Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura jamajska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura jamajska. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 8 kwietnia 2021

„DIABEŁ URUBU” Marlon James

Końcówka lat 50-tych XX wieku, Gibbeah, mała, zamknięta (pod koniec już dosłownie) jamajska wioska, społeczność, gdzie każdy wie o innych wszystko, choć tajemnic jest sporo, a ta najstraszniejsza wyjdzie dopiero na jaw.

O wyglądzie wsi zdecydował niejaki Aloysius Garvey (przypadkowo? jest to też nazwisko twórcy czarnego nacjonalizmu) majętny mulat z nieprawego łoża, który dzięki spekulacjom i nosowi do interesów dorobił się pokaźnej kwoty i to on zdecydował o jej kształcie. 
Centralnym miejscem wioski jest kościół, gdzie posługę pełni, coraz częściej sięgający do kieliszka pastor Hector Blight, upodlający się coraz bardziej i "ochrzczony" przez mieszkańców Rum Kaznodziej.
Pewnego dnia pojawiają się znikąd w wiosce sępniki (tytułowe urubu) oraz czarnoskóry nieznajomy, który wywleka z kościoła dotychczasowego "pasterza", sam każe się odtąd nazywać Apostołem Yorkiem i przejmuje jego rolę, by od tej chwili prowadzić mieszkańców, wyplenić z nich diabelskie nasienie (a tego jest sporo) i przygotować sąd "boży".
Odtąd wioska stanie się areną walki pomiędzy nimi, o rząd dusz, a motywy obu zostaną odsłonięte dopiero pod koniec lektury.
Który z nich wiedzie do "zbawienia, a który do zatracenia? To pytanie od początku przyświeca czytelnikowi, a odpowiedź będzie bardzo wstrząsająca i zupełnie niejednoznaczna. 

Głównym postaciom męskim towarzyszą również odpowiedniki kobiece, w postaci wdowy Mary, outsiderki  która przygarnie zdetronizowanego pastora oraz panny Lucindy, która stanie się powierniczką, a przynajmniej będzie próbowała, nowego, samozwańczego kapłana. 

Choć sama fabuła wydaje klarowna, nie jest proza łatwa, ani łatwa do przyswojenia z kilku względów.
Fraza często jest rwana, zmienia znienacka kierunek, rozpływa się w niedopowiedzeniach.
James nie stroni od prostego, wręcz prostackiego języka mieszkańców, który wraz z ich "grzesznymi" , miejscami obrzydliwymi wręcz postępkami stanowi tło rozgrywki, mieszając go z w mnóstwem cytatów biblijnych, czy apokryficznych, gdzie religijność stanowi niejako swoistą karykaturę.

Pełno w niej symboliki, nie zawsze czytelnej i zrozumiałej oraz specyficznego języka, do którego trzeba się przyzwyczaić.  
Postaci są przerysowane, włącznie z głównymi protagonistami, którzy niczym telewizyjni kaznodzieje zasypują się egzaltowanymi mowami popartymi nieraz rękoczynami.
Do tego swoisty jamajski realizm magiczny, zmieszany z miejscową magią (obeah), sytuacje rodem z ciemnego fantasy i przedziwna mistyka. 

Powieści nie można odmówić wyrazistości i bezkompromisowości, choć ja odniosłem wrażenie, że forma jest zbyt "przegięta" i utrudnia jednak przejrzystość.
Od razu też ostrzegam "wrażliwców", że uwypuklony stopień ohydztwa jest spory, a i obrazoburczość na dużym poziomie.
Przez pierwszą część mocno się męczyłem, druga, a zwłaszcza druzgocące rozwiązanie rzuciło odmienne światło na jej odbiór, choć niedosyt, nawet całkiem spory pozostał.
Mimo to jest to mocny, w całym znaczeniu tego słowa debiut laureata Bookera ("Krotka historia siedmiu zabójstw").


Wydawnictwo Literackie, 2019
Przełożył: Robert Sudół
Liczba stron: 257