To jest książka w pewien sposób oszałamiająca. Do tego to debiut Barbary Sadurskiej uhonorowany Nagrodą im. Witolda Gombrowicza, co tym bardziej zasługuje na słowa uznania. Już sama jej kompozycja i struktura jest niezwykła. Raptem dwieście stron, sześć rozdziałów, z których każde jest opowiadaniem, a wszystkie one łączą się w niedomkniętą, otwartą powieść. Z niesamowitą ilością wątków i tropów, którymi podążamy.
W miarę jak zagłębiałem się w lekturę miałem nieodpartą chęć połączenia nici i wątków, które urywają się niespodziewanie, by rozpocząć się dalej kilka lub kilkanaście stron później, przeczuwając, że ta misterna konstrukcja prowadzi do rozszyfrowania zagadki. Poniewczasie okazuje się jednak, że to i tak byłby marny trud. Bowiem tak naprawdę historie nie domykają się, przeczuwamy jedynie ich podskórną ciągłość i zależność. I to właśnie jest w tej książce niezmiernie fascynujące.
Sadurska świetnie panuje nad językiem, zdania są wręcz wycyzelowane, niezwykle eleganckie.
A jednocześnie bardzo precyzyjne, "gęste", przenoszące bardzo dużo treści. Do tego nie ma książce zdań zbędnych, niepotrzebnych, wszystkie mają swoje miejsce.
Literacki palimpsest, finezyjnie i misternie skonstruowany do kontemplowania i szukania własnych interpretacji. I do tego długo nie daje o sobie zapomnieć.
Wydawnictwo: NISZA, 2019
Liczba stron: 206
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz