czwartek, 20 stycznia 2022

„CUDZE SŁOWA” Wit Szostak

 


Siedem opowieści, siedmiu narratorów. I ten jeden widmowy, nieuchwytny, zagadkowy bohater. 
Książka ulepiona ze znaczeń i wielu światów.
Kiedy nagle "odchodzi" Benedykt Ryś, to opowieść o nim tworzą osoby, które bezpośrednio znalazły się w kręgu jego oddziaływania: Profesor i mentor z uniwersytetu, kolega ze studiów, dwie partnerki, ojciec, przyjaciel z dzieciństwa, pracownik i uczeń.   

Wielce obiecujący student filozofii, mający zadatki na wybitnego odchodzi z uczelni. Znika na wiele lat, by później pojawić się nieoczekiwanie, otworzyć na parę lat restaurację Isolę, będącą czymś pomiędzy wyzwaniem, odpowiedzią i dowodem, zostawić Księgę i znowu odejść (na zawsze?).
Kim jest (był), co krył (czy w ogóle krył?), czego szukał? (może znalazł), dokąd i po co odszedł? 

Ta rozpisana na siedem głosów książka pulsuje niezwykłym tętnem.
Każda opowieść to osobny język, inna wrażliwość, odmienna percepcja. Każda jest ważna i znacząca, żadna nie może być potraktowana z mniejszym zaangażowaniem i każda wnosi coś istotnego. 

A on ciągle się wymyka, nie daje opowiedzieć, stanowiąc wyzwanie i zagadkę intelektualną. Mówiący tylko co ważne, milknący gdy słyszy banały i oczywistości, uciekający, gdy nie znajduje sensu, powracający, gdy łaknie zrozumienia.

Jest w niej miejsce na chrześcijańsko-śródziemnomorską elegię, sens filozofowania, dekonstrukcję znaczeniową języka,  teologię ciała, nieustanny ontologiczny niepokój, mitotwórczą wyprawę na wyspę, dziecięce marzenia i gorzkie rozczarowania.

Szostak ma niezwykły dar do pisarskiego szaleństwa. Erudycyjny, plastyczny, a przy tym niezwykle pociągający i różnobarwny język, choć miejscami ocierający się o granicę egzaltacji.  
Bogata w tropy i znaczenia powieść, w której wędrować można w różne kierunki, pełna niepokojącego napięcia. Stawiająca mnóstwo pytań, zostawiająca apokryficzne domysły.

Opowieść o ciągłym, codziennym traceniu, nieustannym zgubieniu i poszukiwaniu sensu, będąca jednocześnie metafizyczną przygodą, gdzie wciąż omijamy rzeczy istotne, choć żyjemy w ich centrum.

"To najzwyklejsze pod słońcem życie jest ponad nasze siły. Ono nie może się powieść, nie ma prawa się udać. To, że się czasem udaje, oto zagadka bytu." 


Wydawnictwo Powergraph, 2020
Liczba stron: 280




środa, 12 stycznia 2022

„CMENTARZ W PRADZE” Umberto Eco


Paryż, rok 1897, plac Maubert, zapadły sklepik ze starociami, a w nim właściciel nerwowo tworzący  pamiętnik minionych dni, usiłujący przypomnieć sobie kim właściwie jest.
Simone Simonini, okresowo występujący jako ksiądz Dalla Piccola, cierpiący na amnezję i rozdwojenie jaźni z powodu niedawnych wstrząsających wydarzeń, już w pierwszym rozdziale przedstawia się nam jako wredny typ. Nienawidzący wszystkiego i wszystkich (no, oprócz wyśmienitej, francuskiej kuchni) przypomina żałosną  i śmieszną karykaturę człowieka. I owszem, przy wstępie uśmiechniemy się z politowaniem, może czasem zaśmiejemy się w głos, ale i skrzywimy z niesmakiem, bo słowa jakie Eco wkłada w usta głównego bohatera argumentującego obrzydzenie do rodzaju ludzkiego brzmią zarazem komicznie i obrzydzająco.  

On sam zaś okazuje się być fałszerzem dokumentów wszelakich, a zajęcie to stanowi źródło jego dochodów. Sam zaś zaczyna szybko być postrzegany jako "wartościowe" źródło przez różnych agentów wywiadu i zaczyna z nimi satysfakcjonującą dla wszystkich stron współpracę. Preparowanie dokumentów i pism szkalujących przeciwników politycznych oraz różnych grup społecznych, pozbywanie się niewygodnych świadku, manipulacje, oszczerstwa i absolutny brak skrupułów przed wyrządzeniem największych łotrostw stają się głównym jego życiowym celem i współgrają z jego naturą.
 
Eco ze znaną sobie wielką erudycją prowadzi nas przez meandry "wielkiej" polityki i ciemnych sprawek. Preparowanie dokumentów i pism szkalujących przeciwników politycznych oraz różnych grup społecznych, które wywołują określone i zaplanowane reakcje państwowych grup interesów oraz całych społeczeństw.
Uczestniczymy w różnych wydarzeniach historycznych: od zjednoczenia Włoch, wojnę prusko-francuską, Komunę Paryską, afera Dreyfusa, śledząc politykę europejskich mocarstw sądzimy z pozoru, że mamy do czynienia z pasjonującą i wciągającą historią szpiegowsko-kryminalną z rodzaju płaszcza i szpady nad którą unosi się duch Alexandra Dumasa (który również pojawia się na kartach książki) i Wiktora Hugo. Jezuici, masoni, Żydzi, ezoterycy, sataniści, terroryści, karbonariusze, szpiedzy i wszelkiej maści rewolucjoniści. Są tu wszyscy, którzy w tym czasie rozpalali wyobraźnię społeczeństw starego kontynentu włącznie z młodym doktorem Freudem i rodzącą się psychiatrią.
  
I choć dzwonek alarmowy delikatnie brzęczy się już na początkowych stronach książki, całkowita groza tej powieści, ukryta pod płaszczykiem intrygi kryminalnej ujawni się na końcu.
Głównym bowiem motywem przewodnim jaki Eco wybrał to ordynarny paszkwil "Protokoły Mędrców Syjonu" sporządzony przez carską Ochranę w celu obarczenia społeczności żydowskiej za problemy społeczne w Rosji, doprowadzając do pogromów w tym kraju. Co więcej, dokumentu, który w wielu uwierzyło, wręcz hołubiło i o zgrozo są jeszcze tacy, którzy do dziś uważają go za autentyczny. Jeśli do tego dodamy, że absolutnie wszystkie postaci i związane z nimi wydarzenia są prawdziwe, stajemy przed ogromnym lustrem, z którego wyziera na nas szaleńczy obłęd nienawiści, pogardy i uprzedzeń oraz niezmierzone pokłady ludzkiej naiwności pomieszanej z oceanem niebezpiecznej głupoty.
"Wróg to przyjaciel ludów. Potrzeba zawsze kogoś, kogo się nienawidzi, aby dzięki remu uzasadnić własną nędzę. Nienawiść to prawdziwie pierwotna pasja, anomalię stanowi miłość." - stwierdza agent carskiej Ochrany.

Wsiąkając w świat z taką pieczołowitością odmalowany przez Eco, nietrudno pojąć dlaczego w kolejnym wieku wydarzyło się w Europie to, co się wydarzyło. 
A fin de siecle nie był niestety końcem pewnej ery, a jedynie początkiem nieszczęścia, które niestety trwa dalej, teraz tylko zmieniło formę.
Porywający styl, bezbłędne odwzorowanie epoki, mistrzowskie panowanie nad słowem i niezwykła elegancja literacka.



Wydawnictwo Noir Sur Blanc, 2011
Przełożył: Krzysztof Żaboklicki
Liczba stron: 504

sobota, 8 stycznia 2022

„LATARNICY” Emma Stonex

 

W grudniu 1900 roku na  Eilean Mor jednej z wysepek w archipelagu Hebrydów Zewnętrznych zniknęło w niewyjaśnionych okolicznościach trzech latarników: Thomas Marshall, James Ducat i Donald MacArthur. Niewyjaśniona nigdy historia pobudza wyobraźnię do dzisiaj. 
Tymi wydarzeniami bezpośrednio zainspirowała się Emma Stonex, angielska pisarka publikująca dotychczas pod pseudonimem, przenosząc akcję swojej powieści na Kornwalię. 
W 1972 r. na latarni Maiden Rock, wybudowanej bezpośrednio na skale, też przepada bez wieści trzech mężczyzn ją obsługujących. Dodatkowo wszystko wskazuje na to, że nikt latarni opuścić nie mógł. Dwadzieścia lat później, pewien pisarz marynistyczny postanawia przeprowadzić rozmowy z bliskimi i napisać o tych wydarzeniach książkę.
Na pierwszy rzut oka kolejna historia z dreszczykiem tajemnicy w tle. Ale angielska powieściopisarka stworzyła na tej bazie naprawdę wielowymiarową opowieść.

Relacje, przeżycia i emocje mężczyzn, poprzedzające feralne wydarzenie, przeplatane są z opowieściami kobiet oraz ich myślami po dwudziestu latach od straty swoich partnerów. 
Każdy z bohaterów i każda z bohaterek szamocze się w okowach swoich myśli i oczekiwań, próbując sprostać wymaganiom i wyobrażeniom o wspólnym życiu i bezowocnym często dążeniom do zrozumienia drugiego. 

Świat mężczyzn, uprawiających ten specyficzny zawód, ich motywacje do podjęcia zajęcia wymagającego specjalnych predyspozycji, a wreszcie zmagania jakie toczą okazują się być zupełnie odmienne. Ucieczka, przekleństwo, szansa, wytchnienie, zesłanie, spokój, ciągły niepokój, więzienie, namiastka wolności, swoboda pamięci, opoka, czy niepewny wytwór ludzkich rąk, gotowy w każdej chwili sztormu runąć do morza.
Dla każdego z nich latarnia stanowi coś innego i odrębnego, choć sami wykształcili swój rytuał życia w izolacji, które są tak odmienne od życia codziennego na lądzie.

Latarnia jako coś niewzruszonego, jak pewna przystań, a z drugiej strony tylko chwilowa figura czegoś i tak niestałego, iluzorycznego tymczasowego. Na to wszystko przyjdzie im zmierzyć się z trudnościami, które na lądzie pokrzyżowały ich życiowe ścieżki.

Z drugiej strony perspektywa kobiet, które zmagają się ze stratą, brakiem odpowiedzi, samotnością i niezrozumieniem. Konsekwencjami decyzji lub ich brakiem. Próbą porozumienia się i pogodzenia ze ślepym i nieodwołalnym losem, jak i tym, który sami tworzymy. To one przez lata dźwigają swój ból i wyrzuty i to one, mimo niechęci i wyrzutów podejmą wysiłek "zamknięcia drzwi". I to na nich spocznie ocalenie nadziei. 

Dlaczego tak bardzo nie mówimy tego co ważne i istotne wtedy kiedy potrzeba? Jak często uciekamy przed innymi i samymi sobą?
Samotność miłości i samotność w miłości.
Precyzyjna, niezwykle sugestywna proza, która zagarnia cię jak rybacka sieć.
Do tego dodana szczypta mistycyzmu, zmieszanego z szaleństwem czynią z tej książki wartościową literaturę. 

p.s. A w głowie dźwięk buczka mgłowego z "The Lighthouse" Roberta Eggersa. Polecam!


Wydawnictwo Czarna Owca, 2021
Przełożyła: Agata Ostrowska
Liczba stron: 367

wtorek, 28 grudnia 2021

„KSZTAŁT RUIN” Juan Gabriel Vásquez

 


"...pisarz nie opowiada bowiem o czymś co zna i rozumie, a jeszcze mniej opowiada dlatego, że coś zna zna i rozumie, ale właśnie z tej przyczyny, że uświadamia sobie, iż jego wiedza i zrozumienie był fałszem, fatamorganą, iluzją, i dlatego jego książki nie są, nigdy nie będą niczym więcej niż tylko dopracowanymi dowodami dezorientacji, rozbudowanymi i wielokształtnymi deklaracjami zdumienia."
Tak tłumaczy napisanie tej misternie rozbudowanej, swoistej autofikcji, autor.

Przypadkowe spotkanie pisarza z pewnym lekarzem, a później z jego znajomymi zaowocuje wciągnięciem go w nieprzewidywalną rzeczywistość najważniejszych momentów historii swojego kraju.
Udany zamach na Jorge Gaitana, czołowego liberalnego polityka kolumbijskiego, kandydata na prezydenta, dokonany 9 października 1948 r. przez Roa Sierrę, zlinczowanego przez rozwścieczony tłum, dał początek wielkim zamieszkom (El Bogotazo), w którym śmierć poniosło 3 tysiące osób oraz zmienił oblicze Kolumbii. To ten moment, który kształtuje kolejne pokolenia Kolumbijczyków, wciąż rodząc pytania o "prawdziwych" sprawców i inspiratorów tej zbrodni. 
Tym tropem podąża też pisarz, zaczynając wraz z bohaterami kwestionować oficjalną wersję wydarzeń. Czy można po tylu latach spróbować zbliżyć się do prawdy? Gdy dodatkowo okazuje się, że podobne morderstwo na Rafaelu Uribe Uribe również liberała w 1914 roku, wykazuje dziwnie zbieżne okoliczności. A próbę jego wyjaśnienia, której podjął się młody prawnik Anzola na zawsze zmieniła jego życie. To co pewne i przewidywalne zmienia się w niezrozumiałą krainę mroków, a za historycznym wymiarem wydarzeń stoją indywidualne dramaty.

Myliłby się ten, kto sądzi, że jest to jakaś historia z drugiego końca świata, nie mająca nam nic interesującego do zaoferowania. 
Vásquez tworzy niezwykły miks politycznego thrillera, i literatury faktu z traktatem o pamięci, i dążeniem do prawdy, która choć zdaje się być na wyciągnięcie ręki, ciągle umyka nie dając się do końca odkryć i wyjaśnić.  Nic nie jest jednoznaczne: świadkowie, dokumenty, źródła. 

Dlaczego jedno zdanie  Gabriela Garcii Marqueza zamieszczone w broszurce, waży więcej niż wszystkie zebrane materiały? 
Gdzie kończy się podejrzliwość, a zaczyna chorobliwa obsesja? Gdzie przebiega granica pomiędzy poszukiwaniem prawdy, a usilnym naginaniem faktów do swojej interpretacji i wiarę w teorie spiskowe? Czy można zaangażować się całkowicie bezstronnie i mieć szansę na wygraną w starciu z siłami, które dzierżą losy społeczeństw? Czy da się ponad wszelką wątpliwość potwierdzić takich sił istnienie? I w końcu, czy historia to zlepek całkowicie przypadkowych okoliczności, tworzących chaos świata, czy starannie wyreżyserowany spektakl? Czy przemoc narkotycznych gangów Escobara, która odcisnęła piętno na młodości pisarza i całym kraju, daje się "wytłumaczyć" w kontekście wcześniejszych wydarzeń?

Pytania, pytania, mnóstwo dygresji, szczegółów, interpretacji. Labirynt mrocznych ścieżek, które nie kończą się upragnionym celem. Osobiste doświadczenia pisarza, wydarzenia widziane wciąż z innej perspektywy, tworzą złożony, okrutnie pasjonujący obraz.   

Wydawnictwo Czarna Owca, 2020
Przełożyła: Katarzyna Okrasko
Liczba stron: 559

wtorek, 14 grudnia 2021

„BRATNIA DUSZA” David Diop

 


Wszystko co najgorsze w wieku XX miało początek w tej wojnie, a ta wojna wykluła się z lat wyzysku i podziałów. Mierzenie się z tym dramatem wraca ciągle w echach literackich, nawet po tylu latach.
Diop francuski pisarz pochodzący z Senegalu,  dokłada swój oryginalny, zdecydowany i wyrazisty kamyczek własnej wizji, kierując go w inne rejony.

Oto Alfa Ndiaye wcielony do francuskiej armii z francuskiej kolonii w Senegalu doświadcza koszmaru wojny w okopach. Dodatkowo kolonialne piętno sprawia, że "czekoladowi" z Afryki, oprócz pogardliwego traktowania, rzucani są do samobójczych szarż. Kiedy jego najbliższy przyjaciel z rodzinnej wioski zostaje śmiertelnie ranny, prosząc go w bólu o skrócenie swoich cierpień, Ndiaye podejmuje decyzję, której dręczące skutki doprowadzą go do "myślenia" własnego, uświadomią mu skutki i przyczyny, poprowadzą do zemsty, która realizowana z konsekwencją stanie się najpierw źródłem podziwu współtowarzyszy i dowództwa, by później zamienić się w lęk i strach przed braterstwem śmierci.
Bohater wojenny zamienia się w "pożeracza dusz", towarzysza kostuchy i krwiożerczego dzikusa, nawet w oczach swoich współtowarzyszy.  
"Bogiem a prawdą, takie jest życie, taki jest świat: wszystko ma dwa oblicza."
Bo na polu bitwy, szaleństwo i furia mogą być tylko sterowane, są potrzebne tylko podczas ataku, po gwizdku kapitana są tabu. Wojna szaleńców nie potrzebuje, choć ciągle ich stwarza.
Marionetki ludzkie stają się nieobliczalnymi, a zbyt dzika walka to za dużo. Wystarczy tylko zabijać. To przecież cywilizowana wojna, choć oczy kapitana pełne są nienawiści do wszystkiego, co nie jest wojną.
Wojna dla dowódcy to kobieta kapryśna, a jej zachcianki trzeba zaspokoić. Tylko on wie jak to zrobić.
Stąd pozbędzie się swojego "rywala" w szaleństwie, do którego prawo ma tylko on. 
Wtedy też dowiemy się całej historii dzieciństwa i dorastania głównego bohatera. Senegalska wioska z jej lokalnym kolorytem i Piekło wojny, które stało się ich udziałem, choć chcieli tylko podążyć za marzeniami. 
Okrucieństwo wyniesione i zaszczepione wybucha w zaskakującym finale, łącząc się w brutalnym akcie, stając się okaleczoną próbą przywrócenia z głębi ziemi niczyjej swojego przyjaciela.

Rozdzialiki stworzone na wzór specyficznej litanii i zaśpiewu, mają transową wręcz siłę przyciągania. Monolog Nadiye staje się magnetycznym lamentem, dopominającym się wysłuchania krwawiącym głosem z zaświatów, wplecionym w afrykańską obrzędowość i wierzenia.

Ta niewielka książeczka ma, trzymając się terminologii wojskowej, ogromną siłę rażenia.
Niezwykle sugestywna, oszczędna, głęboko mroczna, ale niezwykle precyzyjna proza o obłędzie zgubionej duszy.

Wydawnictwo Cyranka, 2021
Przełożył: Jacek Giszczak
Liczba stron: 140

piątek, 10 grudnia 2021

„POUFNE” Mikołaj Grynberg


Okruchy. Życia historie poskładane z okruchów. Zbiorowy bohater, którym jest rodzina, syn, ojciec, dziadek, matka, córka. Bez imion i nazwisk, dat. Króciutkie, niektóre lapidarne wręcz, zwięzłe do granic rozdzialiki, ale gęste jak zastygający kisiel, nasączone znaczeniem jak rodzynkami sernik. Prozaiczne i codzienne sytuacje, nacechowane "dziwnymi" zachowaniami bohaterów, w których głębokie znaczenia ujawniają się mimochodem. Gest, obraz, przedmiot, czasem jedno słowo, które każą domyślać się czegoś więcej. Przeczucia wiedzy, którą mamy, ale jej sobie nie uświadamiamy lub odrzucamy. Bo za dużo, bo znowu, bo wciąż, ileż można... Jak narrator, który: "Pewnie, że rozumiał. Chciał jednak choć przez chwilę przebywać w szczęśliwym świecie.".
Żegnanie pamięci Zagłady, choć ta ciągle trzyma się klamki u drzwi, natrętna i uparta odejść nie chce.
Nieprzekazywalne doświadczenie odbija się niespodziewanym echem, docierając wciąż dalej i dalej do kolejnego potomka i czytelnika.

Każdy malutki rozdział to osobny tekst, choć część z nich każe domyślać się tych samych bohaterów, ujętych w innych sytuacjach, z innej perspektywy. Teksty napisanie z perfekcyjną, wycyzelowaną pieczołowitością, gdzie nie ma miejsca na zbędne słowo. 

Znaki wypalone w duszy, zatarte i wyblakłe staną się i tak widoczne, dadzą się odczytać.
Jak słowa kyrie eleison, których syn na lekcji przetłumaczyć nie umie, choć nauczyciel twierdzi, że nie chce; jak kobieta z projektowanym domem z systemem schowków i tuneli; czy profesor niebiorący udziału w konferencjach tylko w jednym kraju.
Groza pamięci przebijająca zewsząd razem z wypracowanymi mechanizmami obronnymi, stanowiące nieodłączne składniki  żydowskiego losu.

Ile zostaje w kolejnych pokoleniach, z tego czego świadkami byli przodkowie? Jak wiele lęku i obaw dziedziczymy.  Czy tego chcemy, czy nie przeszłość rezonuje i jej dźwięk do nas dotrze. "Wszystko ma swoje wady i mało zalet.". Jak  w ciągłej i iluzorycznej wszak potrzebie zapewnienia bezpieczeństwa, bo "ona" znowu może  nadejść, a czas międzywojnia może skończyć się w każdym momencie. 
Konfrontacja z ostatecznym na wielu poziomach odczuwania i godzenia się z nieuniknionym.
Do tego niezwykła, wręcz nieprawdopodobna literacka czułość Grynberga, językowa subtelność, melancholia poprzeplatana z wysmakowanym humorem i mistrzowskim rozłożeniem akcentów.

Przejmująca, mądra, dotykająca, niezwykła proza złożona tylko z elementów ważnych, dzieląca się z czytelnikiem materiałem głęboko poufnym.



Wydawnictwo Czarne, 2021
Liczba stron: 232

niedziela, 28 listopada 2021

„CZERWONE FRAGMENTY. Autobiografia procesu” Maggie Nelson

 

To jedna z tych książek wymykająca się klasyfikacji i zaszufladkowaniu, stworzona poza gatunkowymi ramami. A podtytuł niezwykle sprytnie zwodzi na manowce odzwierciedlając swój właściwy sens w trakcie lektury.
Bo tak, jest to swoista autobiografia, dodatkowo autobiografia wielu procesów i nie tylko tego dosłownego toczącego się na sali sądowej. "Raport z terenu" stanowiący próbę dotarcia do "prawdy".

Autorka, w przededniu wydania tomiku wierszy, poświęconego ciotce Jane (polski tytuł. "Jane. Morderstwo"), siostrze mamy, która został brutalnie zamordowana przed trzydziestoma pięcioma latami w wieku lat 23 u progu dorosłego życia, odbiera telefon z policji. Śledczy wyjaśnia, że niewyjaśniona zbrodnia sprzed lat została, dzięki nowoczesnym metodom, rozpracowana, a sprawca niebawem będzie aresztowany i osądzony. Domniemany seryjny zabójca, który mordował w tamtym czasie młode kobiety, a ta zbrodnia też mu została przypisana, okazuje się niezwiązany z tą sprawą.

Rodzina pisarki, żyjąca przez tyle lat w cieniu tej tragedii zostaje ponownie skonfrontowana z okropnymi faktami i zmuszona do przywrócenia bolesnych wspomnień. Z całą otoczką sensacyjno-medialną, w której z konieczności sama bierze udział z wnikliwością przygląda się  swoistej "atrakcyjności" zbrodni, ale też drobiazgowo i z ogromną wrażliwością opisuje wpływ jaki wywarły na niej samej fotografie ciała zmaltretowanej ciotki,  z pieczołowitością omawiane podczas śledztwa i procesu, docierając do zupełnie niezbadanych i odkrywczych wniosków.

Maggie Nelson od tego punktu granicznego rozpoczyna swoją wielowarstwową, złożoną i niejednoznaczną opowieść. 

Podczas pisania, przyświecał mi tylko jeden cel: pozwolić, by wydarzenia związane z rozprawą sądową, wydarzenia związane z moim dzieciństwem, wydarzenia związane z zamordowaniem Jane oraz akt pisania zaistniały we wspólnym momencie czasu i przestrzeni".

Wątki sądowe, proces dochodzenia do "sprawiedliwości" i samo jej pojęcie, ale też reperkusje jej wymierzania stanowią oczywistą kanwę narracji, prowadząc do próby analizy umysłu samego mordercy, ale również niejednoznaczny stosunek samej autorki do sprawcy, stanowią jeden z ważnych elementów powieści.

Pisarka analizując życie własne i najbliższej rodziny w cieniu doznanej tragedii dokonuje swoistej wędrówki do przeszłości. Cień, duch ciotki towarzyszył im bowiem często nieuświadomiony, mimo pozornej deklaracji matki, twierdzącej o pogodzeniu się ze śmiercią siostry.
Choćby filmy, które wspólnie zdarza się im oglądać, książki, po które sięgają, czasem nieprzewidywalnie kierują ich myśli ciągle do tego feralnego dnia. Ciążenie, z czasem zupełnie niezauważalne pcha ich niezmiennie w rejony realizowanego "projektu bezpieczeństwo", tyleż koniecznego, co iluzorycznego  w swej istocie.
Bo też smutek, który zagnieździł się wtedy, wcale nie odszedł, przeszedł metamorfozę i wciąż pozostał, niczym złowieszczy, mroczny welon.

Ale Nelson sięga też dużo głębiej. Swoje dzieciństwo, dojrzewanie, burzliwe, siostrzane problemy emocjonalne, nagła śmierć ojca, ciężkie rozstania miłosne to wszystko kolejne procesy, które z ogromną wnikliwością próbuje przefiltrować przez swoje emocje i wielką wrażliwość literacką.

Niezwykle grząski to grunt, gdzie cienką granice intymności przekroczyć łatwo. Nelson za sprawą lirycznego, przepełnionego głębią literacką języka udaje się całkowicie oddalić to zagrożenie, pomimo że w swoich wyznaniach posuwa się naprawdę daleko. 

Miejsca, gdzie przygląda się samej sobie, próbując opisać zmagania z bolesną materią rzeczywistości są wyjątkowe i stanowią też dla niej w istocie możliwość spojrzenia na wiele spraw z zupełnie innej strony i w szerszym, kobiecym kontekście, jak na przykład konieczność swoistego oddalenia, anonimowości, będąca dla Nelson jednym z ulubionych doznań. "Być "człowiekiem tłumu", albo odwrotnie, sam na sam z naturą, tudzież ze swoim Bogiem. Rościć sobie prawo do przestrzeni publicznej, nawet jeśli czujesz właśnie znikasz w jej obfitości, w jej majestacie. Ćwiczyć się w śmierci, doznając zupełnej pustki, lecz jakimś cudem pozostając przy życiu." 

Stan, w którym znalazła się pisarka oraz doświadczenia, które były jej udziałem nieuchronnie prowadzą do rozważań dotyczących tej największej, niezrozumiałej tajemnicy śmierci.
"Szykując się do procesu, niekiedy czuję się tak, jakbym za sprawą bólu wywołanego tą stratą doświadczałam pewnej formy oświecenia - że dzięki niemu w końcu zaczynam pojmować, iż nasze myśli, emocje, całe nasze życie to w gruncie życie złudzenie, długi, barwny, urozmaicony sen, z którego budzi nas śmierć".

A stąd już zupełnie blisko do owych tytułowych "czerwonych fragmentów", których jest tylko kilka, ale nabierają kolejnych, zupełnie nowych znaczeń.
Odkrycia, nowe ścieżki i tropy. Dojmująca lektura.

Wydawnictwo Czarne, 2021
Przełożyła: Anna Gralak
Liczba stron: 232