poniedziałek, 7 grudnia 2020

„POPARZONE DZIECKO" Stig Dagerman


Stig Dagerman - szwedzki klasyk, krótkie intensywne życie (podobnie jak i twórczość, wszystkie swoje książki napisał w niespełna pięć lat), błysk geniuszu i koniec. Postać zasługująca na osobną analizę.
"Poparzone dziecko" to przedostatnia jego powieść uznawana w jego rodzinnym kraju za tę najważniejszą, choć warto nadmienić, że wszystko co napisał miło w sobie błysk geniuszu.
Wydana w 1948 r. podzieliła mocno czytelników i krytyków.
Sama fabuła jest nieskomplikowana z kilkoma raptem postaciami. Oto w pewnej rodzinie umiera kobieta. Pogrążeni w żałobie mąż i syn, dwudziestokilkulatek próbują poradzić sobie z sytuacją. Ojciec szybko przedstawia synowi pewną kobietę, z którą okazuje się, że spotykał się jeszcze przed śmiercią żony. Syn sam ma narzeczoną, ale nawiązuje krótkotrwały i intensywny romans z macochą. Ale wszystko to co istotne w tej powieści dzieję się w sferze emocjonalnej Bengta (syna), głównego bohatera.

Powieść traktuje o dojrzewaniu, frustracji i tęsknocie, oraz próbie poukładania sensu na nowo.
Jest też takim studium zagubienia i niemożności zbudowania relacji rodzinnych, niezrozumienia (czy ono w ogóle jest możliwe) oczekiwań innych oraz poznania własnych pragnień.
Na uwagę zasługuje język powieści, krótkie, kompulsywne wręcz zdania, które wręcz idealnie oddają niezwykłe szamotanie, zagubienie i poszukiwanie młodziana. 
Książki aż kipi od skrajnych emocji  i podskórnego napięcia, które udziela się czytającemu. Wachlarz skrajności emocjonalnych na jej kartach jest dość imponujący, od żalu i smutku, obojętności, nienawiści, aż do gorącej i płomiennej miłości. To pomiędzy nimi bez przerwy szamocze się nasz bohater,  a ich areną są ciężkie i duszne pomieszczenia, oraz zimna i szara północ, która w jakiś dziwny sposób kontrastuje z wysoka temperaturą emocji. Motyw wyspy, która pojawia się kilkukrotnie na kartach jako arena najważniejszych wydarzeń również wprowadza rozdwojenie interpretacyjne. Z jednej strony stanowi zamkniętą przestrzeń, na którą są skazani bohaterowie, bądź stanowi iluzję ucieczki przed innymi.  

Mnie z jednej strony męczyły, raziły i zniechęcały freudowskie ścieżki analizy postępowania Bengta (owego młodzieńca), których sporo oraz dziecinne, wręcz błazeńskie jego decyzje i sztuczne zachowania (zresztą każdy z jej bohaterów w jakiś sposób szamocze się z relacjami wobec innych i samego siebie), ale z drugiej strony poprzez formę narracji, swoistą nerwowość we frazie i rozdygotanie książka mocno przyciągała do siebie i nie dała się odłożyć.

Również układ narracyjny powieści jest bardzo oryginalny.
Mamy nieparzyste rozdziały, które są prowadzone w trzeciej osobie przez narratora obiektywnego, obserwującego wydarzenia i emocje, a rozdziały parzyste będące listami Bengta w przeważającej większości pisanymi do samego siebie (poza trzema ostatnimi),  w których próbuje wyjaśnić przyczyny swoich kroków oraz targające nim uczucia. Ten zabieg karze spojrzeć z zupełnie innej strony na poczynania bohaterów, choć ich motywacji nigdy w pełni nie poznamy. 
Powieść zyskuje też inny odbiór, kiedy wiemy, że autor zginał śmiercią samobójczą parę lat po jej napisaniu, a część z jego osobistych doświadczeń znalazło tu odbicie.  

Momentami irytująca i drażniąca, ale wchodząca gdzieś pod skórę proza, choć na pewno nie jest lekturą "przyjemną". 

 

   
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz