Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura holenderska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura holenderska. Pokaż wszystkie posty

środa, 20 października 2021

„NIEPOKÓJ PRZYCHODZI O ZMIERZCHU” Marjeke Lucas Rijneveld

 

Holenderska wieś u progu nowego millenium i dzieciństwo na farmie w środku Europy. 
Protestancka rodzina wierna wielopokoleniowym tradycjom, ojciec, matka, i czwórka dzieci. Kury, krowy, króliki, siano, pola, gospodarka. Ale do "sielsko i anielsko" daleko.
Zapachy inwentarza wsiąkają głęboko, są nie do usunięcia. 

"Miałam dziesięć lat i przestałam ściągać kurtkę". Tak rozpoczyna narrację dziesięcioletnia dziewczyna, jedna z rodzeństwa. Od tej chwili, a jest to moment w powieści przełomowy, czerwona budrysówka będzie stanowić zaporę przed światem. Rytm życia, jak to w gospodarstwie wyznaczają codzienne czynności i ciągłem obowiązki. Nic w tej kwestii nie zmieniło się od wieków, może poza dostępnymi narzędziami. Do tego dochodzi ścisłe religijne wychowanie, gdzie cytaty z biblii tkwią w głowie, bardziej niż dziecięce wierszyki, a od panujących zasad nie ma odstępu. Gdzie słowo golizna niesie rumieniec wstydu, a ciekawość seksualną rozbudzają porcelanowe aniołki z choinki.
A z drugiej strony wiejska wolność, gdzie poza wzrokiem rodziców można "badać" życie, "testować" śmierć i odkrywać na własną rękę seksualność i przygotowywać  "plan". Dziecięca ciekawością i głód zrozumienia otaczającego świata, i nadzieja na ucieczkę z pułapki, którą szykuje.

Tragedia, która dotyka rodzinę na początku powieści (ale bynajmniej niejedyna) rozbija powoli ten obraz. Każdy z bohaterów sam musi zmierzyć się z cierpieniem, oswojeniem śmierci. Ale jej oswoić nie sposób, choć sama wyznacza rytm wiejskiego życia i bezustannie towarzyszy wszystkim na każdym kroku. Dżdżownice, motyle, chomik, króliki, ropuchy, krowy i niezliczone odejścia z tą najważniejszą i niezrozumiałą. Docierają też tu echa Holokaustu, gdzie piwnica staje się kryjówką Żydów. Tu "Bóg tak chciał" już nie działa, trzeba szukać po swojemu, by próbować wyrwać się z jej szponów .
Wyobcowanie i oddalenie, jak w odwróconej lornetce, zamrożenie uczuć i ciągły niepokój.

Rozbudowane, piętrowe, miejscami naprawdę cudowne i bardzo oryginalne językowo metafory, połączone z nieoczywistymi cytatami z biblii czynią z tej książki literaturę wybitną. Powieść nieustannie balansuje między lirycznym naturalizmem, a brutalnością życia, sfera sacrum miesza się z prowokującymi, czasem makabrycznymi i obrazoburczymi wręcz obrazami.
Do tego jej niesamowity rytm, który sprawia, że lektura hipnotyzuje, pomimo trudnej lekcji jaką nam serwuje najmłodsza(y) laureat(ka) międzynarodowego Bookera.
Doskonała. Nowy i ważny głos we współczesnej europejskiej literaturze.

Wydawnictwo Literackie, 2021
Przełożył: Jerzy Koch
Liczba stron: 315

piątek, 20 listopada 2020

„ZAJĄC O BURSZTYNOWYCH OCZACH” Edmund de Wall

 


"Historia wielkiej rodziny zamknięta w małym przedmiocie" ten podtytuł właściwie sugeruje z czym będziemy mieć do czynienia. I jednocześnie historia przedmiotów, wędrujących z pewną rodziną. A są nimi netsuke maleńkie rzeźby wykonywane w Japonii z drewna, kości słoniowej, czy bursztynu.
Sam autor, pisarz, ale przede wszystkim artysta garncarz podąża śladem kolekcji tych ponad dwustu figurek, odziedziczonych niespodziewanie po swoim wuju, który gro część swojego życia spędził w Tokio. Postanawia prześledzić jej losy od samego początku, kiedy trafiła ona do ich rodziny. 

A ród to nie byle jaki. Niezwykle bogata, szanowana żydowska rodzina z korzeniami w Odessie, która postanowiła w XIX w rozwinąć swój interes (handel zbożem) w Europie. Zaczynamy więc podróż w Belle Epoque w Paryżu, gdzie jeden z przodków autora zafascynowany sztuką japońską nabywa całą kolekcję. Śledzimy zmieniające się koleje losu rodzinnego wraz z powolnym i nieuchronnym upadkiem Europy. Paryż, później nazistowski Wiedeń, powojenny Londyn, by na końcu trafić z powrotem do Odsessy, gdzie wszystko miło swój początek oraz do Tokio i Japonii, odradzającej się po katastrofie wojennej, będącej jednocześnie ojczyzną figurek.
Upadek starego porządku idzie razem z upadkiem rodziny Ephrussich (bo tak ten szacowny ród się nazywa), a my wraz z autorem doświadczamy ich zapadania się krok po kroku, które jest następstwem szalonych i zatrważających zmian.     
Oprócz poruszającej, ludzkiej, symbolicznej dla całej Europy rodzinnej historii dostajemy też opowieść o miłości do sztuki jako takiej. Na kartach powieści pojawia się i Proust i Rilke, którzy mieli styczność z członkami tej rodziny. 
Wrażliwość na piękno wytworów człowieka przebija z kart tej książki, bowiem Edmund de Wall, sam będąc również historykiem sztuki, jest szczególnie wyczulony na wytwory ludzkich rąk, (moda, architektura, wystój wnętrz też znajdują tu swoje miejsce) ale potrafi też dostrzec niewidzialne na pierwszy rzut oka nici, które łączą i splatają tę niepowtarzalną kolekcję z jego rodziną i z nim samym. Oddaje też tym samym w piękny sposób hołd i przywraca pamięć nie tylko własną, rodzinną, ale też zbiorową, również bezimiennym twórcom.
Bardzo tradycyjna w formie opowieść, ale napisana oszczędnie, z dużą mądrością, wyczuciem, uświadamiająca że najważniejsze są detale i niepozorne czasem rzeczy skrywające najważniejsze historie.