środa, 30 marca 2022

„CENTRALA EUROPA” William T. Vollmann

 


Opasłe tomiszcze, które sprawia, że człowiek kończy otumaniony i obezwładniony jednocześnie.
Mnie na pewno nie ułatwił tego moment: zacząłem ją czytać dzień przed agresją Rosji na Ukrainę, co dodatkowo skomplikowało, eufemistycznie nazywając, skupienie się na lekturze.

Vollmann nieznany wcześniej w naszym kraju to też pisarz nietuzinkowy. Piszący kompulsywnie (strach przed upływającym czasem i świadomość końca, które wzmocniły się po tragicznej śmierci jego siostry), obdarzony fenomenalną pamięcią i ogromną inteligencją, każdą powieść traktuje jak wszechświat (w rozumieniu nieogarniętej przestrzeni).
Nie inaczej jest w "Centrali Europa". Same przypisy i spis źródeł, z których pisarz korzystał zajmują prawie (sic!) 100 stron!
Impulsem do jej napisania były kadry z filmu, gdzie ujrzał wyciągane z krematorium ciała: „Przez wiele lat próbowałem wczytać się w to straszne wydarzenie i wyobrazić sobie, jak ktokolwiek mógłby to zrobić, czy ja mógłbym to zrobić, i o tym właśnie była ta książka. Jestem bardzo szczęśliwy, że to już się skończyło i nie muszę już o tym myśleć”.

Jego powieść to rozpisana na wielogłos okrutna symfonia, która próbuje uporać się z tym pytaniem.
Zestawiając bohaterów z obydwu totalitarnych systemów, bynajmniej nie chce, jak sam podkreśla na końcu, powielać pomysłu Wasilija Grosssmana, którego wielkie "Życie i los" przywołuje.
To raczej próba wejścia i wtopienia się w umysły ludzi, którzy zmuszeni byli funkcjonować w tych nieludzkich i pozbawionych wszelkiej racjonalności warunkach, gdzie rozkazy "bez odwrotu" i za każdą, największą cenę potęgowały szaleńcze kaprysy dwóch ludzi, somnambulika i realisty.
Narracja jest więc piętrowo skomplikowana, często nie wiemy kto czyni w danej chwili uwagi, skąd się biorą niektóre zdania, gdzie przebiega granica racjonalności, a pojawiają się mętne, zamglone, skomplikowane do rozszyfrowania stany emocjonalne bohaterów.
I do tego technologia, głównie militarna, choć nie tylko, która oprócz ludzkich dramatów towarzyszy temu niewybrednemu, literackiemu walcowi.

Oprócz postaci powszechnie znanych, jak Dymitr Szostakowicz, który ewidentnie wybija się na postać pierwszoplanową, marszałek Paulus, generał Własow, Nadieżda Krupska, przez postaci mniej znane jak chociażby Kurt Gerstein, czy Zoja Kosmodemianska, R. Ł Karmen i Kathe Kollwitz, po ludzi anonimowych, jak choćby agenci wywiadu, a wszyscy oni są poddani nieustannemu napięciu, niepewnych każdego kroku, bądź przekonanych o nieuchronnych konsekwencjach swoich wyborów.
I choć wszystkie wydarzenia, które przywołuje pisarz miały miejsce, to książka stanowi absolutną fikcję, w której polifonicznej toni zdają się unosić obok wszechobecnej wojenno-totalnej-aberracyjnej matni, wciąż na nowo definiowana muzyka, próbującego przeżyć i jednocześnie nie zdradzić swego geniuszu kompozytora, po pojedynczą (nadzwyczaj istotną) łuskę z pistoletu.

Wiele fragmentów to transowe, rozedrgane strzępy, przez które dosłownie się brnie i czołga, jak przez bagienne ostępy. Erudycyjny koktajl niezwykle gorzki i cierpki, którego smak najlepiej oddaje pojęcie "historiograficzna metapowieść", do tego postmodernistyczna, gdzie ocieramy się o szaleństwo czasów.
I jeszcze te miejsca, dziś powracające: Winnica, Charków, Kijów, Połtawa.....
Niebywale wymagająca, trudna w odczytaniu, ogromnie złożona, książka doświadczenie bardziej i zmaganie z materią, przypominająca grzebanie w brudnej ziemi.
Odwyk murowany.


Wydawnictwo W.A.B., 2021
Przełożył: Jędrzej Polak
Liczba stron: 896

poniedziałek, 7 marca 2022

„MIŁOŚĆ I WYGNANIE. Wczesne lata - Wspomnienia” Isaac Bashevis Singer


Trafiła do mnie ze śmietnika. Okropne to czasy, kiedy wojna znowu za oknem, a ludzie wyrzucają książki. I do tego takie książki!
Przyszły noblista i niezwykła osobowość opisuje w niej swoje wczesne lata, młodość i początki emigracji w Ameryce. Książka nie jest typową autobiografią, jak twierdzi Singer w przedmowie ma tylko charakter autobiograficzny, stanowiący przyczynek do autobiografii. 
Trzy rozdziały: W poszukiwaniu Boga, W poszukiwaniu miłości, Zagubiony w Ameryce stanowią literacki zapis zmagań młodego człowieka-pisarza, obdarzonego niezwykłą wrażliwością i spostrzegawczością. Zmagań z życiem, do którego nie miał serca, zmagań z Bogiem, o którego pytał i którego szukał,  a raczej szukał, żądał wręcz odpowiedzi u niego (kimkolwiek, czymkolwiek jest?). Daremność ludzkiego losu, okrucieństwa człowieka były dla niego areną codziennych intelektualnych walk i polemik.
Zmagań z miłością, która czasem trafiała do niego jak na zawołanie, której oddawał się z natchnieniem i do wyczerpania.
I w końcu zmagań z obcością, która była jego permanentnym doświadczeniem zarówno w Polsce, jak i na emigracji.

Ciągle wyłamywał się ze schematów kulturowych i literackich. Ceniony, choć przez wielu współczesnych niezrozumiany. Uwielbiany przez kobiety, otoczony troską, wciąż marzył, tęsknił i szukał "nowej filozofii, nowej religii, nowym porządku społecznym, lecz również o nowych sposobach bawienia ludzi oraz dostarczania im napięć, których potrzebują żeby być sobą. "
Książka pisana z niezwykłym temperamentem i literackim sznytem, zawierająca wspaniałe obserwacje nie tylko życia swojej rodziny i przyjaciół, diaspory żydowskiej w Polsce, ale również stawiająca pytania najważniejsze, które pisarz zadawał sobie wciąż od nowa i rozdrapywał jak świeżo zagojone rany. Jątrzył i nie dawał spokoju, choć często był na granicy poddania.
Ciągły głód wiedzy, prawdy i literackich przygód, który traktował jaką potrzebę pierwszego rzędu, która napędzała go do ciągłych poszukiwań.
Przewidział gehennę wojenną, przesądzony los i cudem udało mu się uciec przed okrucieństwem wojny, choć w Ameryce czuł się równie bezbronny i osaczony przez te siły, które granic nie znają. 

Pisał inaczej niż wszyscy, pisał osobno, pisał na przekór, pisał tylko rzeczy ważne i zawsze w jidysz. "Każdy prawdziwy talent jest oazą na pustyni przeciętności."
Czytać i czerpać ze studni mądrości i przenikliwości singerowskiej oazy.

Wydawnictwo Dolnośląskie, 1991
Przełożył:  Lech Czyżewski
Liczba stron: 403



poniedziałek, 14 lutego 2022

„ANOMALIA” Herve Le Tellier

 


Finezja i lekkość. To dwa słowa, które charakteryzują tę wyborną książkę.
Le Tellier to od dwóch lat przewodniczący eksperymentalnej grupy twórców OuLiPo, czyli Warsztatu Literatury Potencjalnej, stworzonej w latach 60-tych dwudziestego wieku przez Raymonda Queneau, którzy poddali literaturę rygorom matematyki i kombinatoryki, tworząc kanon literatury "nieprzypadkowej" jak pisze Marek Bieńczyk w posłowiu, wymagającej od twórców niezwykłej samodyscypliny, by poruszać się w ściśle określonych, narzuconych samym sobie warunkach, którzy tworzyli zupełnie nowy rodzaj literatury.

Nie inaczej jest i w "Anomalii", która dodatkowo jest wyraźnym hołdem dla największych pisarzy tej zupełnie niezwykłej i oryginalnej formacji, która stworzyła wiele wybitnych dzieł. 

Zaczyna się dość klasycznie, wręcz sztampowo rzec by można, od opisu kilkunastu postaci, które, co okazuje się dość szybko, leciały jednym samolotem z Paryża do Nowego Yorku. I tyle można zdradzić, żeby nie zburzyć przyjemności lektury. Bo to co serwuje nam francuski pisarz, to doprawdy jazda bez trzymanki w wielu kierunkach. Fizyka kwantowa, teorie wszechświata, problemy filozoficzne i psychologiczne w zderzeniu z nieoczekiwaną, ponadnormatywną sytuacją jaka nagle spotkała bohaterów, ba, jak się okazuje także całą ludzkość, to wszystko wypełnia . Problem symulacji i tożsamości ludzkiej natury zaczyna stanowić główny trzon powieści, w który pisarz wplata  nawiązania do współczesnej popkultury, polityki, religii, ale również dzieł klasyki. Co najważniejsze, co tak naprawdę świadczy o randze tej książki, nawet jeśli czytelnik ich nie odkryje (sam mam świadomość, że wielu nie odczytałem) to zupełnie nie przeszkodzi mu w jej odbiorze, bo Tellier czyni swą powinność z niezwykłą swobodą, przy jednoczesnym wyrafinowaniu. To sztuka niezwykła. 

Do tego swobodne żonglowanie gatunkami, przy równoczesnym autoironicznym spojrzeniu na twórczość literacką, przepełnione wachlarzem wielu emocji.  Ironia, i to raczej z tych wyszukanych, przeplata się z poważnym podejściem do ważkich kwestii, a balans między nimi jest świetnie wyważony. To wszystko nie służy przy tym do pustej i efekciarskiej zabawy, ale do postawienia ciekawych i fundamentalnych pytań. Czytelnik próbując niestrudzenie rozwiązać zagadkę "Anomalii", sam wpada w jej wielowymiarowość.
I pozostawia go z rozdziawioną facjatą przy niejednoznacznym i dającym się interpretować na wiele sposobów zakończeniu, bo w końcu to literatura bierze górę nad wszystkim", by znów odwołać się do posłowia.

To jest po prostu wielka przyjemność, majstersztyk smakujący jak wyborne pudełko ekskluzywnych pralinek.

Przy okazji namawiam do sięgnięcia po, moim zdaniem arcydzieła OuLiPo: "Życie. Instrukcja obsługi" Georges`a Pereca, "Jeśli zimową nocą podróżny" Italo Calvino i "Sto miliardów wierszy" Raymonda  Queneau. 


Wydawnictwo Filtry, 2021
Przełożyła: Beata Geppert
Liczba stron: 393





sobota, 29 stycznia 2022

„KOŚCI, KTÓRE NOSISZ W KIESZENI” Łukasz Barys

 


Łukasz Barys w swoim prozatorskim debiucie eksploruje brud biedy, znoju i beznadziejnego wykluczenia, tworząc most między żywym i martwym.
Narratorka, nastoletnia Ula dorastająca w domu z dwojgiem młodszego rodzeństwa, umierającą babcią i zapracowaną samotną matką na obrzeżach Pabianic, która z desperacją stara się znaleźć towarzysza życia. 
Jedyną ucieczką dla bohaterki to właśnie świat kości i szczątków, tego co odeszło, zmarło, zastygło. Schowanych w ziemi i tylko pozornie milczących. To co trwa jest nie do zniesienia dla nikogo.
Świat biedy i rozpadu, znoju i ciągłej szarpaniny z otaczającą bezlitosną rzeczywistością, któremu odpór dać nie sposób. Grzebanie w ziemi, układanie kości, rozmowy z umarłymi, to jedyne rozrywki i czas względnej potencjalności.

Pozostają zatem cmentarze, wszak "cmentarze, to kina dla biedaków", gdzie zmarli nie zawsze leżą potulnie w swych mogiłach, szpitalne podziemia, miejskie legendy i na wpół senno-koszmarne letargiczne wycieczki po terytorium duchów włókniarek, fabrykantów i rzeszy bezimiennych. Tylko tam można marzyć, tęsknić i uciec.
Wszystko to w oparach szaro-brudnej, bezdennie szpetnej (jak legendarna Pabianka) małomiasteczkowej rzeczywistości i walki skazanej na niepowodzenie.
Bo podobnie jak z plasteliny Soni, siostry bohaterki, nic na dłużej tu ulepić się nie da. 

Bohaterowie, choć niezmiernie odpychający, żałośni i tragiczni jednocześnie budzą w czytelniku jakąś dozę zrozumienia i trudnej do zweryfikowania niezdrowej fascynacji. 
Barys tworzy metaforyczną prozę zlepioną z epizodów z językowym nerwem, pulsem podziemnych żył wodnych, będącą mieszanką ironii i dziwnej, pokręconej prowincjonalnej baśniowości, doprawioną przedziwną, pozlepianą z różnych elementów groteską, gdzie literackość miesza się z potocznością biedo-uliczną.

Wyrazista, duszna, przekorna nowa proza. 


Wydawnictwo Cyranka, 2021
Liczba stron: 142

niedziela, 23 stycznia 2022

„APEIROGON” Colum McCann


To tu geografia przesądza o wszystkim. Palestyna, niewielki obszar podzielony granicami, strefami, murami, punktami kontrolnymi. To tu strach, chaos i absurd stał się codziennością. 
To tu tkwi, bodaj największy paradoks ludzkości. Dla kilku religii Ziemia Święta, a jednocześnie teren przesiąknięty konfliktem i przemocą. To właśnie tu wymyśloną jedną z pierwszych broni - procę, którą miota się we wrogów kamienie. To też ten obszar stanowi centrum "przesiadkowe" w wielkiej migracji ptaków, które w tej opowieści nabiorą metaforycznego znaczenia.
  
I dwa autentyczne życiorysy, które stanowią kanwę tej poruszającej książki.
Rami Elhannan, niewierzący Izraelczyk, określający się mianem "absolwenta Holokaustu", którego czternastoletnia córka Smadar zginęła w 1997 r. w samobójczym zamachu bombowym  w centrum Jerozolimy i Bassam Aramin, Palestyńczyk, praktykujący muzułmanin, którego dziesięcioletnia córka  Abir została zastrzelona przez w 2007 r. przez izraelskiego żołnierza. 
Kompletnie różni, zamknięci w różnych, podzielonych, choć bliskich światach.
Postawieni w sytuacji granicznej żałoby, gniewu  i nienawiści dokonują rzeczy niemożliwej dla większości. Pomimo ogromnego bólu robią krok wstecz, a raczej krok ku sobie. Całkowicie zmieniając optykę tworzą doskonale uzupełniający się tandem, który wierzy, że może przerwać zaklęty krąg.
Przełamując barierę obcości staną się nierozłącznymi przyjaciółmi pokazującymi światu, że jest wyjście ze ślepej uliczki. Choć wiedzą niezbicie, że droga do niego daleka, ale innej nie ma.
    
Tę niezwykłą książkę rozpoczyna podróż Ramiego swoim motocyklem na kolejne wspólne spotkanie z Bassamem i ludźmi, którzy chcą słuchać ich historii opowiadanej przez nich wciąż od nowa, by w punkcie kulminacyjnym czytelnik mógł poznać ich przejmujące przemowy, które stanowią trzon i  najważniejszą warstwę powieści, a kończy opis ich nocnego powrotu do domu. To symboliczna podróż, podobnie jak jak cała książka jest symboliką wypełniona.

Pomiędzy tymi punktami, irlandzki pisarz wypełnia strony myślami, przeżyciami, obserwacjami swoich bohaterów. Opisuje niewyobrażalny wysiłek jaki podjął każdy z nich, by z bagażem okropnych
przeżyć, doświadczeń, barier, wychowania i własnych uprzedzeń, wpierw zrozumieli siebie nawzajem, a później stali się niezłomnymi orędownikami pokoju i porozumienia.
Dopiero dzieląc to samo cierpienie są w stanie wyjść naprzeciw, dostrzec zło po własnej stronie i  pokazać wszystkim inną, a co najważniejsze wspólną do wypełnienia przestrzeń. "Najszlachetniejszym dżihadem jest podbicie samego siebie". Skazani na na ostracyzm we własnym środowisku, z uporem przędą nić prawdziwej wspólnoty, bo oni już więcej stracić nie mogą. Tylko w ich nieustannych opowieściach córki dalej żyją. 

McCann odtwarza też kulisy oraz szczegółowe okoliczności obu tragicznych śmierci dziewczynek, tyle że czyni to w sposób fragmentaryczny i poprzetykany nakreśloną, w na pozór beznamiętny sposób, niesamowitą mozaiką dygresji wszelkiego rodzaju (politycznych, naukowych, historycznych, związanych ze sztuką), które łączą się zadziwiająco z główną, najistotniejszą warstwą książki.
Otwierają one niesamowitą (podobnie jak tytułowa figura matematyczna) perspektywę nie tylko na konflikt izraelsko-palestyński, ale na ludzką potrzebę destrukcji, okrucieństwa, konfliktów i podziałów.
Obrazy z getta w Terezinie staną się tak samo istotne jak "Księga tysiąca i jednej nocy - podstęp w służbie życiu w obliczu śmierci", algebra i eksperymentalna muzyka Johna Cagę równie znacząca, co opowieści o wodzie i soli. 

Może da się nas wyleczyć?
Wspaniała, poruszająca dogłębnie powieść.
"Poza ideami sprawiedliwości i niesprawiedliwości jest pole. Tam Ciebie spotkam." - Rumi.


Wydawnictwo Poznańskie, 2021
Przełożyła: Aga Zano
Liczba stron: 438

czwartek, 20 stycznia 2022

„CUDZE SŁOWA” Wit Szostak

 


Siedem opowieści, siedmiu narratorów. I ten jeden widmowy, nieuchwytny, zagadkowy bohater. 
Książka ulepiona ze znaczeń i wielu światów.
Kiedy nagle "odchodzi" Benedykt Ryś, to opowieść o nim tworzą osoby, które bezpośrednio znalazły się w kręgu jego oddziaływania: Profesor i mentor z uniwersytetu, kolega ze studiów, dwie partnerki, ojciec, przyjaciel z dzieciństwa, pracownik i uczeń.   

Wielce obiecujący student filozofii, mający zadatki na wybitnego odchodzi z uczelni. Znika na wiele lat, by później pojawić się nieoczekiwanie, otworzyć na parę lat restaurację Isolę, będącą czymś pomiędzy wyzwaniem, odpowiedzią i dowodem, zostawić Księgę i znowu odejść (na zawsze?).
Kim jest (był), co krył (czy w ogóle krył?), czego szukał? (może znalazł), dokąd i po co odszedł? 

Ta rozpisana na siedem głosów książka pulsuje niezwykłym tętnem.
Każda opowieść to osobny język, inna wrażliwość, odmienna percepcja. Każda jest ważna i znacząca, żadna nie może być potraktowana z mniejszym zaangażowaniem i każda wnosi coś istotnego. 

A on ciągle się wymyka, nie daje opowiedzieć, stanowiąc wyzwanie i zagadkę intelektualną. Mówiący tylko co ważne, milknący gdy słyszy banały i oczywistości, uciekający, gdy nie znajduje sensu, powracający, gdy łaknie zrozumienia.

Jest w niej miejsce na chrześcijańsko-śródziemnomorską elegię, sens filozofowania, dekonstrukcję znaczeniową języka,  teologię ciała, nieustanny ontologiczny niepokój, mitotwórczą wyprawę na wyspę, dziecięce marzenia i gorzkie rozczarowania.

Szostak ma niezwykły dar do pisarskiego szaleństwa. Erudycyjny, plastyczny, a przy tym niezwykle pociągający i różnobarwny język, choć miejscami ocierający się o granicę egzaltacji.  
Bogata w tropy i znaczenia powieść, w której wędrować można w różne kierunki, pełna niepokojącego napięcia. Stawiająca mnóstwo pytań, zostawiająca apokryficzne domysły.

Opowieść o ciągłym, codziennym traceniu, nieustannym zgubieniu i poszukiwaniu sensu, będąca jednocześnie metafizyczną przygodą, gdzie wciąż omijamy rzeczy istotne, choć żyjemy w ich centrum.

"To najzwyklejsze pod słońcem życie jest ponad nasze siły. Ono nie może się powieść, nie ma prawa się udać. To, że się czasem udaje, oto zagadka bytu." 


Wydawnictwo Powergraph, 2020
Liczba stron: 280




środa, 12 stycznia 2022

„CMENTARZ W PRADZE” Umberto Eco


Paryż, rok 1897, plac Maubert, zapadły sklepik ze starociami, a w nim właściciel nerwowo tworzący  pamiętnik minionych dni, usiłujący przypomnieć sobie kim właściwie jest.
Simone Simonini, okresowo występujący jako ksiądz Dalla Piccola, cierpiący na amnezję i rozdwojenie jaźni z powodu niedawnych wstrząsających wydarzeń, już w pierwszym rozdziale przedstawia się nam jako wredny typ. Nienawidzący wszystkiego i wszystkich (no, oprócz wyśmienitej, francuskiej kuchni) przypomina żałosną  i śmieszną karykaturę człowieka. I owszem, przy wstępie uśmiechniemy się z politowaniem, może czasem zaśmiejemy się w głos, ale i skrzywimy z niesmakiem, bo słowa jakie Eco wkłada w usta głównego bohatera argumentującego obrzydzenie do rodzaju ludzkiego brzmią zarazem komicznie i obrzydzająco.  

On sam zaś okazuje się być fałszerzem dokumentów wszelakich, a zajęcie to stanowi źródło jego dochodów. Sam zaś zaczyna szybko być postrzegany jako "wartościowe" źródło przez różnych agentów wywiadu i zaczyna z nimi satysfakcjonującą dla wszystkich stron współpracę. Preparowanie dokumentów i pism szkalujących przeciwników politycznych oraz różnych grup społecznych, pozbywanie się niewygodnych świadku, manipulacje, oszczerstwa i absolutny brak skrupułów przed wyrządzeniem największych łotrostw stają się głównym jego życiowym celem i współgrają z jego naturą.
 
Eco ze znaną sobie wielką erudycją prowadzi nas przez meandry "wielkiej" polityki i ciemnych sprawek. Preparowanie dokumentów i pism szkalujących przeciwników politycznych oraz różnych grup społecznych, które wywołują określone i zaplanowane reakcje państwowych grup interesów oraz całych społeczeństw.
Uczestniczymy w różnych wydarzeniach historycznych: od zjednoczenia Włoch, wojnę prusko-francuską, Komunę Paryską, afera Dreyfusa, śledząc politykę europejskich mocarstw sądzimy z pozoru, że mamy do czynienia z pasjonującą i wciągającą historią szpiegowsko-kryminalną z rodzaju płaszcza i szpady nad którą unosi się duch Alexandra Dumasa (który również pojawia się na kartach książki) i Wiktora Hugo. Jezuici, masoni, Żydzi, ezoterycy, sataniści, terroryści, karbonariusze, szpiedzy i wszelkiej maści rewolucjoniści. Są tu wszyscy, którzy w tym czasie rozpalali wyobraźnię społeczeństw starego kontynentu włącznie z młodym doktorem Freudem i rodzącą się psychiatrią.
  
I choć dzwonek alarmowy delikatnie brzęczy się już na początkowych stronach książki, całkowita groza tej powieści, ukryta pod płaszczykiem intrygi kryminalnej ujawni się na końcu.
Głównym bowiem motywem przewodnim jaki Eco wybrał to ordynarny paszkwil "Protokoły Mędrców Syjonu" sporządzony przez carską Ochranę w celu obarczenia społeczności żydowskiej za problemy społeczne w Rosji, doprowadzając do pogromów w tym kraju. Co więcej, dokumentu, który w wielu uwierzyło, wręcz hołubiło i o zgrozo są jeszcze tacy, którzy do dziś uważają go za autentyczny. Jeśli do tego dodamy, że absolutnie wszystkie postaci i związane z nimi wydarzenia są prawdziwe, stajemy przed ogromnym lustrem, z którego wyziera na nas szaleńczy obłęd nienawiści, pogardy i uprzedzeń oraz niezmierzone pokłady ludzkiej naiwności pomieszanej z oceanem niebezpiecznej głupoty.
"Wróg to przyjaciel ludów. Potrzeba zawsze kogoś, kogo się nienawidzi, aby dzięki remu uzasadnić własną nędzę. Nienawiść to prawdziwie pierwotna pasja, anomalię stanowi miłość." - stwierdza agent carskiej Ochrany.

Wsiąkając w świat z taką pieczołowitością odmalowany przez Eco, nietrudno pojąć dlaczego w kolejnym wieku wydarzyło się w Europie to, co się wydarzyło. 
A fin de siecle nie był niestety końcem pewnej ery, a jedynie początkiem nieszczęścia, które niestety trwa dalej, teraz tylko zmieniło formę.
Porywający styl, bezbłędne odwzorowanie epoki, mistrzowskie panowanie nad słowem i niezwykła elegancja literacka.



Wydawnictwo Noir Sur Blanc, 2011
Przełożył: Krzysztof Żaboklicki
Liczba stron: 504

sobota, 8 stycznia 2022

„LATARNICY” Emma Stonex

 

W grudniu 1900 roku na  Eilean Mor jednej z wysepek w archipelagu Hebrydów Zewnętrznych zniknęło w niewyjaśnionych okolicznościach trzech latarników: Thomas Marshall, James Ducat i Donald MacArthur. Niewyjaśniona nigdy historia pobudza wyobraźnię do dzisiaj. 
Tymi wydarzeniami bezpośrednio zainspirowała się Emma Stonex, angielska pisarka publikująca dotychczas pod pseudonimem, przenosząc akcję swojej powieści na Kornwalię. 
W 1972 r. na latarni Maiden Rock, wybudowanej bezpośrednio na skale, też przepada bez wieści trzech mężczyzn ją obsługujących. Dodatkowo wszystko wskazuje na to, że nikt latarni opuścić nie mógł. Dwadzieścia lat później, pewien pisarz marynistyczny postanawia przeprowadzić rozmowy z bliskimi i napisać o tych wydarzeniach książkę.
Na pierwszy rzut oka kolejna historia z dreszczykiem tajemnicy w tle. Ale angielska powieściopisarka stworzyła na tej bazie naprawdę wielowymiarową opowieść.

Relacje, przeżycia i emocje mężczyzn, poprzedzające feralne wydarzenie, przeplatane są z opowieściami kobiet oraz ich myślami po dwudziestu latach od straty swoich partnerów. 
Każdy z bohaterów i każda z bohaterek szamocze się w okowach swoich myśli i oczekiwań, próbując sprostać wymaganiom i wyobrażeniom o wspólnym życiu i bezowocnym często dążeniom do zrozumienia drugiego. 

Świat mężczyzn, uprawiających ten specyficzny zawód, ich motywacje do podjęcia zajęcia wymagającego specjalnych predyspozycji, a wreszcie zmagania jakie toczą okazują się być zupełnie odmienne. Ucieczka, przekleństwo, szansa, wytchnienie, zesłanie, spokój, ciągły niepokój, więzienie, namiastka wolności, swoboda pamięci, opoka, czy niepewny wytwór ludzkich rąk, gotowy w każdej chwili sztormu runąć do morza.
Dla każdego z nich latarnia stanowi coś innego i odrębnego, choć sami wykształcili swój rytuał życia w izolacji, które są tak odmienne od życia codziennego na lądzie.

Latarnia jako coś niewzruszonego, jak pewna przystań, a z drugiej strony tylko chwilowa figura czegoś i tak niestałego, iluzorycznego tymczasowego. Na to wszystko przyjdzie im zmierzyć się z trudnościami, które na lądzie pokrzyżowały ich życiowe ścieżki.

Z drugiej strony perspektywa kobiet, które zmagają się ze stratą, brakiem odpowiedzi, samotnością i niezrozumieniem. Konsekwencjami decyzji lub ich brakiem. Próbą porozumienia się i pogodzenia ze ślepym i nieodwołalnym losem, jak i tym, który sami tworzymy. To one przez lata dźwigają swój ból i wyrzuty i to one, mimo niechęci i wyrzutów podejmą wysiłek "zamknięcia drzwi". I to na nich spocznie ocalenie nadziei. 

Dlaczego tak bardzo nie mówimy tego co ważne i istotne wtedy kiedy potrzeba? Jak często uciekamy przed innymi i samymi sobą?
Samotność miłości i samotność w miłości.
Precyzyjna, niezwykle sugestywna proza, która zagarnia cię jak rybacka sieć.
Do tego dodana szczypta mistycyzmu, zmieszanego z szaleństwem czynią z tej książki wartościową literaturę. 

p.s. A w głowie dźwięk buczka mgłowego z "The Lighthouse" Roberta Eggersa. Polecam!


Wydawnictwo Czarna Owca, 2021
Przełożyła: Agata Ostrowska
Liczba stron: 367

wtorek, 28 grudnia 2021

„KSZTAŁT RUIN” Juan Gabriel Vásquez

 


"...pisarz nie opowiada bowiem o czymś co zna i rozumie, a jeszcze mniej opowiada dlatego, że coś zna zna i rozumie, ale właśnie z tej przyczyny, że uświadamia sobie, iż jego wiedza i zrozumienie był fałszem, fatamorganą, iluzją, i dlatego jego książki nie są, nigdy nie będą niczym więcej niż tylko dopracowanymi dowodami dezorientacji, rozbudowanymi i wielokształtnymi deklaracjami zdumienia."
Tak tłumaczy napisanie tej misternie rozbudowanej, swoistej autofikcji, autor.

Przypadkowe spotkanie pisarza z pewnym lekarzem, a później z jego znajomymi zaowocuje wciągnięciem go w nieprzewidywalną rzeczywistość najważniejszych momentów historii swojego kraju.
Udany zamach na Jorge Gaitana, czołowego liberalnego polityka kolumbijskiego, kandydata na prezydenta, dokonany 9 października 1948 r. przez Roa Sierrę, zlinczowanego przez rozwścieczony tłum, dał początek wielkim zamieszkom (El Bogotazo), w którym śmierć poniosło 3 tysiące osób oraz zmienił oblicze Kolumbii. To ten moment, który kształtuje kolejne pokolenia Kolumbijczyków, wciąż rodząc pytania o "prawdziwych" sprawców i inspiratorów tej zbrodni. 
Tym tropem podąża też pisarz, zaczynając wraz z bohaterami kwestionować oficjalną wersję wydarzeń. Czy można po tylu latach spróbować zbliżyć się do prawdy? Gdy dodatkowo okazuje się, że podobne morderstwo na Rafaelu Uribe Uribe również liberała w 1914 roku, wykazuje dziwnie zbieżne okoliczności. A próbę jego wyjaśnienia, której podjął się młody prawnik Anzola na zawsze zmieniła jego życie. To co pewne i przewidywalne zmienia się w niezrozumiałą krainę mroków, a za historycznym wymiarem wydarzeń stoją indywidualne dramaty.

Myliłby się ten, kto sądzi, że jest to jakaś historia z drugiego końca świata, nie mająca nam nic interesującego do zaoferowania. 
Vásquez tworzy niezwykły miks politycznego thrillera, i literatury faktu z traktatem o pamięci, i dążeniem do prawdy, która choć zdaje się być na wyciągnięcie ręki, ciągle umyka nie dając się do końca odkryć i wyjaśnić.  Nic nie jest jednoznaczne: świadkowie, dokumenty, źródła. 

Dlaczego jedno zdanie  Gabriela Garcii Marqueza zamieszczone w broszurce, waży więcej niż wszystkie zebrane materiały? 
Gdzie kończy się podejrzliwość, a zaczyna chorobliwa obsesja? Gdzie przebiega granica pomiędzy poszukiwaniem prawdy, a usilnym naginaniem faktów do swojej interpretacji i wiarę w teorie spiskowe? Czy można zaangażować się całkowicie bezstronnie i mieć szansę na wygraną w starciu z siłami, które dzierżą losy społeczeństw? Czy da się ponad wszelką wątpliwość potwierdzić takich sił istnienie? I w końcu, czy historia to zlepek całkowicie przypadkowych okoliczności, tworzących chaos świata, czy starannie wyreżyserowany spektakl? Czy przemoc narkotycznych gangów Escobara, która odcisnęła piętno na młodości pisarza i całym kraju, daje się "wytłumaczyć" w kontekście wcześniejszych wydarzeń?

Pytania, pytania, mnóstwo dygresji, szczegółów, interpretacji. Labirynt mrocznych ścieżek, które nie kończą się upragnionym celem. Osobiste doświadczenia pisarza, wydarzenia widziane wciąż z innej perspektywy, tworzą złożony, okrutnie pasjonujący obraz.   

Wydawnictwo Czarna Owca, 2020
Przełożyła: Katarzyna Okrasko
Liczba stron: 559

wtorek, 14 grudnia 2021

„BRATNIA DUSZA” David Diop

 


Wszystko co najgorsze w wieku XX miało początek w tej wojnie, a ta wojna wykluła się z lat wyzysku i podziałów. Mierzenie się z tym dramatem wraca ciągle w echach literackich, nawet po tylu latach.
Diop francuski pisarz pochodzący z Senegalu,  dokłada swój oryginalny, zdecydowany i wyrazisty kamyczek własnej wizji, kierując go w inne rejony.

Oto Alfa Ndiaye wcielony do francuskiej armii z francuskiej kolonii w Senegalu doświadcza koszmaru wojny w okopach. Dodatkowo kolonialne piętno sprawia, że "czekoladowi" z Afryki, oprócz pogardliwego traktowania, rzucani są do samobójczych szarż. Kiedy jego najbliższy przyjaciel z rodzinnej wioski zostaje śmiertelnie ranny, prosząc go w bólu o skrócenie swoich cierpień, Ndiaye podejmuje decyzję, której dręczące skutki doprowadzą go do "myślenia" własnego, uświadomią mu skutki i przyczyny, poprowadzą do zemsty, która realizowana z konsekwencją stanie się najpierw źródłem podziwu współtowarzyszy i dowództwa, by później zamienić się w lęk i strach przed braterstwem śmierci.
Bohater wojenny zamienia się w "pożeracza dusz", towarzysza kostuchy i krwiożerczego dzikusa, nawet w oczach swoich współtowarzyszy.  
"Bogiem a prawdą, takie jest życie, taki jest świat: wszystko ma dwa oblicza."
Bo na polu bitwy, szaleństwo i furia mogą być tylko sterowane, są potrzebne tylko podczas ataku, po gwizdku kapitana są tabu. Wojna szaleńców nie potrzebuje, choć ciągle ich stwarza.
Marionetki ludzkie stają się nieobliczalnymi, a zbyt dzika walka to za dużo. Wystarczy tylko zabijać. To przecież cywilizowana wojna, choć oczy kapitana pełne są nienawiści do wszystkiego, co nie jest wojną.
Wojna dla dowódcy to kobieta kapryśna, a jej zachcianki trzeba zaspokoić. Tylko on wie jak to zrobić.
Stąd pozbędzie się swojego "rywala" w szaleństwie, do którego prawo ma tylko on. 
Wtedy też dowiemy się całej historii dzieciństwa i dorastania głównego bohatera. Senegalska wioska z jej lokalnym kolorytem i Piekło wojny, które stało się ich udziałem, choć chcieli tylko podążyć za marzeniami. 
Okrucieństwo wyniesione i zaszczepione wybucha w zaskakującym finale, łącząc się w brutalnym akcie, stając się okaleczoną próbą przywrócenia z głębi ziemi niczyjej swojego przyjaciela.

Rozdzialiki stworzone na wzór specyficznej litanii i zaśpiewu, mają transową wręcz siłę przyciągania. Monolog Nadiye staje się magnetycznym lamentem, dopominającym się wysłuchania krwawiącym głosem z zaświatów, wplecionym w afrykańską obrzędowość i wierzenia.

Ta niewielka książeczka ma, trzymając się terminologii wojskowej, ogromną siłę rażenia.
Niezwykle sugestywna, oszczędna, głęboko mroczna, ale niezwykle precyzyjna proza o obłędzie zgubionej duszy.

Wydawnictwo Cyranka, 2021
Przełożył: Jacek Giszczak
Liczba stron: 140

piątek, 10 grudnia 2021

„POUFNE” Mikołaj Grynberg


Okruchy. Życia historie poskładane z okruchów. Zbiorowy bohater, którym jest rodzina, syn, ojciec, dziadek, matka, córka. Bez imion i nazwisk, dat. Króciutkie, niektóre lapidarne wręcz, zwięzłe do granic rozdzialiki, ale gęste jak zastygający kisiel, nasączone znaczeniem jak rodzynkami sernik. Prozaiczne i codzienne sytuacje, nacechowane "dziwnymi" zachowaniami bohaterów, w których głębokie znaczenia ujawniają się mimochodem. Gest, obraz, przedmiot, czasem jedno słowo, które każą domyślać się czegoś więcej. Przeczucia wiedzy, którą mamy, ale jej sobie nie uświadamiamy lub odrzucamy. Bo za dużo, bo znowu, bo wciąż, ileż można... Jak narrator, który: "Pewnie, że rozumiał. Chciał jednak choć przez chwilę przebywać w szczęśliwym świecie.".
Żegnanie pamięci Zagłady, choć ta ciągle trzyma się klamki u drzwi, natrętna i uparta odejść nie chce.
Nieprzekazywalne doświadczenie odbija się niespodziewanym echem, docierając wciąż dalej i dalej do kolejnego potomka i czytelnika.

Każdy malutki rozdział to osobny tekst, choć część z nich każe domyślać się tych samych bohaterów, ujętych w innych sytuacjach, z innej perspektywy. Teksty napisanie z perfekcyjną, wycyzelowaną pieczołowitością, gdzie nie ma miejsca na zbędne słowo. 

Znaki wypalone w duszy, zatarte i wyblakłe staną się i tak widoczne, dadzą się odczytać.
Jak słowa kyrie eleison, których syn na lekcji przetłumaczyć nie umie, choć nauczyciel twierdzi, że nie chce; jak kobieta z projektowanym domem z systemem schowków i tuneli; czy profesor niebiorący udziału w konferencjach tylko w jednym kraju.
Groza pamięci przebijająca zewsząd razem z wypracowanymi mechanizmami obronnymi, stanowiące nieodłączne składniki  żydowskiego losu.

Ile zostaje w kolejnych pokoleniach, z tego czego świadkami byli przodkowie? Jak wiele lęku i obaw dziedziczymy.  Czy tego chcemy, czy nie przeszłość rezonuje i jej dźwięk do nas dotrze. "Wszystko ma swoje wady i mało zalet.". Jak  w ciągłej i iluzorycznej wszak potrzebie zapewnienia bezpieczeństwa, bo "ona" znowu może  nadejść, a czas międzywojnia może skończyć się w każdym momencie. 
Konfrontacja z ostatecznym na wielu poziomach odczuwania i godzenia się z nieuniknionym.
Do tego niezwykła, wręcz nieprawdopodobna literacka czułość Grynberga, językowa subtelność, melancholia poprzeplatana z wysmakowanym humorem i mistrzowskim rozłożeniem akcentów.

Przejmująca, mądra, dotykająca, niezwykła proza złożona tylko z elementów ważnych, dzieląca się z czytelnikiem materiałem głęboko poufnym.



Wydawnictwo Czarne, 2021
Liczba stron: 232

niedziela, 28 listopada 2021

„CZERWONE FRAGMENTY. Autobiografia procesu” Maggie Nelson

 

To jedna z tych książek wymykająca się klasyfikacji i zaszufladkowaniu, stworzona poza gatunkowymi ramami. A podtytuł niezwykle sprytnie zwodzi na manowce odzwierciedlając swój właściwy sens w trakcie lektury.
Bo tak, jest to swoista autobiografia, dodatkowo autobiografia wielu procesów i nie tylko tego dosłownego toczącego się na sali sądowej. "Raport z terenu" stanowiący próbę dotarcia do "prawdy".

Autorka, w przededniu wydania tomiku wierszy, poświęconego ciotce Jane (polski tytuł. "Jane. Morderstwo"), siostrze mamy, która został brutalnie zamordowana przed trzydziestoma pięcioma latami w wieku lat 23 u progu dorosłego życia, odbiera telefon z policji. Śledczy wyjaśnia, że niewyjaśniona zbrodnia sprzed lat została, dzięki nowoczesnym metodom, rozpracowana, a sprawca niebawem będzie aresztowany i osądzony. Domniemany seryjny zabójca, który mordował w tamtym czasie młode kobiety, a ta zbrodnia też mu została przypisana, okazuje się niezwiązany z tą sprawą.

Rodzina pisarki, żyjąca przez tyle lat w cieniu tej tragedii zostaje ponownie skonfrontowana z okropnymi faktami i zmuszona do przywrócenia bolesnych wspomnień. Z całą otoczką sensacyjno-medialną, w której z konieczności sama bierze udział z wnikliwością przygląda się  swoistej "atrakcyjności" zbrodni, ale też drobiazgowo i z ogromną wrażliwością opisuje wpływ jaki wywarły na niej samej fotografie ciała zmaltretowanej ciotki,  z pieczołowitością omawiane podczas śledztwa i procesu, docierając do zupełnie niezbadanych i odkrywczych wniosków.

Maggie Nelson od tego punktu granicznego rozpoczyna swoją wielowarstwową, złożoną i niejednoznaczną opowieść. 

Podczas pisania, przyświecał mi tylko jeden cel: pozwolić, by wydarzenia związane z rozprawą sądową, wydarzenia związane z moim dzieciństwem, wydarzenia związane z zamordowaniem Jane oraz akt pisania zaistniały we wspólnym momencie czasu i przestrzeni".

Wątki sądowe, proces dochodzenia do "sprawiedliwości" i samo jej pojęcie, ale też reperkusje jej wymierzania stanowią oczywistą kanwę narracji, prowadząc do próby analizy umysłu samego mordercy, ale również niejednoznaczny stosunek samej autorki do sprawcy, stanowią jeden z ważnych elementów powieści.

Pisarka analizując życie własne i najbliższej rodziny w cieniu doznanej tragedii dokonuje swoistej wędrówki do przeszłości. Cień, duch ciotki towarzyszył im bowiem często nieuświadomiony, mimo pozornej deklaracji matki, twierdzącej o pogodzeniu się ze śmiercią siostry.
Choćby filmy, które wspólnie zdarza się im oglądać, książki, po które sięgają, czasem nieprzewidywalnie kierują ich myśli ciągle do tego feralnego dnia. Ciążenie, z czasem zupełnie niezauważalne pcha ich niezmiennie w rejony realizowanego "projektu bezpieczeństwo", tyleż koniecznego, co iluzorycznego  w swej istocie.
Bo też smutek, który zagnieździł się wtedy, wcale nie odszedł, przeszedł metamorfozę i wciąż pozostał, niczym złowieszczy, mroczny welon.

Ale Nelson sięga też dużo głębiej. Swoje dzieciństwo, dojrzewanie, burzliwe, siostrzane problemy emocjonalne, nagła śmierć ojca, ciężkie rozstania miłosne to wszystko kolejne procesy, które z ogromną wnikliwością próbuje przefiltrować przez swoje emocje i wielką wrażliwość literacką.

Niezwykle grząski to grunt, gdzie cienką granice intymności przekroczyć łatwo. Nelson za sprawą lirycznego, przepełnionego głębią literacką języka udaje się całkowicie oddalić to zagrożenie, pomimo że w swoich wyznaniach posuwa się naprawdę daleko. 

Miejsca, gdzie przygląda się samej sobie, próbując opisać zmagania z bolesną materią rzeczywistości są wyjątkowe i stanowią też dla niej w istocie możliwość spojrzenia na wiele spraw z zupełnie innej strony i w szerszym, kobiecym kontekście, jak na przykład konieczność swoistego oddalenia, anonimowości, będąca dla Nelson jednym z ulubionych doznań. "Być "człowiekiem tłumu", albo odwrotnie, sam na sam z naturą, tudzież ze swoim Bogiem. Rościć sobie prawo do przestrzeni publicznej, nawet jeśli czujesz właśnie znikasz w jej obfitości, w jej majestacie. Ćwiczyć się w śmierci, doznając zupełnej pustki, lecz jakimś cudem pozostając przy życiu." 

Stan, w którym znalazła się pisarka oraz doświadczenia, które były jej udziałem nieuchronnie prowadzą do rozważań dotyczących tej największej, niezrozumiałej tajemnicy śmierci.
"Szykując się do procesu, niekiedy czuję się tak, jakbym za sprawą bólu wywołanego tą stratą doświadczałam pewnej formy oświecenia - że dzięki niemu w końcu zaczynam pojmować, iż nasze myśli, emocje, całe nasze życie to w gruncie życie złudzenie, długi, barwny, urozmaicony sen, z którego budzi nas śmierć".

A stąd już zupełnie blisko do owych tytułowych "czerwonych fragmentów", których jest tylko kilka, ale nabierają kolejnych, zupełnie nowych znaczeń.
Odkrycia, nowe ścieżki i tropy. Dojmująca lektura.

Wydawnictwo Czarne, 2021
Przełożyła: Anna Gralak
Liczba stron: 232

środa, 17 listopada 2021

„ŚPIEWAJCIE, Z PROCHÓW, ŚPIEWAJCIE” Jasmyn Ward

Jedną z cech literatury wybitnej jest przekazanie doświadczenia obcego czytającemu w taki sposób, żeby zanurzył się w niej, a wracając na powierzchnię czuł całym sobą, że przytrafiła się mu podróż niespotykana, której odbycia zaplanować nie można, a jej ślady pozostają wyraźne na zawsze.

Tego dokonała w swej powieści Jasmyn Ward (dwukrotna laureatka National Book Award). Słowo podróż jest tu kluczowe, gdyż to książka drogi i to na wielu poziomach.
W warstwie pierwszej, fabularnej to podróż pewnej afroamerykańskiej rodziny: mama Leonie z trzynastoletnim synem Jojo i kilkuletnią Kaylą (Michaelą) ruszają do południowego Missisipi,  do stanowego więzienia Parcham w głębi stanu, by po kilku latach odsiadki odebrać Michaela, męża Leonie i ojca jej dzieci. Michael to biały Amerykanin, którego związek z czarnoskórą dziewczyną jest absolutnie nieakceptowany przez jego rodziców, potomków plantatorów. Dzieci wychowywane są przez dziadków Zrzeki (Tatko) i chorą babcię (Mamcię), bo Leoni swój instynkt macierzyński "zagubiła", ale też wpadła w sidła używek wraz z przyjaciółką Misty, która również wyrusza z nimi w tę trasę.

To będzie droga, tam i z powrotem, droga która ściśnie żołądek i odbierze oddech.

Książka ma do połowy dwóch narratorów. Pierwszym jest Trzynastoletni Jojo na progu dorastania, stawiający sobie fundamentalne pytania o życie, śmierć i zrozumienie otaczającego świata, będąc jednocześnie troskliwym opiekunem, będąc w tej powieści specjalnym przewodnikiem dla czytelnika. To on wysłucha od swojego dziadka opowieści o jego dzieciństwie i pobycie w tym samym więzieniu, do którego trafił Michael, a będąc wtedy nastolatkiem, próbował przetrwać w piekle. To od niego usłyszy we fragmentach opowieść o Bogasiu, jeszcze młodszym chłopaku, który wraz z nim  trafił do tego przeklętego miejsca. I wreszcie to on będzie musiał poradzić sobie z ogarniającą bezradnością, z ogromem cierpienia, bólu i strachu, które pozna wraz z czytelnikiem. 

Drugim jest perspektywa Leoni, matki, która kocha, choć nie może odnaleźć się w tej roli. Matki, która nie może poradzić sobie z niezawinioną stratą, która jak cień w skwarze amerykańskiego południa jest stale obecna i widoczna. Matki, córki, która nie sprostała klęskom, nienawiści i odrzuceniu i nie chce przyjąć wątpliwego dla niej "daru", który jest ponad jej siły. W ciągłej ucieczce upatrując ratunku. 

Do tych dwóch narratorów dołącza w połowie książki trzeci. Bogaś, a raczej zjawa, jego duch, który też szuka wyjaśnienia, i śpiewa przedziwną pieśń. Pieśń prześladowanych i katowanych, której mroczny zaśpiew stanowi echo olbrzymiego bagażu przeszłości. Wtedy też powieść przeradza się w niezwykłą wizyjność, która unosi się nad rzeczywistością, stanowiąc jej niejaką ciągłość i dalszy ciąg. Widma, które też przemierzają swoją drogę, ale do innego domu, domagając się od żyjących otwarcia drzwi.
Bo Bogaś nie jest jedynym. Wcześniej pojawia się, Dany, brat Leonie, ukazujący się najpierw w jej narkotycznych halucynacjach, a później innym członkom rodziny, który wysyła tylko niewerbalnie sygnały, będąc kolejnym, tajemniczym łącznikiem pomiędzy światami.

To proza bezkompromisowa i bolesna, którą trzeba czytać uważnie. Koncentrująca się na najtrudniejszych pytaniach, na które odpowiedzi będą dotkliwe, a czasem przerażające.
Poruszająca nie tylko niezabliźnione wciąż rany rasizmu i ksenofobii, ale też ich wpływ na współczesność. Tekst o  bezradności wobec doświadczonego cierpienia, nieuchronnych, wbrew sobie podejmowanych często wyborach fundamentalnych.

To też symboliczna rozprawa o poszukiwaniu własnej drogi i odpowiedzialności za innych.
Smutna, gorzka, gniewna i niezmiernie przejmująca, ale również i może przede wszystkim wyzwalająca, hipnotyczna powieść.


Wydawnictwo Poznańskie, 2019
Przełożył: Jędrzej Polak
Liczba stron: 335


wtorek, 9 listopada 2021

„OKRĘG SINISTRA. Rozdziały pewnej powieści.” Adam Bodor

 

Dziwne, odrealnione miejsce poza czasem, gdzieś w Karpatach na pograniczu, gdzie pija się denaturat sączony przez chleb lub ubranie, hoduje niedźwiedzie, a najgorsze co może cię spotkać to katar tunguski.
Zaludniają go małomówni i skryci raczej mieszkańcy, którzy dostosowali się dziwnych, obowiązujących tu reguł.
Kraina, gdzie rządzi pułkownik, a  później pułkowniczka ze swoimi strzelcami górskimi, wydając glejty i pozwolenia na dorywcze zajęcia. A jak raz tu przyjedziesz, to ciężko będzie wyjechać z własnej woli, chyba, że dostając "wilczy" bilet, uciekając w ciężarówce przemytnika lub zniknąć ostatecznie na mocy niepodważalnych decyzji.

Podobnie przytrafi się to narratorowi, (choć i on czasem jest nieokreślony), który w poszukiwaniu przybranego syna zawita do Sinistry. Na wejściu "gubi" dokumenty, dostaje nowe nazwisko (na marginesie samego autora) i kwaterę na odludziu. Ima się różnych zajęć, zostaje kierownikiem magazynu owoców leśnych, pomocnikiem w kostnicy, drogomistrzem i posłannikiem do specjalnych poruczeń.   
Jego bytności na owym przygraniczu oraz losom mieszkańców patronuje surowa przyroda wraz z jej zapachami i dźwiękami. Snująca się nielinearna, momentami surrealistyczna opowieść przechodzi w specyficzną groteskę w groteskę, która podszyta jest podskórnym niepokojem.

Sytuuje się ta proza gdzieś pomiędzy bałkańskim realizmem magicznym, a kafkowskim światem, gdzie fatum i nieuchronność losu są jedynym pewnikiem egzystencji. Świat, gdzie z rzeczywistością się nie dyskutuje, bezwolny i poddany swojemu rytmowi. Echa zmian zachodzących gdzieś poza Sinistrą docierają tu jakby mimochodem. W tej krainie na próżno szukać znaków czasu. Tu nie jesteś bytem osobnym tylko tekstem  w nawiasach. 
Opary mgły, smak denaturatu i nieśmiertelniki na kończynach. 
Bardzo niejednoznaczna, spowita nimbem tajemniczości, oddziałująca niebezpośrednio i mimochodem lektura.  


Wydawnictwo Czarne, 2021
Przełożyła: Małgorzata Komorowska-Fotek
Liczba stron: 206

środa, 20 października 2021

„NIEPOKÓJ PRZYCHODZI O ZMIERZCHU” Marjeke Lucas Rijneveld

 

Holenderska wieś u progu nowego millenium i dzieciństwo na farmie w środku Europy. 
Protestancka rodzina wierna wielopokoleniowym tradycjom, ojciec, matka, i czwórka dzieci. Kury, krowy, króliki, siano, pola, gospodarka. Ale do "sielsko i anielsko" daleko.
Zapachy inwentarza wsiąkają głęboko, są nie do usunięcia. 

"Miałam dziesięć lat i przestałam ściągać kurtkę". Tak rozpoczyna narrację dziesięcioletnia dziewczyna, jedna z rodzeństwa. Od tej chwili, a jest to moment w powieści przełomowy, czerwona budrysówka będzie stanowić zaporę przed światem. Rytm życia, jak to w gospodarstwie wyznaczają codzienne czynności i ciągłem obowiązki. Nic w tej kwestii nie zmieniło się od wieków, może poza dostępnymi narzędziami. Do tego dochodzi ścisłe religijne wychowanie, gdzie cytaty z biblii tkwią w głowie, bardziej niż dziecięce wierszyki, a od panujących zasad nie ma odstępu. Gdzie słowo golizna niesie rumieniec wstydu, a ciekawość seksualną rozbudzają porcelanowe aniołki z choinki.
A z drugiej strony wiejska wolność, gdzie poza wzrokiem rodziców można "badać" życie, "testować" śmierć i odkrywać na własną rękę seksualność i przygotowywać  "plan". Dziecięca ciekawością i głód zrozumienia otaczającego świata, i nadzieja na ucieczkę z pułapki, którą szykuje.

Tragedia, która dotyka rodzinę na początku powieści (ale bynajmniej niejedyna) rozbija powoli ten obraz. Każdy z bohaterów sam musi zmierzyć się z cierpieniem, oswojeniem śmierci. Ale jej oswoić nie sposób, choć sama wyznacza rytm wiejskiego życia i bezustannie towarzyszy wszystkim na każdym kroku. Dżdżownice, motyle, chomik, króliki, ropuchy, krowy i niezliczone odejścia z tą najważniejszą i niezrozumiałą. Docierają też tu echa Holokaustu, gdzie piwnica staje się kryjówką Żydów. Tu "Bóg tak chciał" już nie działa, trzeba szukać po swojemu, by próbować wyrwać się z jej szponów .
Wyobcowanie i oddalenie, jak w odwróconej lornetce, zamrożenie uczuć i ciągły niepokój.

Rozbudowane, piętrowe, miejscami naprawdę cudowne i bardzo oryginalne językowo metafory, połączone z nieoczywistymi cytatami z biblii czynią z tej książki literaturę wybitną. Powieść nieustannie balansuje między lirycznym naturalizmem, a brutalnością życia, sfera sacrum miesza się z prowokującymi, czasem makabrycznymi i obrazoburczymi wręcz obrazami.
Do tego jej niesamowity rytm, który sprawia, że lektura hipnotyzuje, pomimo trudnej lekcji jaką nam serwuje najmłodsza(y) laureat(ka) międzynarodowego Bookera.
Doskonała. Nowy i ważny głos we współczesnej europejskiej literaturze.

Wydawnictwo Literackie, 2021
Przełożył: Jerzy Koch
Liczba stron: 315

wtorek, 5 października 2021

„SZKLANY KLOSZ” Sylvia Plath


Już od samego początku świat domaga się od nas samookreślenia. Kim chcesz być, co zamierzasz w życiu robić? Ciągłe stawianie wyzwań, nieustanne wymagania i precyzja odpowiedzi są na porządku dziennym. A co jeśli czujemy powiew pustki na plecach?
Znając krótkie życie autorki  i jego koniec trudno czytać tę książkę w oderwaniu od jej biografii.
Dojście do ściany, a może raczej na skraj przepaści, gubiąc ścieżkę powrotu, to przydarzyło się zarówno Esther, bohaterce tej książki, jak i samej Sylvii. To właśnie po swojej pierwszej próbie samobójczej  napisała tę powieść i niedługo po jej skończeniu postanowiła odejść, sprawiając 

Wyraźnie dwie części wyłaniają się podczas jej lektury. Pierwsza, momentami irytująca i drażniąca, z pozoru o niczym, gdzie nastoletnia stypendystka z perspektywami, razem z kilkunastoma koleżankami mieszka miesiąc w hotelu w Nowym Jorku spędzając czas na imprezach, kursach, zajęciach. Niczym nieograniczony czas wolności młodzieńczej. Ale już pierwszy akapit i co jakiś czas mimochodem rzucane niepokojące stwierdzenia zdradzają, że nie będzie to relacja gnuśnej, młodej kobiety.
I choć dylematy bohaterki z pierwszej części wydają się być trywialne, małostkowe, miejscami niedorzeczne,  to po jej powrocie z wielkiego miasta w rodzinne strony coraz szybciej odkrywamy, że niemożność działania i zniechęcenie ma przyczyny gdzie indziej. 
Rozważania nad próbami odebrania sobie życia, w końcu próba samobójstwa i leczenie w klinikach, gdzie elektrowstrząsy to w zasadzie jedyna metoda "leczenia" psychicznych przypadłości oraz próby rozpaczliwego wyjścia z psychicznego impasu stanowią oś reszty narracji.

Nie znajdziemy tu mrocznych, czających się za rogiem demonów. Druga część pisana jest z zimną i ostrą precyzją. Bez zbędnego rozczulania się nad sobą, ale z jednoznaczną diagnozą alienacji i poczucia obcości w świecie. Choć są też fragmenty autoironiczne i pisane z poczuciem dystansu.
Plath doskonale czuje, jak łatwo i niepostrzeżenie przesunąć granicę, jak ciężko "normalsom" zauważyć i zrozumieć nieodpartą chęć odseparowania. Jak niemożliwym do wytłumaczenia innym  jest poczucie  bezsensu egzystencji. 
Książce może daleko do literackiej wybitności, ale porusza swoją szczerością i bez wątpienia można odnaleźć w niej jakieś echo lęku pierwotnego, czy doświadczenia, które jest udziałem wielu.

Wydawnictwo Marginesy, 2021
Przełożyła: Mira Michałowska
Liczba stron: 340




wtorek, 28 września 2021

„SNY O POCIĄGACH” Denis Johnson

 

Stukot kół pociągów i ich gwizd oraz wycie wilków wyznaczają rytm tej mikropowieści, dwukrotnego finalisty Pulitzera..

Robert Grainier, sierota, prosty robotnik kolejowy, musi zmierzyć się z ciosem nokautującym jaki otrzymał od losu. Świat nie wróci już na właściwe nomen omen tory, przyroda nie będzie taka jak kiedyś, strzeliste świerki zastąpią karłowate sosny, a on będzie trwał gdzieś na granicy światów, tego rzeczywistego i tego niezbadanego, ale przeczuwalnego.

Dorywcze zajęcia, sporadyczne kontakty z innym człowiekiem, ale każde w bogaty w dodatkowe, czasem komiczne znaczenia, przypatrywanie się w zdumieniu światu, które będą towarzyszyły mniej lub bardziej świadome oddalenia, ucieczka w głuszę i samotność.
Domyśla się, że ucieczka w inne życie nic nie zmieni, a bólu się nie zagłuszy. Tylko tam, w odosobnieniu i blisko tych, którzy odeszli może sam doświadczyć czegoś więcej. Ponownego spotkania, przeczucia, próby zrozumienia i sensu egzystencji. I tak się dzieje, choć owego doświadczenia przez brutalność i powszedniość świata nie sposób zrozumieć. Pozostanie w prywatnej sferze, subtelnie opowiedziane i niedopowiedziane. 

Zwierzęca ludzkość i ludzkie zwierzęta. Pozostaje proste epitafium, nabrana widownia i pierwotny dźwięk.

Dosadność, brutalny realizm przepleciony lirycznym językiem i empatią dla losów człowieczych. Codzienny znój i pustka, której towarzyszą nieskomplikowane rzeczy i tajemne uniesienia. 
Dojmująca, magnetyczna proza.


Wydawnictwo Czarne, 2021
Przełożył: Tomasz S. Gałązka
Liczba stron: 112






wtorek, 21 września 2021

„JEZUS NIECHRYSTUS” Piotr Augustyniak


Augustyniak stawia w tej książce fundamentalne pytanie. Czy Jezus może być znaczący i odczytywany poza chrześcijaństwem? Porzucając wizję człowieka i świata, jaką oferuje religia, uzurpująca sobie jedyne możliwe (według niej) dogmatyczne przedstawienie Jezusa jako Boga i zbawiciela, dekonstruuje mit o jego zmartwychwstaniu. Wszystko po to, by jak najbardziej zbliżyć się i podjąć "próbę dotarcia do egzystencjalnego doświadczenia, z którego mogło wynikać jego nauczanie”, poszukiwać (na ile to możliwe) i zrozumieć sens jego przesłania.

"Mit Jezusa jest wieloznaczny i zwodniczy. Ale nie zmienia to faktu, że jest też przemożny i wciąż oddziałuje; że wciąż tkwi w nim potencjał kwestionowania reguł świata i naszego funkcjonowania w nim. Aby to jednak wyzyskać, trzeba go czytać twórczo: podważać, stawiać pod znakiem zapytania, łapać za słowa. Tylko tak można otworzyć sobie dostęp do tego, co naprawdę niesamowite."

Sięgając do źródła Q i tylko na nim się opierając, autor przedstawia Jezusa anarchicznego, przekraczającego codzienną, narzuconą przez świat optykę i zanurzającego się we wszechogarniającej  boskości życia tu i teraz, która dostępna jest też każdemu. Ale która jednocześnie jest obezwładniającym doświadczeniem na każdym poziomie, i stanowi przestrzeń zarówno zachwycającą, ale też i przerażającą.
Sięgając do starożytnej Grecji dogłębnie opisuje to niebywałe uczucie utożsamiając go z greckim kairosem, w opozycji do codziennego i porządkującego chronosa.
Nawiązuje przy tym głównie do filozofii Nietzschego oraz do Mistrza Eckharta, którzy też dostrzegli w Jezusie człowieka, który najgłębiej z wszystkich potrafił zanurzyć się w Królestwie Życia, będącym "transowym, niespożytym szalonym ruchem ciągłego przełamywania się i przekraczania własnych granic."

Niebywale interesujące są tropy literackie, które przy okazji odkrywa. Mellvill, Kafka, Kawafis, Szekspir z "Hamletem", którzy tę perspektywę otwarcia na "strumień życia" odczuli, bądź byli go świadomi.
W trzeciej części esej przybiera częściowo formę autobiograficzną, gdzie autor (wychowany w tradycji katolickiej, pięć lat w zakonie Dominikanów, dziś jest dr nauk humanistycznych), uzasadnia swoje porzucenie religii i odkrycie duchowości radykalnej, otwartej "ku nieprzeniknionej zagadce Istnienia".

A na dokładkę dostaniemy mini dziennik z czasów pandemii, w którym rozważania nad widmem  koronawirusa, apokalipsy i epoką ponowoczesności przefiltrowane przez pryzmat Jezusa doprowadzą do tyleż oryginalnych, co zaskakujących wniosków.  
Poznamy związki Jezusa z Johnem Lennonem. Dostaniemy odpowiedź na pytanie co łączy film "Truposze nie umierają" Jima Jarmuscha i "Zombie" Lao Che z pierwotnym lękiem przed pustką?
I co wynika z naruszenia społecznego tabu.

Ten rozbudowany esej, z elementami autobiograficznymi jest niezwykle zajmujący. To nie tylko ćwiczenie intelektualne, ale bardzo inspirująca, pociągająca wizja, zachęcająca do zejścia z utartych i wyżłobionych od lat schematów myślowych.
Błyskotliwa, erudycyjna, zachęcająca do filozoficznego myślenia, czyli robienia sobie problemów, ale jednocześnie do konfrontacji z największą tajemnicą.


Wydawnictwo słowo / obraz terytoria, 2021
Liczba stron: 200


wtorek, 14 września 2021

„DZIEWCZYNA, KOBIETA, INNA” Bernardine Evaristo

 


Literatura otwiera przed nami nowe światy, to banał i truizm. W tym wypadku Bernardine Evaristo (Brytyjka o nigeryjskich korzeniach) otwiera przed czytelnikiem drzwi do świata, do którego po prostu nie mamy dostępu, żyjąc w jednorodnym i homogenicznym społeczeństwie.
Kolonialny i postkolonialny świat kobiet w Wielkiej Brytanii, kilkanaście bohaterek - matek, córek, babć, prababć,  wnuczek i prawnuczek, wszelkich profesji i zawodów, które z racji koloru skóry, orientacji, poglądów często padają ofiarami dyskryminacji, marginalizacji, a w najlepszym razie niezrozumienia. Same radzą sobie, każda na swój własny sposób. Część walczy, część się buntuje, część poddaje, część próbuje przepłynąć niezauważona.

Pięć rozdziałów i bankiet, gdzie większość bohaterek spotyka się na przyjęciu w teatrze, na premierze sztuki Ammy, reżyserce alternatywnego teatru awangardowego, która po kilkudziesięciu latach w końcu dostała szansę na udowodnienie swojego talentu w szacownych murach państwowego, choć będzie oskarżona o zdradę ideałów. Od historii jej drogi życiowej, perspektywy córki Yazz i przyjaciółki Dominik rozpoczyna się ta kobieca podróż.
W kolejnym etapie poznajemy Carol, utalentowaną bizneswoman, robiącą karierę w bankowości oraz jej matkę sprzątaczkę i koleżankę ze szkoły, następnie opowieść dwóch nauczycielek Shirley i Penelope. W czwartym rozdziale głos dostaje niebinarna Megan/Morgan, jej prababcia Bunia i praprababcia Grace, a z akcją cofamy się do końca XIX wieku. No i epilog, który w piękny sposób zamyka klamrą najważniejszy wątek.
W żadnym wypadku nie jest to książka oskarżenie, choć krytyka patriarchalnego świata zachodniego wybrzmiewa na kartach w sposób niezwykle inteligentny. To raczej wielki hymn na cześć różnorodności, odmienności i różnych kobiecych doświadczeń, pełna niezwykłego kolorytu, bogactwa i  intensywności życia. 

To ósma książka pisarki, nagrodzona prestiżowym Bookerem w 2019 (pierwszy dla pisarki czarnoskórej, przyznany jednocześnie z Margaret Atwood) charakteryzuje się niezwykłym wyczuciem językowym. Bohaterki dzieli wiek, pochodzenie, doświadczenie, wykształcenie, a każda przemawia na kartach książki autentycznym, własnym głosem.   

Forma powieści z początku irytuje (zdania zaczynają się od małych liter, nie kończą kropką, przeskakując czasem w niespodziewanych momentach do kolejnych wersów), ale z czasem nabiera sensu. Z jednej strony czyniąc ją również wyrazem specyficznej niezgody na tradycyjne formy narracji, oddając jednocześnie jedność losów bohaterek i rozedrganie współczesnych czasów. 

I choć nie jest to może symfonia literacka, ale raczej wielogłos rozpisany w imieniu ludzi, którzy na co dzień pozostają niewidoczni, czasem łamiąc kulturowe tabu, otwierając jednocześnie polskiego czytelnika na inną ludzką rodzinę. Cóż, pozostaje utopijna nadzieja, że ta powieść dotrze tam, gdzie najbardziej powinna.


Wydawnictwo Poznańskie, 2021
Przełożyła: Aga Zano (oklaski)
Liczba stron: 494



wtorek, 31 sierpnia 2021

„ŻEBY NIE BYŁO ŚLADÓW. Sprawa Grzegorza Przemyka” Cezary Łazarewicz

 

Ten reportaż czyta się z coraz bardziej rosnącą wściekłością. O śmiertelnym pobiciu w maju 1983 r. Grzegorz Przemyka, maturzysty warszawskiego, syna poetki Barbary Sadowskiej, przez funkcjonariuszy ZOMO słyszał chyba każdy. To jedna z wielu zbrodni okresu PRL-u, która utrwaliła się w świadomości Polaków szczególnie. Ale to, co wydarzyło się później, kiedy władza usiłowała wszelkimi dostępnymi sposobami zatuszować tę zbrodnię ujrzało światło dzienne bardzo późno.
Cezary Łazarewicz z wielką skrupulatnością odtwarza machinacje, kłamstwa, prowokacje, w których uczestniczyły służby praktycznie każdego szczebla, aż do najwyższych urzędników państwowych (Kiszczak, Jaruzelski, Urban).

Skala matactw jakich dopuściła się ta ogromna rzesza ludzi jest porażająca. Uruchomiono prawie cały aparat państwowy, żeby tylko nie dopuścić do skazania winnych, skompromitować rodzinę ofiary, zrzucić winę na sanitariuszy pogotowia, podważyć zaufanie do całej służby ratowniczej i zastraszyć jak najwięcej ludzi dla koniunkturalnych zagrywek. Świństw i podłości w tej sprawie jest co niemiara.
Są i nieliczni sprawiedliwi, którzy nie chcą się poddać, ale i oni w końcu ulegną bezwzględnej machinie i i haniebnym czynom kanaliom władzy.  

Relację dzień po dniu, aż do kuriozalnego procesu przeplatane są przez opowieści o losach osób najbliższych Grzegorzowi.
Dziennikarz dociera do dużej ilości bezpośrednich świadków, choć nie wszyscy chcą o niej rozmawiać.
Symboliczną postacią staje się Cezary F., zakochany w matce Grzegorz Przemyka rówieśnik maturzysty, który był bezpośrednim świadkiem pobicia na komisariacie. To on będzie kluczową osobą, która może pogrążyć zomowców, więc i on stanie się celem głównego ataku.  Niezłomny charakter, niepoddający się wielkiemu napięciu ze strony służ PRL, pewny tego co widział i chcący ujawnić prawdę, i on końcu traci nadzieję na sprawiedliwość, nawet już w Polsce po przełomie 1989 r.    

Gorzki, smutny, ale niezwykle potrzebny i ważny reportaż. Jeśli o najnowszej historii Polski młodzież chce się czegoś więcej dowiedzieć, ta książka jest najlepszą drogą. 

ps. A za trzy tygodnie film Jana P. Matuszyńskiego na podstawie książki!


Wydawnictwo Czarne, 2017
Liczba stron: 320