek, ale i pamięć o przyczynach "niedyspozycji".  
I książki, które jako wylęgarnie niepotrzebnych i niebezpiecznych idei oraz zaprzątające umysł sprawami zbędnymi, które prowadzące w najlepszym razie do zbędnej melancholii, a w najgorszym stanowią zarzewie buntu.

"Człowiek, który potrafi rozłożyć na części ściankę telewizyjną i złożyć ją z powrotem, (...) jest szczęśliwszy od tego, który usiłuje obliczyć, zmierzyć i rozwiązać zagadkę wszechświata, bo tego nie da się obliczyć i rozwiązać, a człowiek czuje się potem diabelnie przygnębiony i samotny".  

Zaś główny bohater, strażak Guy Montag, który zamiast sikawki dzierży miotacz ognia i z zapałem realizuje regulamin, gdzie palenie woluminów jest jednym z głównych zadań. 
Panuje bezpardonowe szpiegostwo i donosicielstwo na nieliczne jeszcze poukrywane przez odszczepieńców drukarskie pozostałości. A ci, którzy się nie podporządkują, również mogą zostać strawieni przez płomienie. Na niebie zaś nieustanny ryk samolotów i zbliżająca się kolejna wojna.     
Taki dystopijny świat serwuje nam jeden z klasyków sci-fi. Książka wydana w 1953 r., parę lat po orwellowskim Roku 1984 specjalnie zaskakująca nie jest, ale każe nam zastanowić się ile z wizji zawartych na jej kartach już się urzeczywistniło lub spełnia się na naszych oczach.
Utrata więzi międzyludzkich, zastąpiona erzacem w postaci wszechobecnej nowoczesnej technologii, społeczeństwo samolubów i bezrefleksyjnych quasi-maszyn spełniających wyznaczone przez totalne państwo swoje społeczne role. 

Guy Montag dzięki kilku przypadkowo spotkanym osobom, drobnym aluzjom swojego szefa i swojej podskórnej intuicji, zaczyna zastanawiać się nad otaczającą go rzeczywistością.
I jak wśród piromanów często zdarzają się strażacy, tak tu palący książki strażak, zaczyna działać wbrew prawu i wpierw nieświadomie, a potem celowo gromadzić "przestępcze obiekty", choć utracił już prawie zdolność przyswajania tekstu pisanego. Wszystko to doprowadzi go do brzemiennej dla niego w skutkach decyzji, z której powrotu już nie będzie, choć okaże się, że są i inni mu podobni.
Ważna, warta przeczytania klasyka z sugestywnie odmalowanym obrazem ogłupionego społeczeństwa, choć u mnie bez euforii. 
Lema i Dicka chyba nikt nie zdetronizuje (przynajmniej w moim rankingu).  

Wydawnictwo Alkazar, 1993
Przełożył:: Adam Kaska
Liczba stron: 220





niedziela, 28 lutego 2021

„RUINY I ZGLISZCZA” Wells Tower


Podobno krótkie formy, jakimi są opowiadania są probierzem "rasowego" literata. Jeśli to prawda, to Wells Tower takowym jest. Zawrzeć na kilkunastu, czasem na kilkudziesięciu stronach ładunek treści to wyczyn nie lada, jeśli dodać, że to jest jego pisarski debiut.
Dziewięć opowiadań jakie składają się na tę książkę są naprawdę najwyższej klasy. I choć nie wszystkie są równe i równie wciągające, to każde z nich zapada w pamięć.

Portretuje w nich tzw. zwykłych, przeciętnych obywateli, borykających się z różnymi ułomnościami i trudnościami zwłaszcza w relacjach z innymi. To ludzie, których dopada niespodziewanie jakiś kryzys bądź kłopotliwa sytuacja, w której może się znaleźć każdy z nas. Jego bohaterowie są często na skraju rezygnacji i rozczarowania światem i zniechęcenia innymi. Niezdolni do zmiany, szamoczą się w sieci uwikłań, zależności i niemocy sprawczej. 
Takie raczej przypadki beznadziejne, którymi sami nie chcemy być, choć możemy się w niektórych poprzeglądać jak w lustrze.
Wells wspaniale potrafi oddać rozterki prostego robotnika, zagubionej nastolatki, małego chłopca walczącego o uwagę, czy doświadczonego, ustawionego z pozoru biznesmena. 

Na uwagę zasługuje precyzyjny, sugestywny styl, podlany ironią i czarnym humorem, w którym przebija niezwykła empatia dla bohaterów, którzy mimo swoich prób i tak nie udźwigną swego losu. 
W kilka wersów potrafi nieoczekiwanie podnieść ciśnienie, zasiać niepewność i wzbudzić grozę, by zaraz później spowodować uśmiech i rozluźnienie. 
I zakończenia każdego z opowiadań, które tylko z pozoru wydają się urwane i niepełne, zawierają ukrytą i nie przynoszącą ukojenia puentę. Literacki obraz upadków i prób wzlotów niedoli człowieczej.

