poniedziałek, 15 lutego 2021

„MILIARD LAT PRZED KOŃCEM ŚWIATA” - Arkadij i Borys Strugaccy

 


Paradoks Fermiego w ujęciu tuzów i klasyków sci-fi.
Oto grupa naukowców, wśród których są astrofizyk (jako główny protagonista), biolog, orientalista, elektronik radioamator oraz wybitny matematyk doświadczają dziwnych i zastanawiających zjawisk, które zaczynają się dziać w ich otoczeniu. Spotykając się na rozmowie, przy której jak to w Rosji nie brakuje hektolitrów herbaty oraz napojów wyskokowych, dochodzą do wniosku, że to pozaziemska cywilizacja zwana tu przybyszami jest za nie odpowiedziana i próbuje ich powstrzymać przed swoimi odkryciami.
Przez większość ta mała i niepozorna książki ma humorystyczny wydźwięk, a wszystko to podlane jest specyficznym rosyjskim klimatem. Ale cały czas czuć podskórne drżenie, że coś tu faktycznie do końca nie gra, a z pozoru wyjaśnienie najbardziej prawdopodobne raczej w rachubę nie wchodzi. Atmosfera robi się coraz "gęstsza", ktoś ginie, a hipoteza zaproponowana przez matematyka, po gorących dywagacjach  zmrozi krew w żyłach i nie pozostawi zbyt dużego pola manewru dla bohaterów.
Najdziwniejszą i zaskakującą sprawą jest zmiana narracji z trzecioosobowej na pierwszoosobową i nie wiadomo, czy to był celowy zabieg autorów, choć z uwagi na rozwój wypadków wydaje się dość uzasadniona.
Akcji tu niewiele, a ta jest tylko pretekstem do rozważań bohaterów o naturze zdarzeń i próbie dotarcia do sensownego wyjaśnienia, a potem wybrania drogi wyjścia, którego okazuje się, że tak naprawdę nie ma, co czyni tę niewielkich rozmiarów książkę egzystencjalnym dramatem.
I choć nie są to może jakieś wyżyny literackie, to czyta się to z dużą przyjemnością. 
O granicach i bezradności ludzkiego poznania, możliwościach nauki i drodze przez mroczny jednak wszechświat. 


Wydawnictwo Iskry, 1984
Przełożyła: Irena Lewandowska
Liczba stron: 122

sobota, 6 lutego 2021

„INTERNAT” Serhij Żadan


Wojenne post-apo tyle że prawdziwe i tuż obok nas, bo choć Żadan nie umiejscowił miejsca akcji w konkretnym miejscu, to domyślamy się, że jesteśmy gdzieś w Donbasie i kroczymy wraz z Paszą, nauczycielem, po ziemi ukraińskiej dotkniętej wojennym konfliktem.

Proza to bardzo sugestywna, i choć o wojnie napisano już tysiące stron, Serhij Żadan czyni to na swój sposób, odzierając ją z niepotrzebnych elementów i zostawiając czytelnika bez złudzeń. 

Trzy dni wędrówki obok/przy linii frontu naszego bohatera, który udaje się do nieodległego miasta, gdzie dotarły walki, po swojego siostrzeńca, który przebywa w internacie, by sprowadzić go do domu.
Paszy nie interesuje polityka, nie ma żadnej ochoty na zaangażowanie, chce żyć zwyczajnie.
I choć nie ma tu bezpośrednich stron przemocy z kart wybrzmiewa podskórny lęk. Nigdy nie wiesz w którym momencie i skąd nadejdzie niespodziewane. Nasz bohater nie wie kto jest z kim, po czyjej stronie. Zresztą nikt stron konfliktu nikt nie rozróżnia, określenia wasi/nasi są mylące, spodziewać się można najgorszego zewsząd. Stąd właśnie wyziera ów niewyobrażalny strach i lęk, które w swojej prozie bezbłędnie przekazuje Żadan.

Pisarz poprze swój sposób prowadzenia narracji i użyte środki uwypukla to co w tej wojnie absurdalne, ale też przerażające. 
Niemal fizycznie odczuwamy krajobraz wokół, który uległ degeneracji, gdzie nawet ptaki uciekły. 
Olej, mokra sierść smar, gryzący dym, spalenizna brudny śnieg to intensywne wyznaczniki zapachu, którego cały czas doświadczamy.
Krótkie, intensywne, czasem suche zdania, odarte z niepotrzebnych ozdobników.   
Do tego dziwne, czasem chaotyczne dialogi, które wiele razy nie prowadzą do żadnej konkluzji. Tak jakby ludzie zatracili zupełnie możliwość komunikacji. Każdy zaszył się we własnym strachu i skorupie. Doskonale widoczne to jest przy próbie nawiązania relacji Paszy z siostrzeńcem, kiedy już wspólnie próbują wrócić do domu i normalności, która tak naprawdę oznacza czyste ubranie, herbatę i w miarę spokojny sen.
Smutna, ale bardzo prawdziwa, jak tylko prawdziwa może być literatura i na końcu jednak z tlącą się iskierką jakiejś nadziei.


Wydawnictwo Czarne, 2020
Przełożył: Michał Petryk
Liczba stron: 288

niedziela, 31 stycznia 2021

„BUDZĄC LWY” Ayelet Gundar-Goshen


To, że każdy z nas na swój sposób jest tajemnicą i sami siebie do końca nie znamy, a już zrozumieć innego jest zadaniem z góry skazanym na niepowodzenie - to punkt wyjścia, który przyjmuje izraelska pisarka do skonstruowania mrocznej i wciągającej powieści. Sama skończyła psychologię kliniczną, więc znajomość ludzkiej psychiki jest jej nieobca. 
Ta niemożność pojęcia drugiego, jest fascynująco zarysowana na kilku poziomach w tej frapująco opowiedzianej historii.

Akcja obraca się wokół trzech głównych bohaterów.
Szczęśliwa rodzina z dwójką dzieci: on, mąż, ceniony i szanowany neurolog, ona, żona, komisarz śledczy u początku błyskotliwej kariery w końcu Sirkit, Erytrejka, która w Izraelu znalazła się, jak wielu innych przybyszy z Afryki w poszukiwaniu lepszego życia.
Wszystko w ich życiu zmienia  jedno tragiczne w skutkach wydarzenie, śmiertelne potrącenie przez lekarza człowieka i ucieczka z miejsca wypadku, które spowoduje diametralną zmianę w ich życiu i stanie się katalizatorem . 
Temat pozornie wydaje się ograny, ale izraelska pisarka podchodzi do niego w bardzo precyzyjny i wnikliwy sposób. 
I choć nieoczekiwanych zwrotów akcji jest tu kilka, nie jest to bynajmniej kolejny thriller z pędzącą jak luxtorpeda intrygą. Historia zostaje przez nią rozpisana na trzy głosy. Możemy jednocześnie poznawać co dzieję się w ich głowach, jakie emocje im towarzyszą i jak reagują na nieoczekiwane zmiany i dlaczego podejmują takie, a nie inne decyzje.
Przy czym są to rozważania naprawdę gruntowne, głęboko wnikamy w psychikę i motywację bohaterów, rozumiemy przed jakimi dylematami stoją i z rosnącym przerażeniem obserwujemy jak ludzki świat potrafi być skomplikowany i nieprzetłumaczalny.
"Nigdy nie zrozumiesz jak bardzo złożona jest rzeczywistość, dopóki nie spróbujesz sobie stworzyć rzeczywistości alternatywnej".

Dostajemy ponadto bardzo ciekawy obraz współczesnego, dobrze prosperującego, bogatego Izraela, w zetknięciu z ludźmi, którzy nie przynależą do tego miejsca, których zdaje się nikt nie zauważać, nie mówiąc o próbie ich zrozumienia. I też jest to w jakiś sposób obraz uniwersalny, ale przedstawiony przez autorkę w sugestywny i dojmujący sposób.
Doskonały język pełen błyskotliwych metafor, wnikliwa i precyzyjna analiza ludzkiego umysłu, z celnym komentarzem społecznym. Świetna lektura.


Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2019
Przełożyła: Marta Dudzik-Rutkowska
Liczba stron: 350




czwartek, 28 stycznia 2021

„ZIEMIA NOD” Radosław Kobierski

 

Wielki literacki fresk, który stara się ująć na przestrzeni kilkudziesięciu lat losy ludzi zamieszkujących Tarnów i okolice, w których jednak odbijają się zbiorowe doświadczenia mieszkańców Polski w pierwszej połowie XX wieku.

Kilkudziesięciu bohaterów, losy wielu narodowości, praktycznie wszystkie warstwy społeczne wplątane w wir okrutnej i bezwzględnej historii.
Choć posuwamy się w czasie chronologicznie, poznajemy historie bohaterów fragmentarycznie, jesteśmy co rusz rzucani w inną perspektywę, w inne doświadczenie, inną opowieść (bo przecież każdy ma swoją własną), która kształtuje tę zbiorową. Więc kroczymy przez II RP z jej kolorytem i problemami, katastrofę i gehennę II wojny światowej oraz początki powojennej Polski Ludowej powstającej na wojennych gruzach.

Na pierwszy plan w tej pozornej gmatwaninie wątków i historii wysuwa się rodzina Borowiczów.
To w niej koncentruję się większość postaw i wyborów, które musieli podejmować ludzie - wbrew siłom, których wielkości nie rozumieją. W sytuacji, kiedy wszystkie karty zostały już rozdane - jak sam opisał autor.
Ale tuż obok snuje się inna opowieść. Żyda o imieniu Jeszua (to od jego narodzin rozpoczyna się książka), cudownie ocalałego z Holokaustu, on towarzyszy nam do ostatniej strony, ostatniego zdania, które należy właśnie do niego.
Bo tak naprawdę Zagłada, ta Wielka Nicość w samym centrum stanowi tak naprawdę treść tej opowieści i to co po sobie zostawiła już na zawsze. Do niej zmierzamy i z niej próbujemy się wydostać.
Robi wielkie wrażenie rozmach z jakim autor kreśli tą epicką opowieść, jednocześnie pochylając się nad pojedynczym losem, każdemu poświęcając swoją uważność, jakby chciał pochwycić całość doświadczenia, bo każde jest ważne, każde ma znaczenie i stanowi cząstkę świata, który został bestialsko i okrutnie unicestwiony. 

Bo nie ma już tego Tarnowa, z taką pieczołowitością i drobiazgowością opisanych przez autora, nie ma już okolicznych wsi i miasteczek. Już nie ma powrotu, nie ma ocalenia, nie ma już tych, którzy je tworzyli i byli ich częścią. Bo nie do miejsc tęsknimy tylko do ludzi.
Sposób w jaki pisarz tworzy tak szeroką perspektywę oszałamia, przywołując echa wielkich prozaików, a jednocześnie robi to z niezwykłym literackim wyczuciem, odsłaniając przed czytelnikiem wielką mozaikę, której nie sposób do końca ułożyć, ale pozwalająca choć częściowo zrozumieć te doświadczenia. A to już bardzo dużo.

Kobierski zdaje się pytać co tak naprawdę decyduje o naszym ludzkim losie? Czy mamy na niego jakikolwiek wpływ? I czy tak naprawdę nasze wybory, które podejmujemy są ważne?
Bo jeśli o czyimś życiu bądź śmierci decyduje chwilowy kaprys żołdaka, łut szczęścia lub pecha, ułamek sekundy, czy mamy w ogóle wybór? Czy jak potomkowie Kaina, błądzimy po tym świecie nie znając celu (bo hebrajskie "Nod" to wprost nawiązanie do biblijnego miejsca zesłania Kaina), a ścieżki, którymi możemy podążać niewidoczne i ukryte?
Jak wiele i jak nieodwracalnego się wydarzyło, naznaczając i zostawiając wszystkich wokół wciąż z brakiem odpowiedzi na te pytania.
To Literatura, która ma moc stawiania ważnych pytań i gwarantuje wiele.

 

Wydawnictwo: W.A.B, 2010
Liczba stron: 603

 





 
     


wtorek, 12 stycznia 2021

„BAŚŃ O WĘŻOWYM SERCU ALBO WTÓRE SŁOWO O JAKÓBIE SZELI” Radek Rak

 

Absolutnie wyjątkowa to baśń, co oprócz tytułu podkreślają początki każdego rozdziału zaczynające się od słowa: "Powiadają...", a jak wiadomo nie od dziś, ludzkie języki lubią dodać, przetworzyć, a nawet zmyślić historię, o której gdzieś, kiedyś, ktoś mówił lub słyszał. Wiemy więc już na początku, że wszystko o czym czytamy ma swoje źródło głównie w gawędzie ludowej i przekazach, choć realia są jak najbardziej prawdziwe.
Dostajemy więc od autora powieść niezwykłą, opowieść o Galicji końca XVIII i pierwszej połowy XIX wieku, gdzie główny wątek osnuty jest wokół postaci Jakuba Szeli, jednego z przywódców galicyjskiej rabacji z 1846 r.
Postać, która sama w sobie obrosła różnymi legendami, których zdaje się być nawet więcej niż udokumentowanych faktów. Ale okazuje się, że wypełniona była nimi również cała Galicja, która jawi się w książce jako kraina wręcz mityczna.

Oto młody Szela, który swe serce oddaje (dosłownie) pewnej dziewczynie, która woli jednak pańskie luksusy, schodzi do podziemnej by zdobyć serce Króla Węży. Tak zaczyna się ta gawęda, której tłem są co prawda ówczesne wydarzenia historyczne i przemiany społeczne, ale w opowieści Radka Raka Galicja to przede wszystkim fantastyczna kraina z podań ludowych, biblijnych odniesień, zaludniona przez dziwne i tajemnicze postaci, rusałki, czarownice i gadające zwierzęta. Planeta mitów, które dodatkowo przetworzone przez niesamowitą wyobraźnię samego pisarza są światem z jednej strony bardzo tajemniczym, a z drugiej pełnym codziennego trudu, znoju i cierpienia.
Bowiem baśń, którą snuje autor to nie jest jedynie pasjonująca opowiastka. Zostajemy wciągnięci w wielki ludzki dramat, który był stałym i nieodłącznym składnikiem ogromnej większości mieszkańców Galicji.
Opowieść to bowiem o wyzysku i krzywdzie, zdawałoby się wiecznym podziałem na panów i chamów, żądzy zemsty, zazdrości i chciwości, nieustannym ścieraniu się pierwiastków dobra ze złem, które dodatkowo same są pokazane w krzywym zwierciadle.  

Pierwsza część utrzymana praktycznie cała w tej baśniowej, mitycznej konwencji powoduje, że powoli wciągnięci w tę narrację zaczynamy nie rozróżniać co z niej jest ze świata realnego, a co z tego baśniowego, oba bowiem przenikają się coraz bardziej.
Bohaterzy raz za razem ulegają magicznym przemianom, ożywiają uśpione od lat stworzenia, przyroda wchodzi w tajemniczą relację z człowiekiem.
Przy czym jest to baśń krwawa i brutalna, tak jak pełna przemocy była wtedy rzeczywistość, pełna osobliwego erotyzmu, ale też  sporej dawki ironii i humoru, który równoważy choć częściowo ów mroczny aspekt historii, której najbrutalniejszą odsłonę poznajemy w części drugiej.
Bo tak naprawdę o tej ciemnej stronie natury ludzkiej głównie to opowieść i dlaczego to ona bierze w końcu górę. 

Trzeba podkreślić niezwykłą wręcz kreatywność  i wyjątkową sprawność językową pisarza.
Stylizowany na staropolski język, który w żaden sposób nie męczy, wplecione doskonale archaizmy, umiejętne użycie wulgaryzmów sprawia, że książkę, mimo sporego ciężaru gatunkowego stanowi wyśmienitą czytelniczą przygodę, która pozwala spojrzeć na ten okres z nowej perspektywy.

Dodatkowo sporo w niej odniesień i tropów literackich, gier słownych (Galicja i Lodomeria, jako Golicja i Głodomeria lub Galicja, jako Galilea (bo "cóż może być dobrego z Galileji?")). Jest też nawet  dowcipna, choć bardzo prawdopodobna analiza stanu polskiego czytelnictwa.    

O wiecznych antagonizmach, społecznych podziałach, potrzebie miłości i sprawiedliwości, dążenia do buntu, który nie przynosi oczekiwanego efektu.
Niejednoznaczna, nieoczywista, galicyjska historia, a raczej jej bardzo oryginalna interpretacja. 
Nagroda Literacka Nike za 2020 r.

 

Wydawnictwo: POWERGRAPH, 2019
Liczba stron: 461







   


środa, 30 grudnia 2020

„MAPA” Barbara Sadurska

 

To jest książka w pewien sposób oszałamiająca. Do tego to debiut Barbary Sadurskiej uhonorowany Nagrodą im. Witolda Gombrowicza, co tym bardziej zasługuje na słowa uznania. Już sama jej kompozycja i struktura jest niezwykła. Raptem dwieście stron, sześć rozdziałów, z których każde jest opowiadaniem, a wszystkie one łączą się w niedomkniętą, otwartą powieść. Z niesamowitą ilością wątków i tropów, którymi podążamy.

A raczej śledzimy losy kilku artefaktów oraz ich kolejnych właścicieli, z których głównym jest tytułowa (autentyczna) średniowieczna mapa świata Fra Mauro i jej specyficzna kopia stworzona przez jego asystenta (postać kluczową dla całej powieści), oraz pewien medalion i nieznana akwaforta Rembrandta. Zaczynamy od współczesności i pewnego rozwodzącego się małżeństwa, poznajemy pewnego kolekcjonera z Antwerpii, trafiamy do średniowiecznych klasztorów, gdańskiego antykwariatu, pracowni artysty, rzeźni, szpitali, obozu i celi więziennej.   

Ale autorka ciągle myli tropy, urywa wątki, czasem w pół zdania, zmuszając tym samym czytelnika do ciągłej uważności. Nie ma głównego bohatera, jednej opowieści, a kilka warstw, które sami musimy "zdrapać", choć wyłoni się tylko zarys obrazu.
Tytułowa mapa zawierająca obraz ówczesnego świata, ale i widzianą przez niektórych bramę piekła staje się obiektem pożądania i zmienia właścicieli na przestrzeni prawie sześciu wieków, a kiedy się pojawia na kartach książki nieodmiennie towarzyszy jej śmierć. Bo też jest ta książka swoistym dialogiem z powtarzalnością historii i ludzkim obłędem, a zwłaszcza jego okrucieństwem, gdzie echa Zagłady wybrzmiewają najmocniej. Ze świata uporządkowanego, opisanego, na misternie wykonanej mapie wyłania się za sprawą człowieka chaos, żądza i przemoc.

W miarę jak zagłębiałem się w lekturę miałem nieodpartą chęć połączenia nici i wątków, które urywają się niespodziewanie, by rozpocząć się dalej kilka lub kilkanaście stron później, przeczuwając, że ta misterna konstrukcja prowadzi do rozszyfrowania zagadki. Poniewczasie okazuje się jednak, że to i tak byłby marny trud. Bowiem tak naprawdę historie nie domykają się, przeczuwamy jedynie ich podskórną ciągłość i zależność. I to właśnie jest w tej książce niezmiernie fascynujące.

Sadurska świetnie panuje nad językiem, zdania są wręcz wycyzelowane, niezwykle eleganckie.
A jednocześnie bardzo precyzyjne, "gęste", przenoszące bardzo dużo treści. Do tego nie ma książce zdań zbędnych, niepotrzebnych, wszystkie mają swoje miejsce.

Literacki palimpsest, finezyjnie i misternie skonstruowany do kontemplowania i szukania własnych interpretacji. I do tego długo nie daje o sobie zapomnieć.


Wydawnictwo: NISZA, 2019
Liczba stron: 206 


niedziela, 27 grudnia 2020

„NIEZNANA TERRORYSTKA” Richard Flanagan

 

Ta książka może przerazić. Maluje bowiem taki obraz współczesności, w którym nie chcielibyśmy się znaleźć. Australijski pisarz (zdobywca Nagrody Bookera w 2014 r. za powieść Ścieżki północy") tworzy pod postacią quasi sensacyjnego thrillera świat wyjątkowo perfidny i zepsuty.

Gina, dwudziestokilkuletnia erotyczna tancerka, pracująca w klubie nocnym w centrum Sydney, ciułająca zarobione pieniądze na swój wymarzony dom i zmianę swojego stylu życia (dodajmy bardzo bliska jego osiągnięcia) spędza noc z przypadkowo poznanym mężczyzną, który rankiem znika. Ów zostaje głównym podejrzanym w sprawie nieudanego zamachu w tym australijskim mieście, a nasza bohaterka ze zwykłej dziewczyny stanie się dzięki sfingowanemu naprędce materiałowi "Czarną wdową" poszukiwaną przez wszystkie służby w kraju. 
 
Atmosferę strachu i zagrożenia tworzą najpierw media, do której ochoczo przystępują politycy. Uwiarygadniają ją pozornie niezależni eksperci.  Policja i służby, które mają stać na straży wolności i bezpieczeństwa, także z łatwością ulegną tej narracji, bowiem dostrzegają w niej możliwość utrzymania swojej pozycji i są niczym demiurdzy utrzymując ludzkość w platońskiej jaskini mroku. 

Przez strach przecież najłatwiej się zarządza, a każdy z decydentów ma tu dodatkowo swoje własne interesy. Wszyscy też tłumaczą swoje działania, prawda nie ma dla nich specjalnego znaczenia, łatwo złożyć ją na ołtarzu "celów wyższych". 
Krytyce jest tu również poddane społeczeństwo, które lubi patrzeć krótkowzrocznie, bo tak łatwiej i prościej, po to, by przy iluzji bezpieczeństwa móc dalej realizować swoje przyziemne sprawy. Bowiem świat nieskomplikowany, łatwo wytłumaczalny, sprowadzający się do gwarancji spełnienia prostych instynktów jest "atrakcyjniejszy". 
Świetnie zilustrowane jest to przez wszędobylskie reklamy, które autor wplata w nieustanne relacje mediów, wszechobecne galerie i światowe marki produktów, które dają wrażenie bycia kimś ważnym i lepszym, czy wreszcie muzyka Chopina będąca podkładem do striptizu, ale która również uświadomi bohaterce alienację oraz samotność jednostki. Równocześnie upalne, wielkie miasto stanowi metaforę miejsca bez ucieczki, gdzie radio, telewizja nieustannie nadają komunikaty i obrazy kształtujące masową wyobraźnię. 

Flanagan umiejętnie stopniuje napięcie. Ucieczka Giny, jej osaczenie oraz zmieniające się postrzeganie rzeczywistości, otwarcie oczu na zakłamaną rzeczywistość jest równolegle ukazane przez krótkie fragmenty wspomnień jej prawdziwego dzieciństwa i młodości, których jednak nikt oprócz nas, czytelników nie pozna. Wszyscy bowiem mają już wyrobioną opinię i znają ją wyłącznie z obrazu kształtowanego przez środki masowego przekazu.

Nawet te kilka postaci, jawiące się jako osoby z moralnym, choć przetrąconym kręgosłupem, które próbują dojść do prawdy okazują się w końcu, mimo podejmowanych wysiłków dotarcia do prawdy niemającymi mocy przebicia, by odwrócić zatwierdzone kłamstwo.   

Cały świat wykreowany w książce jest odpychający i zniechęcający, a co gorsza nie dający się naprawić, zdolny w cztery dni, bo tyle czasu toczy się akcja powieści i tyle go potrzeba na zrujnowanie  życia bohaterce i stworzenie jej innego, zupełnie fałszywego obrazu, w który uwierzą wszyscy.

Jakkolwiek jest to karykatura naszej współczesności i tak należy ją traktować, to pozostaje pytanie na ile się do niej zbliżamy i czy do jej osiągnięcia nie ma tak naprawdę już niewiele.
Warto dodać, że bezpośrednią przyczyną jej napisania był zamach na WTC, jego bezpośrednie skutki i sprawa zatrzymania Davida Hicksa, Australijczyka w związku z oskarżeniami o powiązania z terrorystami.