Ostatnie, tytułowe zaś opowiadanie to kompletne zaskoczenie, zupełnie odmienne w anturażu przenosi nas w czasy wczesnego średniowiecza i jest podbite swoistą, choć mocno groteskową baśniowością.  Ale to tylko uświadamia nam, że nasze problemy są ciągle do siebie podobne.
Kawał świetnej, wciągającej literatury.

Wydawnictwo Karakter, 2017
Przełożył: Michał Kłobukowski
Liczba stron: 270

 

wtorek, 1 grudnia 2020

„NIESAMOWITE PRZYGODY CAVALIERA I CLAYA" Michael Chabon


Brzmi jak tytuł powieści łotrzykowskiej, prawda? Bo i poniekąd jest to powieść przygodowa, do tego zachwycająca.
Poniekąd, bowiem jest to jej pierwsza, powierzchniowa warstwa, których jest doprawdy sporo.
W warstwie językowej jest to istny majstersztyk. Cudownie napisana, językiem momentami olśniewającym, z mnóstwem celnych metafor, porównań. Do tego dochodzą błyskotliwe dialogi, a całość meandruje miedzy komedią (z doskonałym poczuciem humoru) i tragedią, tworząc niezwykły literacki konglomerat.

Oto pewien żydowski młodzieniec Josef Kavalier, amatorsko, ale już z pewnymi sukcesami zajmujący się prestidigatorskimi sztuczkami za namową rodziny ucieka z czeskiej Pragi tuż przed wybuchem II wojny światowej. Zostawia kochającą rodzinę w osobie rodziców, dziadków i młodszego brata i trafia do Ameryki, do swojego urodzonego tam już kuzyna Sama. Przez zupełny przypadek odkrywa swoje rysunkowe zdolności i wraz z kuzynem, który ma dryg do pisania, zaczyna w pewnym wydawnictwie, wydawać komiksy. A są to lata, kiedy ta forma w USA właśnie swoje wielkie tryumfy. Wydawnictwa te, mimo, że czerpiące wzorce ze swoich konkurentów zaczynają odnosić sukcesy, a to za sprawą Eskapisty, (będącego też takim prywatnym aniołem zemsty Joego) jego głównego bohatera będącego superbohaterem, którego głównym celem staje się Hitler i jego poplecznicy. 
Odtąd jedynym dążeniem Joego, będą starania, by uratować rodzinę z wojennej ppożogi. Wraz z losami głównych bohaterów śledzimy Stany Zjednoczone na przestrzeni kilkunastu lat.
  
Myliłby się jednak ten, który sądzi, że to powieść, opowiadająca głównie o Ameryce. Owszem, stanowi ona przez większą część tej cegiełki (800 stron) miejsce akcji, ale nagromadzenie wątków i problematyka jest niezwykle bogata. Zaczynając od kwestii, która mnie najbardziej poruszyła, czyli wojennej traumy i rozważań nad motywem ucieczki (nie tylko tej zewnętrznej, ale też każdej innej) , a później poszukiwaniem i "koniecznością" zemsty, (motyw Joego, służącego żołnierza na Antarktydzie to jest majstersztyk), bezsilności jako ogromnej próbie, będącej mocą napędową działań, i sztuki, która jako formą iluzji daje jej ujście, a w końcu z niej wyzwala.  
Oczywiście mamy tu też motyw amerykańskiego snu, ale przedstawiony bez żadnego lukru, problem własnej tożsamości i dyskryminacji, relacji rodzinnych i wiwisekcji przyjaźni, problem imigracji i nieprzystosowania do miejsca, a to nie wszystko.
No doprawdy poruszonych tu i przede wszystkim poddanych literackiej analizie spraw jest mnóstwo, do tego z niezwykłym, pisarskim talentem. A jednocześnie w żadnym momencie książka nie przytłacza, a wręcz przeciwnie ma się chęć, by pozostać w niej jeszcze dłużej. Dodatkowym plusem będzie oczywiście dla każdego, kto kiedykolwiek fascynował, bądź dalej interesuje się rysowanymi historiami.

Niezwykły rozmach tej książki jest też w samej jej koncepcji. Mamy tu bowiem galerię fikcyjnych bohaterów, wspaniale rozpisanych, którzy na kartach książki bądź spotykają się z postaciami prawdziwymi (Salvador Dali, Orson Welles - na premierze jego debiutu "Obywatel Kane"), bądź są dla nich inspiracją, lub zostawiają w nich jakiś ślad.  
Komiksy tworzone przez Joego, rywalizują z autentycznymi opowieściami spod znaku Batmana i Supermana i całej gamy innych, które jak grzyby po deszczu zawładnęły (niektóre dosłownie ;) młodymi amerykanami. Do tego cała historia toczy się w autentycznych realiach Ameryki lat 40-tych i 50-tych XX łącznie np. z posiedzeniem Senackiej Komisji ds. Przestępczości Nieletnich, która przesłuchiwała twórców komiksów w sprawie ich (sic!) nieprzyzwoitości i zgubnym wpływie na kwiat młodzieży.  

Niesamowita przyjemność czytania. Fascynująca, dopracowana w najdrobniejszym szczególe powieść.
Chabon rulez!